Reklama

Książę i karierowiczka, czyli miłość w czasach zawodowych aspiracji

Książę - przystojny, zadbany i dobrze ubrany mężczyzna po 30-stce. Inteligentny, zabawny, dobrze wychowany. Bez nałogów, stroniący od alkoholu biegacz amator. Miłośnik zwierząt, dobrej kuchni i pięknych kobiet. Świetny przyjaciel - potrafi wesprzeć dobrym słowem, ale też nieźle ochrzanić gdy zajdzie taka potrzeba. Niezależny finansowo. Mocno stąpa po ziemi i doskonale wie, czego chce od życia. A czego chce? Otóż Książę w skrytości ducha marzy o Karierowiczce.

Karierowiczka - blond bogini o gładkiej cerze i talii osy.  Hojnie obdarzona przez Matkę Naturę  atrybutami kobiecości: duże, jędrne piersi i ponętne usta, w które z miejsca aż chce się wgryźć, smukłe dłonie, długie nogi. Patrząc na nią ma się wrażenie, jakby sam Bóg pofatygował się do jej stworzenia. Do tego inteligentna, zabawna, bez nałogów. W dzień przykładna Karierowiczka, w nocy wyuzdana kochanka. Czego chcieć więcej?

Reklama

Miejsce akcji: duże, polskie miasto, które nigdy nie zasypia.

Co łączy tych dwoje? Życie w ciągłym przekonaniu, że 24h to stanowczo za mało.

Poznali się 1,5roku temu. Gdzieś między jednym, a drugim zaplanowanym na ten dzień spotkaniem biznesowym, oto znaleźli się w tym samym pomieszczeniu z garstką innych, ubranych w takie same garnitury, nijakich ludzi. I zupełnie jak w Matrixie, czas wokół nich nagle przestał płynąc. Był tylko On - Książę, i Ona - Karierowiczka. Wrażenie jakie na sobie wywarli prawie ścięło ich z nóg. Jednak, z racji głęboko zakorzenionego poczucia własnej wartości, żadne z nich nie dało tego po sobie poznać. 


Spotkanie było krótkie i do bólu formalne, zakończone standardową wymianą wizytówek oraz szybkim uściskiem dłoni. Jednak od tej pory nie mógł przestać o niej myśleć. Wywarła na nim niesamowite wrażenie, nie tylko swoją kobiecością ale i, a może przede wszystkim, inteligencją. Uwiodła go swoim profesjonalizmem oraz wiedzą, której on sam by się nie powstydził. Do tego te usta i obiecujące niekończącą się rozkosz piersi ukryte pod obcisłą, białą bluzką. Tak, zdecydowanie była jedną z tych nielicznych kobiet, obok których nie przechodzi się obojętnie. Myśl o niej towarzyszyła mu na każdym kroku, razem z nią zasypiał i budził się następnego dnia. W drodze do pracy zastanawiał się, czy już wstała, jaką bieliznę dziś na siebie założyła, czy zjadła śniadanie i czy był nim tost, a może musli? Potem, w ciągu dnia, gdy tylko udało mu się wygospodarować chwilę, oddawał się przyjemności dalszego rozmyślania o niej. 


Czasem też, gdy długo w nocy nie mógł zasnąć, przychodziły mu do głowy myśli złe: czy ona kogoś ma? Przy kim zasypia co noc? Do kogo się przytula gdy ma okres i ją boli?  Szybko zauważył, że pytania te sprawiały mu przykrość, dlatego odpędzał się od nich na tyle na ile było to możliwe, a potem zasypiał. 


Tak mijały mu dni. Zaczęli do siebie pisywać, początkowo skutecznie omijając personalne wycieczki, oboje starali się skupić całą swoją uwagę na pracy jaką mieli do wykonania. Szybko jednak odkryli, że mają ze sobą wiele wspólnego: zbliżone poglądy, wspólne pasje, a przede wszystkim oboje byli mocno zaangażowani w swoją pracę, na tyle mocno by temat rodziny i związku mógł zejść na dalszy plan. Pracoholik i Karierowiczka, para idealna. Oboje niezależni i mocno stąpający po ziemi.  Minął rok, w między czasie dokończyli projekt. Wydarzyło się też kilka kolacji, niezobowiązujący seks, dwa wspólne seanse w pustym kinie. Wreszcie ustalili, że chcą spróbować być ze sobą. Od początku nie było łatwo, mimo że znali się jak łyse konie, ich związek miał wzloty i upadki. Ale zawsze wszystko dobrze się kończyło. 


Aż do pewnego wieczoru, gdy oboje zmęczeni pracą i życiem w ciągłym biegu, z małej iskierki wzniecili potężny ogień który strawił wszystko, co do tej pory tak skrupulatnie zbudowali. Dwa silne i zarazem trudne charaktery, niczym w walce tytanów, w pełnym rynsztunku stanęły ze sobą do pojedynku. Tego wieczoru padło między nimi o kilka słów za dużo, wypowiedzianych w gniewie i złości, przerwany dialog zwieńczony głośnym trzaśnięciem drzwiami. Zbiegając po schodach czuł, jak z każdą chwilą rośnie w nim pragnienie, by wrócić na górę i na kolanach błagać Karierowiczkę o wybaczenie. Jednak głupie nogi, napędzane dumą, gnały przed siebie jak oszalałe. Wreszcie wybiegł z budynku, dopadł do samochodu i po chwili pędził już do swojego mieszkania. Minął dzień, dwa, tydzień a telefon wciąż milczał jak zaklęty. 


Nie zadzwoniła, nie napisała, jakby zapadła się pod ziemię, jakby nigdy nie istniała? Pełen pokory, chowając dumę do kieszeni, pojechał do niej. Nie otworzyła. Próbował dzwonić, nie odebrała, a kwiaty wysłane do jej biura wróciły z powrotem do kwiaciarni. Zabolało. Z każda kolejną godziną coraz bardziej uświadamiał sobie, jak bardzo ta kobieta jest mu bliska, jak bardzo za nią tęskni, jak bardzo nie potrafi pogodzić się ze świadomością, że od tej pory przyjdzie mu żyć bez niej. Przecież była jedną z tych nielicznych kobiet, obok których nie przechodzi się obojętnie. Nie mógł tak po prostu odpuścić, zrezygnować z niej. Tworzyli związek idealny - Pracoholik i Karierowiczka. Taka miłość nie zdarza się dwa razy...

Nie udało się. Karierowiczka wciąż milczała jak zaklęta, a Książę całą swoją uwagę skupił na pracy. I tak żyją obok siebie w tym, wielkim polskim mieście które nigdy nie zasypia. Oboje skrzywdzeni, przepełnieni goryczą porażki, że oto „znowu kolejny...” i „znowu kolejna...”, a przede wszystkim źli na siebie że pozwolili sobie na to cholerne „znowu...”. A przecież mogło być tak pięknie. Wystarczyłby dialog, chwila rozmowy, zwykłe ludzkie „przepraszam”. 


Niestety, w dzisiejszych czasach, ludziom coraz trudniej przyznać się do popełnianych błędów. Słowo „przepraszam” przeszło do lamusa, wypowiadane z wielkim trudem, sporadycznie, prawie nigdy. Zastąpione byle jakim, nic nie znaczącym „sorry”, słyszanym na każdym kroku: od sorry w tramwaju, po sorry na pogrzebie ojca przyjaciela z dzieciństwa. I ta cholerna duma, która przyćmiewa zdroworozsądkowe myślenie, i przez którą Człowiek nagle zmienia się w duże rozkapryszone dziecko. Dziecko, które tupiąc i gryząc wykrzykuje te swoje nędzne „nie, bo nie!” na złość komu, drugiej stronie? Nie, raczej na złość samemu sobie.  Im jesteśmy starsi, im bardziej niezależni, im bardziej konsumpcyjny tryb życia prowadzimy, tym trudniej jest nam nauczyć się szacunku i przywiązania nie tylko do ludzi, ale i do rzeczy.
Człowiek, który zmienia partnerów jak rękawiczki – powtarzając sobie w kółko, że jak nie ten, to będzie inny – nigdy nie zrozumie Człowieka, który mimo napotkanych na swojej drodze trudności jest gotów stać za swoim partnerem murem, nawet w tych najczarniejszych momentach ich związku i walczyć o niego – o nich. Człowiek, który nigdy nie zaznał biedy, nigdy nie zrozumie radości drugiego Człowieka, który na wymarzony, przez długie lata pozostający poza zasięgiem jego możliwości cel (dom, wakacje, samochód etc., etc.) musiał oszczędzać całe życie. 


Prawda jest taka, że im więcej mamy, tym jeszcze więcej chcemy. Z każdym nowym samochodem, telefonem komórkowym, kiecką od znanego projektanta nasz apetyt rośnie: żeby był jeszcze droższy, jeszcze bardziej markowy, jeszcze bardziej wyposażony w rozmaite gadżety, jeszcze bardziej „wow” i „trendy”. I tak przez całe życie, od młodości, aż po późną starość. W dzisiejszych czasach chłopak chcąc zaimponować dziewczynie z klasy nie napisze dla niej wiersza, ani nie zabierze jej na długi romantyczny spacer po plaży. Nie. W dzisiejszych czasach chłopak ten pożyczy od ojca kluczyki do „wypasionej fury”, która stoi na podjeździe przed domem (żeby sąsiedzi mogli się przyjrzeć) i „trochę kasy” na wejściówki do najbardziej „trendy” klubu w mieście (żeby nazajutrz na długiej przewie cała klasa miała o czym gadać). Tak jak chomik godzinami biegnący w swoim plastikowym kółku, tak i my ciągle gdzieś biegniemy. Byle więcej, jak najwięcej zarobić, a potem jak najszybciej wydać na coraz to nowsze zabawki. I dopóki jesteśmy młodzi, zdrowi i niezależni, jest ok. Pytanie tylko, kto poda nam ten cholerny kubek gorącej herbaty w pewną zimową noc, gdy starzy i schorowani wreszcie na spokojnie usiądziemy w głębokim fotelu i nagle ze zdziwieniem odkryjemy, że wokół nas nie ma żywej duszy?

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy