Reklama

Nie bójmy się być szczęsliwi...

Wciąż czytamy tylko o tym jak bardzo ludzie są nieszczęśliwi, jak przytłacza ich kryzys. Kryzys w związku, kryzys w pracy, kryzys osobowości, wiary, czy wciąż rozdmuchiwany kryzys ekonomiczny.

Wciąż czytamy tylko o tym jak bardzo ludzie są nieszczęśliwi, jak przytłacza ich kryzys. Kryzys w związku, kryzys w pracy, kryzys osobowości, wiary, czy wciąż rozdmuchiwany kryzys ekonomiczny.

Coraz rzadziej mam ochotę sięgnąć po swoje ulubione czasopismo ponieważ przytłacza mnie smutek i nieszczęście opisywanie na każdej stronie. Gdy ludzie są naprawdę przepełnieni złymi informacjami, mają dosyć natłoku informacji, które tylko pogłębiają ich przygnębienie i depresję. Często nawet nieświadomie, ale pragną usłyszeć o czymś pozytywnym, wesołym, zabawnym. Dlatego chciałabym opisać swoje życie. Życie, które wbrew dzisiejszym czasom jest piękne, szczęśliwe.

Jestem zwykłą 22-letnią młodą kobietą, która dosyć ma napierającego zewsząd niespełnienia i smutku. Jestem szczęśliwa i nie boję się powiedzieć o tym głośno. A peluję, żeby nikt nie bał się tego powiedzieć o sobie. Jestem studentką trzeciego roku matematyki i naprawdę to lubię. Studia wybrałam przez przypadek, do ostatniej chwili nie miałam pojęcia czego chce od życia, co chcę robić po liceum. Zawsze lubiłam matematykę, ale nigdy nie na tyle, aby wiązać z nią swoją przyszłość. Jednak okazało sie, że to jest właśnie to.

Reklama

Pierwszy rok był ciężki, co i rusz miałam wątpliwości, czy aby napewno chcę być nauczycielem matematyki. Dwa semestry mineły, a ja ciągle tu byłam. Drugi rok był inny. Teskniłam za ludźmi z uczelni, za matematyką. Jest nas zaledwie 25 osób na roku, jednak są to naprawdę świetni, młodzi ludzie, pełni nowych pomysłów, pełni energii. Teraz jestem przed sesją zimową na koniec 5 semestru i czuję, że się spełniam. Z chęcią wstaję rano, aby udać się na uczelnię, spotkać z przyjaciółmi. Ponadto uczęszczam na praktyki do szkoły podstawowej i gimnazjum i wiecie co- teraz wiem, że to jest właśnie to, czego mi potrzeba. Uwielbiam dzieci, są takie świerze, niczym nie naznaczone, zarażają uśmiechem i pogodą ducha. Wogóle kocham ludzi i może to naiwne, ale ufam im i wierzę. Żyję według maksymy " im więcej dajesz tym więcej otrzymasz". Jest w tym zdaniu pewna nutka zdrowego egoizmu. Staram się dawać z siebie bardzo dużo, w nadziei, że wszystko do mnie wróci, być może nawet z nawiązką.

W wolnych chwilach, pomagam dzieciakom ze świetlicy środowiskowej. Odrabiamy lekcje, wspólnie się bawimy. Oprócz tego jestem tutorem w Akademii przyszłość Stowarzyszenia WIOSNA i wierzcie albo nie ale pomaganie daje niesamowitego kopa. Jestem naprawdę szczęśliwa i spełniona mogąc poświęcić swój wolny czas komuś, kto tego potrzebuje i nie oczekiwać niczego w zamian, no prawie niczego, bo satysfakcja i wdzięczność są wartościami, których wartość jest bezcenna.

Mam cudownych rodziców. Naprawdę. Może zabrzmi to banalnie, ale niegdy nie mieliśmy większych konfliktów. Są wyrozumiali, tolerancyjni, otwarci, postępowi. Mama jest moją najlepszą przyjaciółką, dzielę się z nią moimi problemami, sukcesami, pytam o radę i często proszę o pomoc. Jest zawsze kiedy jej potrzebuje i nigdy nie oczekuje niczego w zamian. A tata, to mój bohater. Zawsze taki silny, troskliwy. Nigdy nie bałam się niczego rodzicom powiedzieć, nie ukrywałam przed nimi nawet najbardziej żałosnych dziecięcych wybryków. A teraz gdy jestm już dorosłą kobietą, uwielbiam wieczory, gdy wracam po całym tygodniu do rodzinnego domu, siadamy wtedy wspólnie do kolacji i rozmawiamy tak długo, aż nastanie świt. Czasem myślę sobie, że trafili mi się najwspanialsi rodzice pod słońcem i marzę o tym, że gdy będę kiedyś mamą, będę potrafiła być dla swoich dzieci takim samym rodzicem.

Jestem także w szczęśliwym związku, już od ponad 5 lat. Z Karolem znalismy się wcześniej, ponieważ mieszkaliśmy obok siebie. Tak to może wydawać się dziwne mam dopiero 22 lata, a już 5 wspólnie spędzonych z ukochanym lat. Karol jest cudowny, troskliwy, czuły, delikatny, odpowiedzialny, ma poczucie humoru i wszyscy wokół wręcz przepadają za nim. Minęło 5 lat, a my wciąż kochamy się tak jak pierwszego dnia, z tą różnicą, że doskonale się znamy, ufamy sobie. Myślę, że receptą na długi i udany związek jest nie tylko miłość, namiętność, ale przede wszytskim wspólna sympatia i przyjaźń. Mimo tego, że spędzamy często ze sobą całe dnie i noce, to zawsze mamy o czym rozmawiać, dzielimy się pasjami, obawami, sukcesami, pomysłami czy porażkami. Jesteśmy dla siebie pociechą w nieszczęściu i smutku, oparciem w chwilach zwątpienia, wzajemnie cieszymy się ze szczęścia drugiej osoby. 

Czasem, aż wstyd mi za siebie, za to jaka jestem szczęśliwa. Myślę, że dostałam tak dużo od Niebios, że to w końcu musi się skończyć. Mam nadzieję, że nie. Że zawsze  będą budziła się rano i dziękowała za wszystko z wielkim uśmiechem na twarzy. To jasne, że smutno mi gdy wokół widzę tyle niszczęść, smutku, ale mam wrażenie że gdy uśmiecham się do ludzi, to jakby było im lżej, lepiej, weselej. Myślę, że wokół jest wiele szczęśliwych ludzi, tylko boją się tego przyznać, boją się że gdy powiedzą głośno, że im dobrze to szczęście ich opuści. Być może jest inaczej ludzie nie mówią o swoim szczęściu, aby nie ranić innych, nie dawać im powodu do zazdrości. Ale to nie tak działa. Gdy ktoś jest smytny, przygnębiony bardzo chciałby widzieć że chociaż inni są zadowoleni i jezeli się postara, przeczeka to do niego także los się uśmiechnie.

Dlatego nie bójmy się mówić o naszym szczęściu, nie myślmy wciąż o kryzysie, katastrofach czy niedostatku. Widząc smutek innych ludzi, spróbujmy ich pocieszyć. Dawajmy ludziom powody do szczęścia, pomagajmy. Bo im więcej dajemy od siebie, tym więcej otrzymamy. A radość i szczęście, uśmiechnięta buzia to nie są powody do wstydu. Nie wstydźmy się swojej radości.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy