Reklama

Drugie dziecko? Muszę być cierpliwy

Jest najbardziej znanym choreografem w naszym kraju. Naturalnością i skromnością oczarował miliony Polek!

To bez wątpienia jego czas! Agustin Egurrola (44) szturmem zdobył nasz kraj. O pochodzącym z Kuby choreografie cały czas jest głośno, a wszystko wskazuje na to, że on dopiero się rozkręca. Odnosi liczne sukcesy zawodowe, ma kochającą rodzinę i wiele ciekawych planów na przyszłość. To właśnie dzięki temu skromnemu, przystojnemu i utalentowanemu, mężczyźnie z pasją Polacy pokochali taniec. 

"Nie ma solidarności bez miłości" - świetna historia, ale zarazem wielkie wyzwanie... 

Agustin Egurrola: - Temat, z którym przyszło nam się zmierzyć, był prawdziwą próbą sił. "Solidarność" to przecież legenda. Ona budzi wśród ludzi różne emocje. Nikt nie pozostaje wobec niej obojętny. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mierzymy się z ogromnymi oczekiwaniami ludzi. Ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. Wierzę, że musical zostanie dobrze odebrany.

Reklama

- Wszyscy ciężko pracowaliśmy nad tą sztuką i zostawiliśmy w niej cząstkę siebie, swojego serca i mnóstwo energii. Z całych sił staraliśmy się zrobić coś fajnego. I wydaje mi się, że to się udało! 

A czy rok 1980 miał dla pana jakieś szczególne znaczenie?

- Tamte czasy były ważnym okresem w moim życiu. Wtedy kształtował się mój charakter, a zarazem hierarchia wartości. Kiedy otrzymałem propozycję zmierzenia się tym repertuarem, od razu wiedziałem, że chcę to robić. Mogłem znowu chociaż przez chwilę powrócić do tamtych lat. Oglądałem archiwalne filmy i zdjęcia z prywatek, które się wówczas odbywały. Oddałem się temu bez reszty. 

Proszę powiedzieć, tylko szczerze, czy pana zdaniem Polacy potrafią dobrze tańczyć?

- Mam nadzieję, że wszyscy już zrozumieli, iż jesteśmy narodem obdarzonym tanecznym talentem. Dawniej Polacy nie tańczyli - bo taki był system. Między innymi przez to nie czuliśmy się do końca wolnymi ludźmi. I dlatego utarł się pewien stereotyp "Polaka nietańczącego". Odkąd jednak staliśmy się suwerennym krajem taki stan rzeczy zmienił się diametralnie. I myślę, że na dzień dzisiejszy nie mamy się już czego wstydzić.

- Przestaliśmy bać się tańca i zaczęliśmy się nim cieszyć. Nasi tancerze odnoszą sukcesy na turniejach, a poza tym... robimy najlepszą w świecie edycję "Tańca z gwiazdami". 

Jak to możliwe, że po tylu latach taki program jeszcze czymś nas zaskakuje?

- Życie nigdy nie stoi w miejscu. Tancerze cały czas ciężko pracują nad swoim warsztatem. Ludzie stale wnoszą do programu coś nowego. Bo przecież każdy z nas jest wyjątkowy i niepowtarzalny...

I pewnie tego uczy pan swoją córkę każdego dnia?

- Chciałbym przygotować ją do życia najlepiej jak potrafię. Carmen jest moim oczkiem w głowie. Doskonale wie, że może zrobić ze mną wszystko. Chociaż zdaję sobie sprawę, że nie jest to do końca pedagogiczne podejście. Ale nie umiem zachowywać się w stosunku do niej inaczej. Dalej rozpieszczam ją do granic możliwości. 

I każda minuta z Carmen jest dla pana na wagę złota?

- Chcę z nią spędzać każdą wolną chwilę. Tego wspólnego czasu mamy, niestety, jak na lekarstwo. Pocieszam się jedynie tym, że w przyszłości powinna być dumna ze swojego taty. Poza tym niebawem zakończę kilka projektów i wtedy wynagrodzę jej każdą straconą minutę. Może pojedziemy na Kubę... 

Żyje pan w zawrotnym tempie. A co z planami dotyczącymi drugiego dziecka?

- Nieustannie rozmawiam na ten temat z Ninką. Niestety ona w dalszym ciągu zwleka z tą decyzją... Widzę, że nie jest jeszcze gotowa na drugie dziecko. Cały czas powtarza mi, że chce powrócić do tańca, a także nacieszyć się życiem i wolnością. Carmen ma już trzy latka, więc teraz młoda mama może chociaż trochę odetchnąć z ulgą. 

Zatem potrafiłby pan dla kobiety odłożyć marzenia o kolejnym dziecku?

- Na razie muszę uzbroić się w cierpliwość. Co jakiś czas będę jednak powracał do tego tematu. Wierzę, że Nina w końcu zmieni zdanie... A jeżeli się uda - to na dwójce dzieci nie poprzestanę! 

A ma pan jeszcze jakieś inne niespełnione marzenia?

- Jestem nad wyraz ciekaw świata. Bardzo chciałbym pojechać do Australii. A także urządzić sobie dużą trasę po Stanach Zjednoczonych. Byłem tam już co prawda, ale tylko w największych miastach. Kolejnym podróżniczym celem i marzeniem są ekwadorskie wyspy Galapagos. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że spełnienie tych marzeń będzie trudne. Mimo to jednak wierzę, że kiedyś w końcu dam upust swojej globtroterskiej pasji. 

Alicja Dopierała

Świat i Ludzie 6/2012

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Nina Tyrka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy