Reklama

Smakowanie kobiecości

”Moja żona jest całkiem zakryta, żeby nikogo nie prowokowała. Ma odsłonięte tylko ręce i twarz” – powiedział kolega z pracy. „To dlaczego ty nosisz dżinsy i koszulkę?”- zapytałam. „Przecież ja nikogo nie prowokuję”. „Nie? Widzę twoje ramiona, nie powinieneś ich zakryć, jak twoja żona zakrywa swoje?” -„Mężczyzna nie prowokuje”.

”Moja  żona  jest całkiem zakryta, żeby nikogo nie prowokowała. Ma odsłonięte tylko ręce i twarz” – powiedział kolega z pracy. „To dlaczego ty nosisz dżinsy i koszulkę?”- zapytałam. „Przecież ja nikogo nie prowokuję”. „Nie? Widzę twoje ramiona, nie powinieneś ich zakryć, jak twoja żona zakrywa swoje?” -„Mężczyzna nie prowokuje”.

Smakowanie kobiecości

”Moja  żona  jest całkiem zakryta, żeby nikogo nie prowokowała. Ma odsłonięte tylko ręce i twarz” – powiedział kolega z pracy. „To dlaczego ty nosisz dżinsy i koszulkę?”- zapytałam. „Przecież ja nikogo nie prowokuję”. „Nie? Widzę twoje ramiona, nie powinieneś ich zakryć, jak twoja żona zakrywa swoje?” -„Mężczyzna nie prowokuje”.

Zabawne? Może. Obce? Wcale nie. My, Polki, wychowujemy się w bardzo podobnej kulturze. Uczymy się od dziecka, że nie wolno pokazywać ciała, że mężczyzna ma niecne cele, a jak już odsłonimy czy podkreślimy co nieco, prowokujemy, stając się automatycznie obiektem seksualnym. Być obiektem seksualnym nie wypada, a fe! A skoro już sprowokowałyśmy, machina seksu ruszyła, mogą nas teraz używać wszyscy, którzy czują się sprowokowani. A my, kobiety, nie  możemy już powiedzieć „nie”, bo przecież same włożyłyśmy krótkie kiecki, prawda?

Reklama

Z takimi przekonaniami dorastałyśmy. Jako nastolatki uczymy się swojej seksualności: podkreślamy pączki piersi, rzucamy chłopcom zalotne spojrzenia spod pierwszy raz umalowanych rzęs, uczymy się swojego miesięcznego cyklu. Te naturalne przejawy stawania się kobietą były tępione, gdy byłam nastolatką, gdzieniegdzie tak jest do dzisiaj. Zamiast wprowadzić w świat kobiecości mamy dawały nam książki pisane przez lekarzy, jakby kobiecość i seksualność były przypadkiem medycznym; jakbyśmy miały znać tylko terminy miesiączek i fizjologię poczęcia i ciąży; jakby seks był tragedią, która nas  dopada, a efektem tego jesteśmy my, kolejne pokolenie.

Tymczasem według E.Naumanna po psychicznej fazie uległości, podporządkowania (okres pójścia do szkoły) następuje wiek pokwitania, uwięzienia w patriarchacie. „Dla dziewczyny jest teraz niezwykle ważne, aby dowiedzieć się, co to znaczy być kobietą” (Pia Skogemann, „Kobiecość w rozwoju”). Kobiecość jest wtedy jak nowy prezent, z którym nie umiemy się jeszcze obchodzić, i właśnie dlatego najbardziej naturalne jest próbowanie: jak to działa? Co z tymi piersiami, jaki z nich pożytek? A cipka- to dopiero tajemnica!  Rosną włosy, i co poza tym? Nic nie widać... Większość z nas dostawała wtedy komunikat: wstydź się tego, co się z tobą dzieje, ukrywaj swoje fizyczne zmiany. To spętanie naturalnego procesu rozwoju. Póki nie przejdziemy przez ten etap, nie nauczymy się swojej kobiecości, nie  możemy wejść w następny, i zatrzymujemy się z wykrzywionym obrazem siebie.

Dawniej sprawa była prosta: dorastające dziewczęta stroiły się, kusiły na wiejskich zabawach i wielkich balach. Było jasne, że celem jest zdobycie męża. Odkąd Skłodowska- Curie dostała Nobla, a Piłsudski przyznał nam równe prawa z mężczyznami,  oczekuje się, że dziewczynka wyprze się seksualności. Będzie uczyć się pilnie, pójdzie na studia, do dobrej pracy, i przemilczy okres stawania się kobietą. Nie będzie się malować ani „zadawać z chłopcami”. Ile z Was wzrastało w takich  oczekiwaniach rodziny? Jasne, chcieli dobrze, nasze matki, a babki już na pewno, nie miały wielkiego wpływu na swoje życie. Nawet czołowe feministki wskazywały tą drogę. Ale nie da się iść drogą obowiązku, pominąwszy smakowanie własnej kobiecości, i być szczęśliwą osobą. Przeszło sto lat temu Nałkowska zażądała na Kongresie Kobiet  prawa do „całego życia”, pełnej seksualności: erotyki, rozkoszy i przyjemności, nie sprowadzonej jedynie od macierzyństwa. Feministka Konopnicka wyszła zgorszona, a pewien doktor uznał to za zachętę do rozwiązłości seksualnej. (Sylwia Chutnik, Kawiarnia Literacka, Polityka). Minęło sto lat, i nadal musimy przypominać: chcemy całego życia!  Przede wszystkim- same sobie...

                      Jako nastolatki byłyśmy karane za szukanie własnej drogi, własnego stylu życia, sposobu wyrażania siebie. Pozwólmy sobie na to teraz, w dorosłym życiu. Pozwólmy na to swoim córkom.

Byłam kiedyś wychowawcą na koloniach. Organizowaliśmy turniej rycerski, a flirtujący ze mną ratownik zapowiadał, że też przyjdzie.  Powiedziałam: musisz mieć przebranie. Zaczął wyliczać, że ma przyłbicę (kask na motor), i że dzida też się znajdzie. Zaśmiałam się: przyjdź z dzidą koniecznie! W nocy obudziła mnie czyjaś obecność: przeraziłam się śmiertelnie, widząc przy swoim łóżku pijanego ratownika. Okazało się, że ratownik po paru godzinach i paru głębszych miał już całkiem inny obraz naszych relacji. Na szczęście, widząc mój strach, szybko otrzeźwiał, przeprosił i wyszedł.

Rano opowiedziałam o całym zajściu koleżankom i kolegom. Wszyscy uznali, że jestem sobie winna, nie powinnam tak żartować, chociaż mówiłam z ratownikiem o przyjściu na turniej rycerski, nie do mojego pokoju. Czyniono mnie odpowiedzialną za to, że mężczyzna się upił i coś sobie ubzdurał, bo ośmieliłam się na żart z podtekstem seksualnym. Muzułmanie pewnie powiedzieliby to samo.

Żyjąc według takich reguł jesteśmy uwięzione w patriarchacie. By z niego wyjść, wystarczy poznać i pielęgnować swoją kobiecą część, korzystając też ze swojej męskiej energii: odważnie zmieniać pracę na lepszą, gdy tego potrzebujemy, a nie, gdy już „misio” będzie ustawiony. Nie bać się decyzji i zmian w swoim życiu, sięgać po więcej. Ryzykować: być szczerą, pokazać się swojemu mężczyźnie całkiem „nago”, nie bojąc się oceny. Dać mu wybrać. Każda z nas chciałaby przecież czuć, że „on wybrał właśnie mnie”.  Nie swoją mamę, której niejeden mężczyzna pozostaje wierny jeszcze po ślubie.

Jeśli i ty wybierasz pomału, z rozmysłem, nie bierzesz pierwszego z brzegu. Masz prawo wybierać, kiedy i dla kogo chcesz być obiektem seksualnym, kiedy i dla kogo partnerką. Znamy takie zwiazki, gdzie ludzie są ze sobą jak z przypadku. Niektórzy mówią wprost: wpadliśmy. Czy chcesz być w związku, w który się „wpadło”? Nie namawiam do rozstań, ale do świadomych decyzji: czy odpowiada mi taki właśnie układ?

Na ostatnim Kongresie Kobiet Katarzyna Miller mówiła: „puszczajmy się, puszczajmy się stereotypów, zakazów i ograniczeń. Puszczajmy się w przyjemność, w dbanie o siebie”. Zadbajmy o swój pełny rozwój, we wszytkich fazach i na wszystkich płaszczyznach. Uczmy się swojej kobiecości: fizycznej i duchowej.

 

  

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy