Reklama

"Wygraj prezent dla ukochanego"

Miłość...

Miłość...

Miłość – słowo to odnosi się do różnorodnych uczuć, stanów i postaw, nawet największy filozof próbie określenia jej może nie sprostać.
Jest to niewątpliwie zjawisko trudne do zdefiniowania, złożone, charakteryzujące się mnogością emocji – tak już było od dziejów zarania.
Miłość ma też różne oblicza, bo kochamy ludzi, życie, świat czy cukierki, zachody słońca, zapach bzu, sukienkę w panterkę albo szelki.
Miłość wylewa się z nas na coś, co budzi w nas zachwyt wśród szarej rzeczywistości, na inspirujące zjawiska, obrazy, osoby…. Z miłosnych kadrów można utworzyć róg obfitości. I chciałoby się czasami podzielić z kimś tym uczuciem, pokazać, co jest ważne dla nas… Co zachwyca, dodaje skrzydeł, inspiruje… Chciałoby się to zawrzeć w jakiś ramach. I dla mnie są to ramy koloru bordowego, bo czerwienią pachnie miłość - przecież to nic zaskakującego.... Krwisty odcień miała też moja randka walentynkowa, będąca kwintesencją namiętności - nie opiszą jej żadne słowa. A zaczęło się już w mej łazience od nałożenia najdroższych, ukochanych perfum - w egzotycznym flakonie, współtwórcy pięknych wspomnień. Chciałam by takie wspomnienia o bordowym zabarwnieniu tworzyły się właśnie podczas mającego nastąpić spotkania z Nim, a dalej potoczyło się wszystko tak, jakby to był romantyczny film...
Początek:
ON - Mężczyzna powinien zaskakiwać w każdej sytuacji, więc na randkę zamiast klasycznych róż jako bukiet powitalny przyniósł amarylisy w kolorze antycznej czerwieni, a to był dopiero początek atrakcji....  Bordowy odcień amarylisów budził zachwyt i przede wszystkim zaskakiwał swą niebanalnością. Rozpromienił oblicze wyczekiwanej damy, uszlachetnił jej piękno i otoczył nietuzinkowością...
JA – Pierwsze wrażenie musi być piorunujące. Mam na sobie bordową sukienkę Herve'a Legera, która dodaje mi kobiecości i sensualności. Stanowi też inspirację i zachętę to stworzenia tego wieczoru niezapomnianym. Jestem w niej tajemnicza, zagadkowa, stanowiłam wyzwanie, choć stałam przed kimś dobrze mi znanym...
Wybraliśmy się na podbój miasta. Kolorowe światła rozświetlały nasze oblicza i dusze, w restauracji czekała na nas najpyszniejsza w świecie pasta... Bajeczne jedzenie, piękna muzyka, światło paleniska podkreślało barwę bordowego wina i naszych oczu wpatrzonych w siebie . Boski napój i atmosfera rozgrzewały nasze serca i napełniały je radością - czułam się jak w niebie. Potem podjechała krwisto czerwona limuzyna... Hasło przewodnie – DO GWIAZD. Gdzie jedziemy? Nie mam pojęcia. Myślałam, że to koniec randki, a to się dopiero dziać zaczyna....
Zawiązał mi opaskę na oczach i prowadził po schodach. Siadam, fotel dziwnie ustawiony w pozycji leżącej - czy będzie to bajka w stylu Królewny Śpiącej?
Ściągam opaskę, otwieram oczy. Milion gwiazd nade mną!!!! Planetarium – zarezerwowane tylko dla nas! Nawet świerszcze było słychać w oddali - z ręką na sercu. Boski wieczór, nawet słychać świerszcze – zadbał o najmniejsze szczegóły... Z takim to tylko stanąć na ślubnym kobiercu...
Powrót – limuzyna, pocałunki na schodach, świece... myślicie, że jeszcze jakieś szczegóły wam przemycę? :) Nie - zakończenie randki będzie tworzyć słodką, czerwoną tajemnicę :)

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy