Reklama

To miłość dodaje jej skrzydeł

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że za jej sukcesami stoi aż tyle wysiłku, wyrzeczeń i cierpienia…

Mówi o sobie, że jest zwykłą, staroświecką panną ze wsi. Justyna Kowalczyk, która 19 stycznia kończy 29 lat, ilekroć jest w kraju, najchętniej spędza czas z rodzicami w górach w Kasinie Wielkiej. To na razie jej ukochane miejsce, wioska w Beskidzie Wyspowym. Lubi swe powroty do domu. Trudno się jej dziwić, skoro poza nim przebywa prawie 300 dni w roku.

W 2011 roku, jak skrupulatnie wyliczyła jej mama, w Kasinie Wielkiej gościła tylko przez 10 dni! Ostatnio była tu na Boże Narodzenie. Najczęściej podczas świąt odpoczywa i leczy się, bo gdy startuje, atakują ją różne choroby. W rodzinie ma pod ręką brata lekarza, kardiologa, ale ona kuruje się stosując babcine metody. - Mleko z miodkiem, czosnek, cebula - śmieje się najlepsza biegaczka narciarska.- Wygrzać się, wymoczyć nogi w gorącej wodzie. To moja świąteczna kuracja. Do wódki z pieprzem nie mogę się przyznać, bo co by na to powiedział trener... 

Reklama

 

Nie jest tajemnicą, że nie może żyć bez słodyczy, szczególnie bez czekolady. Podczas świąt ciasta wręcz pochłania. Kiedy będzie w Kasinie Wielkiej znowu, na razie nie wiadomo.

Po morderczych zawodach Tour de Ski, w których zachwyciła swoimi wspaniałymi występami, czekają następne. Nasza biegaczka ma kalendarz wypełniony bardzo szczelnie. Rodzice Janina i Józef Kowalczykowie będą na nią czekać aż do wiosny, gdy zakończy się sezon. Przez ten czas kontaktują się z córką telefonicznie albo za pomocą Skype’a. W ostatnich dniach te ich rozmowy musiały być dramatyczne. Rodzice martwili się o jej zdrowie. Wiadomo było, że bardzo cierpiała z powodu odnowienia się kontuzji kolana.

Cierpiała podwójnie: niezależnie od bólu czysto fizycznego cierpiała jej urażona ambicja sportowca. Nie mogła w pełni udowodnić swej wyższości nad walczącymi z nią rywalkami, głównie z Norwegii. A dla tak twardej góralki jak ona, był to ból szczególnie dotkliwy. Dla dzieci swojego rodzeństwa jest "ciocią z telewizora". Siostra Ilona ma dwójkę: Olka i Agatkę, a brat Tomasz trójkę: Olę, Adama, Michała. Dzieci mają od czterech do dwunastu lat. - Są indywidualistami - mówi ciocia Justyna. - Nie muszą robić tego, co ja. Chodzą na narty, ale nie będą wyczynowcami. Zresztą w mojej rodzinie każdy jest indywidualistą.

Ona sama też myśli o gromadce swoich dzieci. Na co dzień jest osobą rodzinną i domową. W dzieciństwie marzyła, żeby zostać przedszkolanką. - Dziecko to nie jest sprawa, w której podejmuje się decyzję "bo ja chcę i tyle" - tłumaczy. - Kilka rzeczy musi się zgrać. Jestem normalną kobietą i to chyba nic nadzwyczajnego, że odzywa się we mnie macierzyński instynkt. Ale o miłosnym instynkcie nie chce już powiedzieć ani słowa. I tak jest od lat.

Jak mantrę powtarza w kolejnych wywiadach, że jej serce jest zajęte przez narty. Tylko nieliczni wiedzą, że polska królowa śniegu jest bardzo zakochana. Imię wybranka znają tylko jej najbliżsi z Kasiny Wielkiej. - Ten chłopak jest masażystą w jej teamie - ktoś anonimowo zdradza miłosną tajemnicę.

JA

Rewia 2/2012

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Kowaczyk | miłość | kochać
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy