Kobieta w (nie)wielkim mieście
Jaka jesteś? 20-30-40-latko z małego miasteczka? Co robisz wieczorami? Jakie są Twoje pasje? Czy Twoje życie to tylko dom-dzieci-praca (studia) ?
W zasadzie mogłabym ten artykulik nazwać autobiograficznym. Ale podejrzewam, że w podobnej do mojej sytuacji są tysiące kobiet.
Mieszkam w niewielkim miasteczku (20-25 tys mieszkańców), jedno kino, niewielki basen, dom kultury. Nieodpłatnych form rozwoju/rozrywki dla kobiet po 20-ce - brak.
Chwała więc kilku instruktorkom aerobiku, pilates czy nordic-walking za te nieliczne, odpłatne zajęcia, zawsze jest co z sobą zrobić dwa razy w tygodniu przez godzinę lub dwie.
Swojego czasu chodziłam też na taniec brzucha - ilość chętnych pań, które przyszły na pierwsze zajęcia, oraz przekrój wiekowy dał mi do myślenia - czemu właściwie u nas, w tym malutkim mieście, nie ma żadnej kobiecej organizacji typu taka na przykład Dojrzewalnia Róż?
Siostra sprowadza mnie na ziemię - dziewczyno, o co ci chodzi w końcu? Gdzie z tą organizacją chcesz urzędować? Zważ, że powinna mieć ona jakiś adres! KTO będzie z tobą ślęczał po nocach układając statut, założenia programowe. Kto będzie to wszystko trzymał w garści i jednocześnie dbał o to, by oferta imprez/szkoleń/spotkań trafiała do odpowiedniej liczby kobiecej populacji w naszej miejscowości?
Nienawidzę takiej dekadencji, brrr!
To co, lepiej złorzeczyć, że mieszkamy na końcu świata a wieczory i popołudnia spędzać w zimie - na kanapie lub w lecie - grillując?
Taaa...Są jeszcze pisma kobiece. Twój Styl, Cosmo, Pani. Powinny kobiecie z małego miasteczka dostarczyć informacji o trendach w modzie, kulturze, a także niezbędnej wiedzy - jak pielęgnować urodę oraz związek. To powinno taką kobietę zadowolić. Popatrzy sobie na buty Jimmiego Choo i od razu poczuje się światowo, nes pa. Przyjdzie SM (szanowny małżonek) z pracy do domu, to poda mu ewentualnie sałatkę grecką (przepis by MOJA KUCHNIA).
Kurczę, kurczę.
Nie bardzo mi się to widzi...
Kombinuję sobie - mam przyjaciółkę z lat chmurnych i durnych, która teraz robi wielką karierę w PR, może dałaby się namówić na warszatacik z autoprezentacji, hę?
Kolega zaś, z lat tychże, prowadzi hip-hopowe zajęcia taneczne. Nauki pobierał na ulicach Bronxu. Czemu nie miałby przybliżyć filozofii nurtu?
A instruktorki wendo? Czemu mają do nas nie przyjechać? A podróżniczki?
Ale się zapaliłam!
Tyle możliwości! Przecież w takim wielkim mieście wzystko to już jest!
A u nas, jak powiedział jeden z celebrytów (cóż, mamy takich, na jakich sobie zapracowaliśmy w końcu) "nie ma niczego".
I to jest motywacja. Zrobić COŚ z NICZEGO.
Howgh.