Reklama

Patrycja & Lukrecja

„Patrycja” i „Lukrecja” choć sugeruje to nie jedną, a dwie kobiece postacie, to nie sposób pisać tylko jednej z nich – te literackie bohaterki są ze sobą ściśle związane;)

Kim właściwie jest para tych nadobnych dam? Pozornie niczym się nie różnią od zwyczajnej, polskiej kobiety w słusznym wieku. Na co dzień chadzają do kościółka na wieczorną mszę, na głowę zakładają gustowny berecik, w łazience trzymają taniutkie kosmetyki, piją herbatkę w starej szklance, wspominając sobie stare, dobre czasy…

Reklama

 Czy więc Patrycja i Lukrecja z otwartymi ramionami zostałyby przyjęte na przykład w szeregi tzw. moherowych beretów?  Wszakże ich opis idealnie wpasowuje się w charakterystykę tej grupy starszych Pań…

Być może, jest tylko jeden, mały problem. Patrycja i Lukrecja są… mężczyznami. Z biologicznego punktu widzenia, rzecz jasna;) bo ten kto przeczytał „Lubiewo” Witkowskiego dobrze wie, że bohaterki tej powieści przedstawiają sobą wszystko to, co kobiece. I absolutnie nie są transseksualistami! Oni po prostu „jakoś tak po kobiecemu się czują”. Oczywiście mówią o sobie w rodzaju żeńskim. Kim właściwie dla mnie są, że zaliczam je w poczet jednych z moich ulubionych literackich bohaterek? Otóż Pati i Lukrecja są żywym uosobieniem tego wszystkiego, co nazywamy „płcią kulturową”. To co ci, było nie było – dwaj faceci – robią by być kobiecą, co noszą, jak mówią, jacy są w stosunkach z innymi mężczyznami pokazuje, z czego składa się „kobiecość” w sensie kulturowym. Pokazują, jakie to wszystko jest ulotne, umowne…Udowadniają, że można żyć i zachowywać się jak kobieta, de facto nią nie będąc. A może właśnie „będąc”? Może właśnie damska torebka, tembr głosu czy sposób poruszania wystarczą, by BYĆ kobietą. Wszakże ciągle kobiety, które się w te normy nie wpasowują ( bo wykonują męski zawód, są szorstkie w obyciu czy noszą męskie ciuchy) są deprecjonowane jako kobiety, kwestionuje się ich kobiecość. Są to oczywiście dylematy jakimi zajmują się szeroko pojęte nauki genderowe, z których założeniami można się zgadzać lub nie, ale nie można pozostawać na nie obojętnymi – bo to, co społecznie właściwie jest kobietom, a co mężczyznom jest dostrzegalne w większości kultur, na przestrzeni wieków.

Ale wróćmy do samego „Lubiewa”, do jego bohaterek, często perwersyjnych, ale jednocześnie szalenie rozśmieszających i rozczulających;) Choć, szczególnie za młodu, najczęściej można było je spotkać na nocnych podrywach w okolicach prl-owskiego parku czy szaletu (gdzie przyznaję, nie jest to zbyt zachęcająca charakterystyka) to jest w tych dwóch podstarzałych facetach udających kobiety coś, co mnie naprawdę porusza. To totalna zdolność do wytworzenia sobie swojego własnego, intymnego światka. W otoczeniu komunistycznej szarości i nudy, ucieczka od tego wszystkiego w wyobrażenie, w tworzenie siebie na nowo „w swojej głowie”. Bo kiedy jedna z nich zaczyna opowiadać swoje historie, to słychać, że radość sprawia jej ubarwianie ich, dopisywanie sobie scenariuszy, które być może nigdy się nie wydarzyły. Są biedne, a dla nich kobieta znaczy najczęściej przedwojenna dama, ubrana w boa, z papierośnicą w dłoni, więc WYOBRAŻAJĄ sobie że trzymany tani papieros jest tym cienkim, eleganckim, że tania bransoletka z bazaru jest drogocenną biżuterią dystyngowanej damy… Umiejętność tworzenia „swojego mała światka”, ucieczki w marzenia to są zresztą cechy, które zawsze wywierają na mnie wrażenie także u wszystkich innych bohaterek  i bohaterów literackich, zawsze mnie to wzrusza, choć muszę przyznać – tylko Patrycja i Lukrecja opanowały te umiejętność w sposób mistrzowski.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy