Reklama

Przez ścianę

Jedna ściana, tysiące emocji...

Jedna ściana, tysiące emocji...

Nic nie wskazywało na to, ze się zaprzyjaźnią. Jeżeli w ogóle tę zależność, te dziwnie poplątane nitki, łączące ich losy, można nazwać przyjaźnią. Fakt, dużo o sobie wiedzą, w końcu śpią przy tej samej ścianie.

Ta młodsza, z mysimi włosami i w ciuchach tak dobranych, by przemykać się niezauważoną i ta starsza, bardziej uśmiechnięta, tyle tylko, że płacze tak samo często, jak się śmieje... ale o tym już nie wszyscy wiedzą.

Poznały się na klatce, gdy pies tej pierwszej rzucił się na córkę tej drugiej. No tak, słaby początek. Jednak dzięki temu zaczęły rozmawiać, a po kilku dniach wspólnie spacerować. Jedna ze smyczą, druga z wózkiem.

Reklama

Postronny obserwator stwierdziłby pewnie, że wymieniają się przepisami, albo omawiają najnowsze trendy w modzie. Tyle tylko, że pierwsza wcale nie gotowała, a druga miała w szafie parę spodni i trzy swetry.

Wspólna ściana, którą dzieliły, sprawiła, że pewnego dnia po prostu przestały mieć tajemnice. Bo pierwsza słyszała, jak druga płacze w nocy, przeklinajac samotne macierzyństwo i tego łajdaka, co to miał być, ale go nie ma... Płacz drugiej cichł wtedy, gdy w mieszkaniu pierwszej pijana w sztok matka zaczynała swoje awantury, kończące się zawodzeniem psa i puszkami wyrzudanymi przez okno...

Kobieta. Siła i smutek. Jedna ściana, tysiące emocji. Tak, myślę, że można nazwać je przyjaciółkami, choć to w dzisiejszych czasach brzmi tak infantylnie!

Gdy pogotowie zabrało mamę pierwszej, bladą jak prześcieradło, którym ją okryli, druga wzięła na przechowanie psa. Pierwsza ze szpitala wróciła sama, na wyniszczoną wątrobę nikt jeszcze nie wynalazł lekarstwa. I jakoś tak od tamtej chwili mniej płaczą... Obie.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy