Nie robię planów, bo życie jest pełne niespodzianek
Jest najpopularniejszym Włochem w Polsce. Tańczy (nie tylko) z gwiazdami i gra w serialu. Specjalnie dla nas opowiada o swoich planach na przyszłość.
Podobno większość kobiecych sław z "Tańca z gwiazdami" marzy, żeby móc występować z nim w parze. Jego samego jednak dziwi ta popularność i... z wrodzoną skromnością zapewnia, że jest sobie takim normalnym Włochem.
Za kulisami programu jego słynne partnerki opowiadają jednak, że choć z natury wrażliwy i przyjacielski, to podczas prób zmienia się w wymagającego belfra.
Właśnie mamy gorący czas matur. Jak wspominasz swoją?
Stefano Terrazzino: - To było już 10 lat temu, w moim rodzinnym Mannheim (Niemcy). Zanim zostałem tancerzem, marzyło mi się projektowanie domów. W niemieckich szkołach obowiązuje zasada, że zanim wybierze się kierunek studiów, odbywa się coś w rodzaju praktyk, podczas których można zobaczyć, jak wybrana profesja wygląda od podszewki.
- Przez dwa tygodnie przyglądałem się więc pracy architekta. Wtedy przekonałem się, że to praca przy biurku i komputerze, zatem zupełnie nie dla mnie.
Ostatecznie więc zdawałem egzaminy z literatury niemieckiej i języków obcych. I nie wspominam tego traumatycznie.
Maturzystom, ale nie tylko, przyda się rada, jak pokonać stres.
- W bardzo trudnych momentach zawsze sobie powtarzam: Daj z siebie wszystko. A nawet jeśli ci się nie uda, to świat nie przestanie istnieć. Takie nastawienie zawsze pomagało mi przetrwać wiele stresujących momentów, m.in. podczas turniejów, gdy gra idzie już o wysoką stawkę.
W tym roku kończysz 31 lat. Jak długo może trwać kariera mistrza tańca towarzyskiego?
- Myślę, że nie będę tańczył już dłużej niż 3-4 lata. Potem, być może, zostanę instruktorem tańca albo choreografem. Interesuję się psychologią, może więc zajmę się tańcem jako rodzajem terapii. Mam wiele pomysłów, ale nie spieszę się z decyzją. Jak mawiają Włosi: wszystko w swoim czasie.
A znalazłeś już swoje miejsce na ziemi?
- Rodzina nie przestaje namawiać mnie na powrót do Mannheim, ale ja chciałbym zostać w Warszawie. Rozglądam się nawet za mieszkaniem. Świetnie czuję się w Polsce, wśród Polaków, którzy są tak samo otwarci, serdeczni i emocjonalni jak Włosi. Dlatego też w Warszawie bardzo szybko poczułem się jak w domu. I tu znalazłem przyjaciół...
Czy jest wśród nich któraś z twoich partnerek z "Tańca z gwiazdami"?
- Agata Kulesza. Słyszymy się regularnie, bardzo często też bywam u niej i jej męża. Bardzo się cieszę, że Agata zalicza mnie do grona swoich przyjaciół. To osoba naprawdę niezwykła. Nie koncentruje się tylko na sobie i własnym sukcesie. Myśli też o innych, czego dowodem jest to, że porsche wygrane w "Tańcu..." oddała dla chorych dzieci.
A co ty zrobiłeś z tym Fiatem 500, którego dostałeś za zdobycie Kryształowej Kuli?
- Jeździ nim w Niemczech mój młodszy brat, 19-letni Marco. On zasłużył na niego bardziej niż ja. Marco jest piłkarzem, gra w drużynie Hoffenheim, w ataku. W ubiegłym roku zdobył tytuł najlepszego piłkarza w Niemczech w kategorii juniorów. Jestem z niego bardzo dumny.
- Żałuję, że nie mogę kibicować mu na trybunach, ale w domu bywam rzadko, w święta, no i w wakacje. Ale wtedy nie ma meczów...
To prawda, że swoje tegoroczne wakacje spędzisz w Turcji? Podobno zaproszono cię do udziału w tamtejszej edycji "Tańca z gwiazdami"...
- Tak, to prawda. Ale jeszcze nie podjąłem decyzji. Będzie to zależało od wielu spraw. Ale myślę, że udział w tureckim show byłby fajną przygodą.
Weźmiesz ze sobą swoją partnerkę taneczną Paulinę Biernat?
- Jeśli tylko miałaby ochotę... W show TVN-u tańczyła z Arturem Barcisiem i była zachwycona. Na razie przygotowujemy się do sierpniowego startu w zawodach German Open w Niemczech. A co będzie dalej... pokaże czas.
Kamila Grudzień
Świat i ludzie nr 19/2010