Reklama

Stan Odmienny

Czasami chciałabyś żeby ludzie czytali Ci w myślach, przynajmniej Ci najbliżsi. A tu jak na złość ciągle czujesz jakby ktoś ciągle rzucał Ci kłody pod nogi, zamiast nosić na rękach. Bo przecież tak bardzo wszyscy się dookoła cieszą z Twojego Odmiennego Stanu.....

Czasami chciałabyś żeby ludzie czytali Ci w myślach, przynajmniej Ci najbliżsi. A tu jak na złość ciągle czujesz jakby ktoś ciągle rzucał Ci kłody pod nogi, zamiast nosić na rękach. Bo przecież tak bardzo wszyscy się dookoła cieszą z Twojego Odmiennego Stanu.....

Wszystko w porządku;
Czuję się świetnie;
Jestem uśmiechnięta i zadowolona, z siebie, z otaczających mnie ludzi i zjawisk.

Tego oczekują ode mnie inni, tak to sobie społeczeństwo wymyśliło. Jest stan, w którym od Kobiety oczekuje się swoistych zachowań, przy jednoczesnym przyzwoleniu na niektóre, jedynie akceptowane przez większość fanaberie… zachcianki, humorki, poranne mdłości.

Stan błogosławiony – zgadzam się w 100%, ale nie przez 24 godziny na dobę. Ilu jest ludzi na świecie, którzy pod koniec swojego życia są w stanie stwierdzić, że każda sekunda ich jestestwa na Ziemi była cudowna, a przede wszystkim nie było ani jednej sekundy cierpienia i bólu?
Mam nadzieję, że kilku szczęśliwców się trafi.
Nie bez przyczyny stan ten nazywany jest Odmiennym.
Tylko na ile ta „Odmienność” nie razi w oczy innych?

Reklama

Dokoła słychać gratulacje, śmiech zadowolenia, i same dobre życzenia.
Ale co zrobić gdy My – Ja, nie czuję się w tym tak cudownie, jak inne Mamy z żurnali,  które bezlitośnie otaczają nas z każdej strony?

Nie chce mi się wierzyć, że każda ciąża jest bezproblemowa, i że każda ciężarna tryska zdrowiem i energią.
Ostatnio usłyszałam od starszej Pani, kobiety sprzed dwóch pokoleń wstecz, która mogłaby być moją babcią, że to wina naszego generacji, że jesteśmy słabsze, mniej odporne i w ogóle pozbawione samozaparcia i wewnętrznej chęci walki z przeciwnościami losu.
Może coś w tym jest? Może to przez tą sztuczną żywność, konserwanty, dziurę ozonową no i na pewno przyczynił się do tego wybuch w Czarnobylu.
A może to przez coraz większą świadomość?
Może za często chodzimy do lekarzy, za dużo się badamy, za wiele wiemy na temat własnego ciała i chorobach w nas drzemiących? Z takim stanowiskiem również się spotkałam. I tylko widzę łapiących się za głowę słysząc takie bezeceństwa, tych wszystkich przedstawicieli i promotorów akcji zdrowotnych, namawiających nas do kolejnych darmowych badań.

A jednak, nie tylko choroby i seks w naszym kraju są tematami TABU!

Dookoła słyszę: „Bierz się w garść, uśmiechnij się ciąża to nie choroba, i zapomnij o zwolnieniu lekarskim, przecież Cię zwolnią jak tylko urodzisz. Nie zapominaj o doświadczeniu jakie możesz zebrać przez te dziewięć miesięcy….”  wstyd się przyznać, ale takie dobre rady aż wysypują się z ust najbliższych, rodziny.

Z jednym się zgadzam, ciąża to nie choroba, ale ciąża fizjologiczna, której Polscy lekarze nie są w stanie nawet zdefiniować, bo nie są w stanie takich przypadków nawet wymienić, bo ich w Polsce nie ma…
Każda kobieta, która wsparła się jakimkolwiek farmaceutykiem w czasie ciąży, może stwierdzić, że już przekroczyła granicę. A co mają powiedzieć te wszystkie dziewczyny, które wyczekują na swoje Maleństwo, chuchają i dmuchają na swoje jajeczka, czekają na owulacje, a do tego wszystkiego łykają mnóstwo medykamentów, suplementów diety, nie wspominając o hormonach?

Nic nie mają do powiedzenia i nic nie powiedzą, bo boją się wyjść z ukrycia, bo się wstydzą swojej „ułomności”, tak niestety nazywanej w XXI wieku przez społeczeństwa korzystające ze sprzętów bezprzewodowych, jedzące genetycznie modyfikowaną żywność, nie wspominając o badaniach dotyczących klonowania.

Gdy tylko, któraś z nas poskarży się wśród bliskich, że ciężko, że boli,  że coś jej dolega i bardziej dręczy niż wspomniane poranne mdłości, to nie spotykamy się już z takim entuzjazmem i szczerą chęcią pomocy. Wręcz przeciwnie, widać jedynie odsuwające się cienie i plecy, tych wszystkich miłych i sympatycznych, którzy jeszcze wczoraj gratulowali i życzyli „zdrówka”.

Tak to u nas jest, nie lubimy odmieńców, wszystko jedno, że tym właśnie sformułowaniem nazywamy Nas – Brzemienne… Czasami jedynym miejscem gdzie jesteśmy w stanie spotkać się z dobrym i ciepłym słowem, są szpitalne oddziały patologii ciąży. Tylko tam możemy zobaczyć nasze odbicia, nie patrząc tylko w lustra, tylko tam potrafimy poczuć się jak jedne z wielu, ale dalej „ułomne”, niestety dalej odbierane przez społeczeństwo jako gorsze.

Wszyscy mówimy tyle o empatii, o konieczności współodczuwania z innym ludźmi, tylko dlaczego nie możemy tego przełożyć na kobiety ciężarne, i te które zdążyły być w ciąży tylko przez moment?

Czemu nie ma nigdzie informacji o plamieniach w pierwszym trymestrze?
Czemu nikt nie mówi o bólach wczesnoporonnych?
Czemu nie wspomina się o problemach układu kostnego?

Bo co? Bo to mało kobiece? Bo to zabija namiętność w związkach?

Przepraszam bardzo, a reklamy środków na hemoroidy dla Panów, czy problemy z prostatą mogą być traktowane z większą troską?
Nie wydaje mi się, że są to choroby w mniejszym lub w większym stopniu umniejszające godności mężczyzny. Wszystko zdaje się być kwestią czasu, który obecnie bardzo krzywdzi kobiety.
Tyle się mówi o grupach wsparcia dla maltretowanych kobiet, o cytologiach i darmowych mammografiach po 50’tce, a co z pozostałymi grupami? Łączcie się i piszcie blogi.. twórzcie własne getta i zanurzajcie się coraz bardziej we własnych bólach i cierpieniach. Jednoczcie się na oddziałach patologicznych, wymyślajcie coraz to nowsze przyczyny i obwiniajcie się za niepowodzenia, wyszukujcie przyczyn całego zła we własnych organizmach. Tego od nas wymaga społeczeństwo, bo nie raz nawet własna matka może się odwrócić, i aż dziw że to różnica tylko jednego pokolenia.
No cóż, w sumie to czemu mamy się temu dziwić?
Kiedyś nasze matki, potrafiły poronić trzy ciąże pod rząd, nawet o tym nie wiedząc, ba nie wiedząc nawet o tym, że w ciąży były, a gdy teściowa z teściem patrzyli się spod byka, na bezużyteczna synową, to ta kuliła ogon i gotów była znaleźć mężowi nawet kochankę, aby ten mógł zaspokoić swoją męską powinność i wydać potomka na świat.
Rzadko kiedy dochodzono, że przyczyną ów niezdolności posiadania dziedzica był sam tatuś. Teraz trochę częściej na to się „wpada”, jednak ból i problem z przyjęciem stanu rzeczy do wiadomości przez bezużytecznego małżonka jest nadal równie wielki.

Czasami słuchając w radio, w telewizji, czy czytając w innych mediach na temat narastającego problemu z niżem demograficznym, zaczynam się zastanawiać co tak naprawdę jest tego przyczyną. Wyścig szczurów, ciągła gonitwa za pieniądzem, stanowiskiem i nowym apartamentem z widokiem na Stare Miasto, czy też z goła inne powody?
Może zbyt wiele czynników nakłada się na to wszystko, może zapracowanie to tylko wymówka, albo prawdziwa przyczyna tych wszystkich problemów zdrowotnych? Bo może faktycznie nasze matki potrafiły prowadzić całe gospodarstwa domowe, myć podłogi na kolanach a ręce urabiać sobie po same łokcie, po czym słuchać awanturującego się, lekko podpitego męża, wracającego nad ranem z nocnej zmiany. Ale czy miały wtedy lepiej, łatwiej niż my siedzące do północy przed komputerem w wielkich korporacjach, szukając sobie w sobotnie noce dawcy bezcennej latorośli, gdzieś na łamach bezdusznych portali randkowych?
I dalej się zastanawiam, czy może my same kreujemy ten cały światopogląd? Przecież żyjemy w tym społeczeństwie, jesteśmy jego częścią…

Więc może, następnym razem, zanim zwrócimy uwagę koleżance, która właśnie obwieściła światu i konsorcjum w którym pracuje, że spodziewa się długo wyczekiwanego Maleństwa, że może poczeka z pójściem na zwolnienie lekarskie, ugryziemy się  w język.
Warto czasami wykazać się większym zrozumieniem, zamiast ciągle syczeć spod języka „przesadzasz”, „nie bądź nadgorliwą”. Bo czy są sprawy cenniejsze niż nasze zdrowie i życie naszego dziecka? Czy jesteśmy odpowiednimi ludźmi, aby komukolwiek dyktować jak mają żyć i do jakich zasad się stosować? I co najważniejsze, czy nasz pracodawca uszanuje i wynagrodzi naszą pracę po godzinach i poświęcenie, czy zwolni nawet ciężarną?
Nawet samą siebie nie uważam za autorytet, za skarbnicę wiedzy dla innych mam, i za każdym razem zamiast „dobrze radzić” mówię, że każda ciąża jest inna, że każda z nas jest inna i że wymaga indywidualnego podejścia, zarówno ze strony lekarzy jak i najbliższego otoczenia, męża, wujków ciotek i przyszłych dziadków.
Bo jedno jest pewne, w takiej sytuacji nie może nam zabraknąć fachowego wsparcia jak i miłości.
Dlatego zamiast kazać nam się uśmiechać i chodzić z brzuchami do góry, pomóżcie Wy Społeczeństwo, przeleżeć te trudne chwile w domu czy w szpitalu, a potem potrzymać za rękę i chuchać i dmuchać na nasz brzuszek razem z nami. A wszystkich ogrodników od „przesadzania” odsyłać daleko, w drugi koniec świata.

Nadia Piotrowa.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy