Reklama

Nie przyjaźnię się ze swoją córką

Jolanta Fajkowska kocha swoją pracę, ale twierdzi, że dziennikarstwo, tak jak aktorstwo, to niepewny zawód. Chciała nakłonić córkę do wyboru pewniejszej przyszłości. Nie udało się.

Stanowcza i zdecydowana, dobrze wie, czego chce. W pracy prymuska, na co dzień - dumna matka. Wciąż jest etatowym pracownikiem TVP, ale na wizji nie pojawia się zbyt często. Nie ukrywa jednak, że gdyby dostała propozycję powrotu w roli prezenterki, od razu powiedziałaby: tak, bo praca w telewizji to całe jej życie i jej największa miłość.

Bywa pani jeszcze na Woronicza?

- Oczywiście, że tak. To przecież moja macierzysta firma i cała moja kariera telewizyjna związana jest właśnie z Telewizją Polską. Bywam, bywam... choć nie jest to już takie częste jak kiedyś.

Reklama

Nie brakuje pani codziennego pojawiania się na wizji?

- Zaraz po zmianach bardziej mi tego brakowało, ale teraz przyzwyczaiłam się, że jest, jak jest. Właściwie to tylko Dwójka wprowadziła taką nowość i zrezygnowała z prezenterów. Moim zdaniem był to błąd, ponieważ przez taki ruch stacje telewizyjne bardzo upodobniły się do siebie. Często nie potrafimy nawet zorientować się, jaki kanał właśnie oglądamy.

Kiedyś było wiadomo, że jeśli pojawia się Jolanta Fajkowska, to oznacza, że oglądamy Dwójkę.

- To prawda, nie trzeba było czekać na znaczek czy logo, bo nasze nazwiska i twarze były znakami firmowymi. Ostatnio obserwujemy w mediach powrót do rzeczy dobrze sprawdzonych. Uważam, że jest szansa na przywrócenie prezenterów-dziennikarzy do Dwójki. Przecież Jedynka nigdy z nich nie zrezygnowała.

Co by pani zrobiła, gdyby usłyszała: Jola wracasz na wizję.

- Oczywiście, wróciłabym. Ale nie myślę o tym za dużo, ponieważ ja i tak cały czas pracuję. Jestem zajęta i robię to, co lubię: prowadzę festiwale, również dla TVP, nagrywam programy związane z wydarzeniami kulturalnymi, mam swój program w radiu VOX Fm, działam w organizacjach pozarządowych, prowadzę zajęcia ze studentami na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego… A nowe zadania i wyzwania ciągle przede mną.

Od ilu już lat związana jest pani z TVP?

- 24 lata temu rozpoczęła się moja przygoda z "Teleexpressem". Ten program tworzył nową jakość w TVP. Zaczynał się o 17.15 i ta godzina była jego znakiem firmowym. Później zmieniono ją na 17.00 i przez to stał się jednym z wielu programów informacyjnych.

Szybko minęło tych dwadzieścia kilka lat?

- Telewizja i w ogóle media powodują, że żyje się szybko. Każdy dzień jest inny, nie wraca się do tego, co było. Myśli się tylko o tym, co dalej. Przez to jesteśmy ciągle młodzi. Non stop we krwi krąży adrenalina i nikt nie zauważa, że mija czas.

Kiedy patrzy pani na dorosłą już córkę Marysię Niklińską to…

- To powinnam pewnie dostrzec, że się starzeję? Nic z tego! Nic takiego nie zauważam. Cieszę się, że Marysia ma swoje życie i odnosi sukcesy. Jest aktorką, gra w filmach, serialach i teatrach, prowadzi program poświęcony motoryzacji "Łagodna na drodze" w TVP. Jestem dumna z jej osiągnięć.

Zamartwiała się pani o córkę, gdy okazało się, że wybiera aktorstwo?

- Zaskoczyła mnie tym, bo sądziłam, że moje życie pokazało jej, że nie warto jednak podejmować pracy w zawodzie, który jest tak niepewny i w którym niczego nie da się z góry przewidzieć. Uważałam, że wybierze jakąś bardziej stabilną, pewniejszą drogę... Tymczasem zdecydowała się na aktorstwo. Najważniejsze, by miała satysfakcję z tego, co robi.

Przyjaźnicie się?

- Nie wiem, czy może istnieć przyjaźń między rodzicami i dziećmi. Przyjaźń jest zarezerwowana dla innych relacji. Rodziców i dzieci łączy szczególna więź - bezwarunkowa miłość. Matka powinna być autorytetem, przewodnikiem po życiu, wsparciem w trudnych chwilach. Barier jest wiele: różnica wieku, pokolenia i doświadczenia. Kochamy się tak, jak powinno być - jak matka i córka.

Fryderyk Kus

Świat i Ludzie nr 30/2010

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Jolanta Fajkowska | Maria Niklińska | TVP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy