Reklama

Uwaga! Baba za kółkiem!

Dlaczego wśród Polaków nadal przeważa stereotyp, że kobieta za kierownicą to śmierć? Co prawda, widząc niektóre wyczyny pań za kółkiem sama tak mówię. Ale czy nie jest tak, że wyjątek tylko potwierdza regułę? Wiele pań jeździ lepiej niż nie jeden pan... co jeszcze, zapytacie?

Dlaczego wśród Polaków nadal przeważa stereotyp, że kobieta za kierownicą to śmierć? Co prawda, widząc niektóre wyczyny pań za kółkiem sama tak mówię. Ale czy nie jest tak, że wyjątek tylko potwierdza regułę? Wiele pań jeździ lepiej niż nie jeden pan... co jeszcze, zapytacie?

Przecież baba to i tak baba, samochodu się jej nie pożycza. Nie dość, że nie potrafi jeździć to jeszcze na niczym się nie zna i koła to na pewno nie wymieni, a jednak panie coraz częściej swoją wiedzą i umiejętnościami dorównują panom. Dziwi mnie bardzo, że takim stosunkiem do kobiet kierują się panowie pracujący w salonach, bowiem kiedy pojawia się w nim klientka zainteresowana kupnem nowego samochodu dealerzy z ironią słuchają oczekiwań.

Zaczyna się show... dealer pokazuje modele, które jego zdaniem są idealne dla pań, kobiece, lekkie i delikatne, po prostu małe zaczyna się problem, klientka wie czego chce, nie interesuje jej wcale klasa A czy B. Ona chce czegoś więcej, czegoś lepszego i większego, ale też nie rodzinnego vana, ale luksusowego z segmentu E bądź F. Chce móc się pokazać nie z rodziną, lecz sama - przyjaciółkom i znajomym, niech jej pozazdroszczą... nie daj Boże, gdy klientka zna parametry modelu, który ją interesuje.

Reklama

Wówczas reakcja każdego sprzedawcy wygląda dokładnie tak samo - totalne zaskoczenie i przysłowiowa kopara w dół. Klientka prosi o ten i o ten model, z takim a nie innym silnikiem, konkretną skrzynią i całą resztą wyposażenia. Wtedy pozostaje szczerość. Najgorsze są jednak przypadki kiedy dealer mimo wszystko próbuje wcisnąć to, co sam już wybrał i uważa za najlepsze dla kobiety. Bądź też dalej traktuje klientkę jak słodką idiotkę, której mąż dał pieniądze na drobne wydatki, a ona się wykuła i z pamięci klepie to o czym poczytała w Internecie i jej się spodobało. Ale gdy, kobieta jednak się zna i wie czego chce? Kto wychodzi na osła? Sprzedawca, a pani po prostu rezygnuje z zakupu. Tyle, że są też panie, które zbytnio ufają i po prostu dają się naciągnąć.

Niedawno byłam świadkiem sytuacji, w której pewna pani kupiła samochód dobrej, francuskiej firmy. A że nie była przekonana co do modelu, dealer dorzucił gratis komplet opon. Tyle, że po wymianie okazało się iż nowe gumy wprawiają auto w wibracje i strasznie głośno pracują. Takie problemy mogły spowodować poważne uszkodzenia podwozia i przyczynić się do wypadku. Żaden z autoryzowanych serwisów nie chciał potwierdzić wady. Wszyscy mechanicy i specjaliści śmiali się właścicielce w twarz, twierdząc, że ona nie może mieć racji, gdyż jest tylko kobietą. Dopiero interwencja telewizji przyniosła efekt - renomowany producent opon przyznał rację klientce.

Sprawa toczyła się bite pół roku, gdyż każdy z panów serwisantów ignorował uzasadnione obawy właścicielki. Totalna dyskryminacja kobiety - ona się nie zna. Na co się to zdało? Przecież ani honoru ani autorytetu płci męskiej nie dodało, a wręcz przeciwnie. Spowodowało za to dodatkowe koszty kolejnych kontrolii i testów. Zamiast kierować się stereotypami, może warto by było po prostu wypełniać swoje obowiązki?

Kupując samochód sama czułam się jak idiotka, kiedy dealer mówił mi, że ja się nie znam, bo przecież jestem kobietą. A w momencie gdy prosiłam o cenniki modeli combi, słyszałam, a może hatchback - przecież nie ma żadnej różnicy. Nie no wcale! Dopiero kiedy się tupnie, dostanie się to czego się chce. Żeby w salonie trzeba było się wykłócać o swoje?! Nie mówię tutaj o tym, że każda pani kupująca samochód jest fachowcem, ale to że jest słabą płcią nie oznacza wcale, że można ignorować ją i jej zdanie. Mamy XXI wiek i kobiety są świadome swoich potrzeb, a także coraz częściej w wielu przypadkach radzą sobie lepiej, niż panowie i coraz częściej potrafią wymienić koło, zaparkować na raz, a nie na sto razy, czy zatankować bez męskiej pomocy, a to jednak zawsze coś.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy