Reklama

Padnij czyli Nowy Jork przed Sandy

 

Ulice pustoszały. Mokre liście lepiły się do butów. Padało chaotycznie. Z przerwami. Niebo z wysiłkiem wykrztuszało kolejne porcje tłustych kropel. Na drzwiach sklepu ktoś powiesił kartkę z koślawym napisem: sprzedajemy baterie, zapałki, świece i taśmę klejącą. Trochę wiało ale nie na tyle mocno, by zwracać uwagę. Ślinić palec i wystawiać w stronę wieczności. Jednak o niczym innym nie mówiono. Przeliczano mile na kilometry, kilometry na godziny. Śledząc prognozy pogody z wypiekami na oniemiałych twarzach. Chciałam kupić włoską kapustę na obiad. I niechcący wdepnęłam w ludzkie trzęsawisko. Spożywczą orgię. Manifestację rozbuchanego konsumpcjonizmu. W wózki wypakowane pod sufit. Potężne zady w trykotach. Obfite biusty z tipsami. Dzieci z chipsami. Małżonków z podbródkami. Rojących się przy kasach. Przeciskających między półkami. Walczących łokciami. O miejsce w kolejce. Do podniebiennego raju, co lukrowanymi babeczkami brukowany i coca-colą płynący. Opływający bekonem i migoczący kolorową posypką o smaku siedmiu cudów świata. Gdzie z kranu leje się niebieska woda gazowana a owoce występują tylko w wersji karmelizowanej. W ramach artykułów pierwszej potrzeby nie mogło zabraknąć mrożonek i niebagatelnych w rozmiarze opakowań lodów. To na wypadek, gdyby wyłączyli prąd. Przedziwny zrobił się ideał: dzisiaj każdy już rodzi się z tym, że w każdym następnym roku musi mieć więcej, pędzić szybciej, zarobić więcej, kupić więcej- myślałam Mrożkiem. Świat się mnoży nie tylko liczbowo, ale jeszcze tym postępem żądań. Prawo już sobie ustanowili wszyscy, że jeśli dziś odbeknie się komuś tylko raz, to za rok musi się odbeknąć dwa razy. […] Nażreć, obeżreć, dożreć, przeżreć, a pokazać, a pokazać, a wywalić do ludzi, a czknąć, a wszystko to rycząc nieustannie. Taki jest tenor świata, kiedy tylko podstawowe problemy zostaną rozwiązane.* Dzisiaj problemem był huragan, który dla większości mieszkańców tej części miasta oznaczał krytyczne dwadzieścia cztery godziny. Bez pizzy na telefon. Tutaj worki z piaskiem zastąpiły worki z żarciem. Postawni mężczyźni w pocie czoła układali je na taśmę. Kilogramy mąki. Kilogramy cukru. Przetworzone. Gotowe do spożycia. W celu podtrzymania funkcji życiowych. Zatrzymania fali głodu, występującego z brzegów nienasycenia.

Reklama

 

 

*

 

 

Telewizja odpowiednio podkręcała atmosferę. Dziennikarze w amoku sprawozdawczym pląsali raźno wśród kropel i wyginając się pod naporem coraz silniejszego wiatru pozowali z wdziękiem na tle rozwścieczonego oceanu. Trwał nieogłoszony konkurs na najodważniejszego reportera pt. w oku cyklonu. Prym wiodły kobiety wspinając się po śliskich skałach i manewrując między konarami walących się drzew. Teatry na Broadwayu zgasiły światła. Ale prawdziwy show miał się dopiero zacząć.

 

 

*

 

 

Siedzę na schodach. W jednym ręku trzymam kamerę, a w drugim piwo- pisał bloger z Woodbine Ave. Nic się nie dzieje- dodawał niepocieszony. Gdzie ta apokalipsa? Rozbudzone nadzieje na wstrząsający materiał filmowy zostały ostatecznie pogrzebane, kiedy wiadomości podały listę zalanych ulic, dzielnic i miejscowości. Prezenterka stacji nie potrafiła ukryć niezdrowego podniecenia na myśl o erekcji słupków oglądalności. Tragiczne wiadomości, to dobre wiadomości. Gdyby nie była na wizji pewnie zdarłaby z siebie sukienkę.

 

 

*

 

 

Wyło za oknem i mlaskało deszczem. Gdzieś w oddali zajęczała syrena karetki. Drzewo zabiło człowieka. Rozstąpiło się niebo. Na ekranie Spiderman ratował świat. Do złudzenia przypominający Nowy Jork.

 

 

 

 

 

Nic już nie będzie zależeć od ludzi.

 

 

Oddajmy swoje ciała w ręce wiatru.

 

 

Oddajmy swoje głosy wyciu burzy.

 

 

Oddajmy morza oceanom. Padnij!

 

 

 

 

 

Padnij w piasek i leż tam.

 

 

Ileż tam nadziei!

 

 

Padnij w śnieg, paś się śniegiem,

 

 

Aż nasycisz się.

 

 

 

 

 

Przyjdzie zwierzę i spojrzy.

 

 

Przyjdzie zimna kość.

 

 

Byliśmy pierwsi, jesteśmy ostatni

 

 

Będziemy pierwsi. Nie ma czasu. Padnij! **

 

 

 

 

 

*Stanisław Lem, Sławomir Mrożek. Listy 1956-1978.

 

 

**Marcin Świetlicki, Padnij.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama