Reklama

Nie pytajcie o ślub!

Na swojej stronie internetowej wyznaje: - Należę do tych ludzi, którzy muszą coś przeżyć, aby wiedzieć, o czym milczeć.

Myśl godna filozofa. Informuje też o technice tworzenia: "Często łapię wenę nocą, niekoniecznie zawsze w domu. Jako zwierzę towarzyskie, pojawiam się wtedy "w mieście" w poszukiwaniu natchnienia, tematów do piosenek, motywów muzycznych i "podmiotów" lirycznych. Rozmowy w gronie przyjaciół, znajomych i nieznajomych, trwają po świt. A tej burzy mózgów dobrze robi kieliszek wina, kufel piwa i butelka dobrej whisky".

Uspokoiliśmy się: Michał Milowicz (40) jest facetem z krwi i kości. Od lat, gdy pada jego nazwisko, na myśl przychodzą dwa skojarzenia: polski Elvis Presley i "Metro". Spektakl ten wielu ludziom "przeorganizował" życie. Jemu też. Ale trzeba przyznać, że zapracował na to, by w nim zaistnieć.

Reklama

Wiedział, że ten morderczy wysiłek jest po coś

Od dziecka interesował się muzyką. Miał komfortowe warunki, bo rodzina zawsze mu kibicowała. W szkole należał do kółka wokalno-muzycznego. Pierwszej lekcji gry na gitarze udzielił mu stryjek. Michał miał wtedy 13 lat. Z nie mniejszym zapałem uprawiał sport. Trenował lekkoatletykę. Akrobatykę. Sztuki walki, w tym przez 3 lata kick-boxing. Jako 17-latek zainteresował się break-dancem.

Robił to wszystko, bo lubił - nie mógł przypuszcać, że okaże się bezcenne i właściwie te umiejętności zadecydują o tym, że znajdzie się w setce szczęśliwców wyłowionych z kilkunastu tysięcy kandydatów do musicalu "Metro". Jako sportowiec, wiedział, co to znaczy dyscyplina, wysiłek, dlatego, gdy później pod okiem Janusza Józefowicza ćwiczył przez trzy miesiące po kilkanaście godzin na dobę, wiedział, że ten morderczy wysiłek jest po coś.

Z setki kandydatów ostatecznie pozostało 35 osób. Był wśród szczęśliwców. Od 1991 do 2000 roku zagrał w tysiącu przedstawień...

Zdał eksternistycznie egzamin aktorski

Czy dla sławy coś złożył w ofierze? Przerwał studia na AWF. Nie dostał się do upragnionej szkoły teatralnej. Choć w niczym mu to nie przeszkodziło, wielokrotnie wystąpił w filmach: "Młode wilki", "Sztos", "Kilerów 2-óch", "Chłopaki nie płaczą" - dziś gra w kontynuacji filmu Olafa Lubaszenki "Chwila nieuwagi, czyli drugi Sztos" i jest naprawdę dobrym aktorem charakterystycznym, to najwidoczniej jemu samemu brak "papierów na aktora" przeszkadzał. W zeszłym roku po raz kolejny zdawał aktorski egzamin eksternistyczny, który zakończył się sukcesem.

W ogóle lubi zwyciężać. Niektórzy z jego znajomych delikatnie sugerują, że jego dobre samopoczucie i wysokie mniemanie o sobie czasem bywa przykre dla otoczenia. - Bywa wyniosły, daje odczuć swoją "lepszość". Czasem jego gwiazdowanie bywa po prostu śmieszne - mówią. - Ale ten typ tak ma. Michał jest bardzo skoncentrowany na sobie.

Ale jednocześnie jest kochającym synem i wnukiem. Bardzo rodzinnym człowiekiem. W świetnych relacjach z rodzicami, których uważa za najbliższych sobie przyjaciół.

Trzeba coś przeżyć, żeby o tym milczeć

Od przyjaźni przejdźmy do miłości. Aktor przez lata składał bardzo różne deklaracje i wygłaszał różne opinie. Kilka spraw od lat pozostaje niezmiennych. One w którymś momencie pragną zalegalizować związek, on nie spieszy się do ołtarza. Gdy rozstają się, one mówią o nim z goryczą: "Zakochany, skoncentrowany na sobie egoista". On kiedyś też tak mówił o swoich partnerkach. To czas przed olśnieniem: "należę do tych ludzi, którzy muszą coś przeżyć, aby wiedzieć, o czym milczeć"?

Dziś milczy i to mu się chwali. Więc może jednak nie taki niedelikatny? Lista jego narzeczonych jest... piękna: studentka polonistyki Iza, modelka Viola Kołakowska (dziś mama Lenki ze związku z Tomaszem Karolakiem), Anna Królicka... Inne panie. Najdłużej pokazywał się z Joanną Dowgiłło. Przedstawiał ją jako swoją narzeczoną. Związek należał do tych burzliwych. Co jakiś czas rozstawali się i powracali do siebie. Aż ona wróciła do rodzinnego Olsztyna. Dziś jest szczęśliwą mężatką. On zaczął pokazywać się z nową partnerką - Katarzyną.

Zaprasza na dwie sztuki ze swoim udziałem: "Antoine" i "Biznes". Spektakle grane są w całej Polsce. Od lat prowadzi też w Warszawie klub "Maska". Ma też firmę "Milowicz Development". Krótko mówiąc - z głodu nie zginie.

ST

Życie na gorąco 4/2011

Życie na gorąco
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama