Reklama

IQuchnia - uczta dla duszy i ciała

Wiadomo, że sprawiedliwości na świecie nie ma. Inne dziewczyny były zawsze chude, a ja ciągle musiałam się odchudzać - wspomina piosenkarka Anna Jurksztowicz, autorka książki "IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić“.


Przeczytaj fragment książki "IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić“ Anny Jurksztowicz:

Już w wieku licealnym byłam tłustawa i nie rozumiałam dlaczego. W wieku dwudziestu ośmiu lat odchudzałam się z koleżankami na pieniądze. Polegało to na tym, że ważyłyśmy się komisyjnie, każda deklarowała, ile będzie ważyć na następnym spotkaniu za miesiąc, a jeśli nie uda się tego osiągnąć, to wówczas obowiązywała kara pieniężna (również dobrowolnie deklarowana). Wśród nas była notariuszka, więc wszystko było spisane i poświadczone.

Na szczęście nigdy nie zdarzyło się, aby któraś musiała coś zapłacić, ale to tylko pokazuje, jak ogromnie byłyśmy zdeterminowane. W desperacji brałam nawet tabletki przyspieszające pracę serca, żeby mieć szybszy metabolizm, katowałam się dietami typu kopenhaska, 800 kalorii, Atkinsa, Diamondów, Herbalife, South Beach, pieprz kajeński, kod metaboliczny, grupy krwi i Bóg wie, co jeszcze robiłam, żeby tylko schudnąć.

Reklama

Jedno jest pewne, stałam się ekspertem w dziedzinie diet odchudzających. Muszę powiedzieć, że wszystkie wymienione metody były bardzo dobre, ale tylko jednorazowo. Każda następna dieta była coraz trudniejsza do przeprowadzenia i dłużej czekało się na jej efekty. Teraz wiem, że na dłuższą metę najrozsądniejsza z tych wszystkich diet wydaje się dieta Michela Montignaca. Stosuję ją do dziś, chociaż oczywiście, jak się zapomnę, nadal tyję. Potrafię przytyć w rekordowym tempie.

Gdybym była aktorką i musiała przytyć do roli np. 30 kilogramów, podjęłabym się tego w miesiąc. No więc, kiedy mam problem, wdrażam czystego, najbardziej restrykcyjnego "Montignaca". Niedawno poznałam też metodę, którą nazywam ketozą. Ketoza polega na tym, aby nie dostarczać organizmowi cukru i wtedy po trzech dniach, zaczyna on spalać paliwo zapasowe, czyli tłuszcz, i rzeczywiście można ładnie schudnąć.

Warunek jest jeden - zero cukru, pod żadną postacią. No i kiedy już się cieszyłam, że znalazłam na siebie genialną metodę, okazało się, że mój superinteligentny organizm po dwóch miesiącach ketozy nawet tę metodę rozpracował i kiedy tylko dostał drożdżówkę lub napoleonkę, od razu uzupełnił niedobór i odłożył tłuszczyk na zapas. Nasze komórki tłuszczowe bowiem składają się z wody (przynajmniej moje) i kiedy chudniemy, one po prostu zasuszają się i tracą objętość. Ale wystarczy trochę pokarmu powodującego zatrzymanie wody (wszystko to, co jest w ciastku: cukier, mąka, tłuszcz, tłusty nabiał), i od razu pęczniejemy jak gąbka. Przynajmniej ja.

Założenia metody odżywiania Montignac

W systemie tym nie liczymy kalorii, tylko indeks glikemiczny (IG) produktów, a więc poziom glukozy, jaki mamy we krwi po zjedzeniu danego produktu. Przyczyną przybierania na wadze jest nadmiar insuliny.

Jeśli zjadamy zbyt dużo cukru, nasza trzustka produkuje jej za dużo. Jedząc cukier, poziom glukozy we krwi się podnosi, a insulina musi z tym nadmiarem walczyć. Wtedy wytwarza się jej za dużo w naszym organizmie.

Zatem odżywiamy się tak, aby nie stymulować nadmiernie trzustki do produkcji insuliny, gdyż jej nadmiar sprzyja magazynowaniu tłuszczu. Aby to osiągnąć, unikajmy potraw o wysokim IG, to znaczy powyżej 35.

Tendencja do tycia to nic innego, jak zaburzenia w funkcjonowaniu trzustki, która z powodu spożywania nadmiernej ilości cukrów produkuje zbyt dużo insuliny. Jest to tzw. hiperinsulinizm odpowiedzialny za odkładanie tłuszczów.

Rozróżniamy trzy fazy diety:

- I faza - kiedy chudniemy (najbardziej restrykcyjna, ale przyjemna, IG do 35),
- II faza - utrzymujemy osiągniętą wagę ciała (IG do 50),
- III faza - stosujemy fazę II z kontrolowanymi ustępstwami (to znaczy wolno nam od czasu do czasu zjeść produkty z listy zabronionych i nie przytyjemy).

Metoda nie polega na rezygnacji z węglowodanów i tłuszczów (jak w dietach niskokalorycznych). Musimy tylko nauczyć się dzielić węglowodany na dobre (niski IG<50) i złe (wysoki IG>50) oraz nauczyć się, jak łączyć węglowodany z tłuszczami, aby nie przybierać na wadze.

Dlatego posiłki komponujemy tak, aby składały się z:

- białek i tłuszczów (posiłki tłuszczowe - w zasadzie są to "normalne" posiłki, ale bez węglowodanów: chleba, ryżu, makaronu, mąki, panierki, ukrytego cukru w surówkach itp.),
- białek i węglowodanów (posiłki węglowodanowe - z węglowodanami "dobrymi", o niskim IG, ale wówczas staramy się, aby posiłek nie zawierał w ogóle lub bardzo mało tłuszczu),
- należy całkowicie zrezygnować z tzw. złych węglowodanów, czyli z cukru rafinowanego, białego chleba, białego makaronu (z wyjątkiem spaghetti ugotowanego al dente), białego ryżu, białej mąki, alkoholu (w I fazie, w II fazie można pić czerwone wino), ziemniaków, buraków, gotowanej marchewki i kukurydzy oraz bananów,
- jemy tylko chleb z mąki z pełnego przemiału i tylko na śniadanie,
- unikamy mocnej kawy i herbaty (kofeina stymuluje produkcję insuliny),
- jemy codziennie 3 posiłki (+ ewentualnie jedna przekąska).(...)

Mój niezawodny, choć przez pierwsze dni upiornie trudny do zrealizowania sposób na oczyszczanie i schudnięcie, polega na:

- całkowitym odstawieniu cukru,
- odstawieniu chleba, makaronu, ryżu,
- ograniczeniu tłuszczu,
- odstawieniu warzyw i owoców takich jak: ziemniaki, kukurydza, buraki, gotowana marchew oraz banany i inne bardzo słodkie owoce.

Fragment książki "IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić" Anny Jurksztowicz.

Styl.pl/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy