Reklama

Wielką aktorką byłam może przez 15 minut

Zawsze piękna i elegancka. Arystokratka z pochodzenia, dama z wychowania, kochająca matka z wyboru. Niezależna i silna kobieta, która zna życie.

Na świat przyszła w... królewskim pałacu w Wilanowie. Jako nastolatka marzyła o tym, by pracować w... cyrku. Zaczęła jednak studia aktorskie w Warszawie, w 1957 roku. Już po pierwszym roku została wyrzucona z uczelni. Okazało się, że właśnie wtedy jej kariera aktorska nabrała wielkiego tempa. Została jedną z najpopularniejszych polskich aktorek kinowych.

O cóż tu panią zapytać? Pani dorobek jest tak duży, że nie wiadomo co ważne, a co mniej?

Beata Tyszkiewicz: - Ważne są dzieci i dom, reszta to drugi plan.

Reklama

W takim razie - jakby pani siebie oceniła jako matkę?

- Na szóstkę z plusem.

To chyba rejony matek nadopiekuńczych!?

- Ja pilnuję, żeby dom był azylem, żeby zawsze było co zjeść, jak dzieci wpadną. Żeby mogły liczyć na mnie w każdej trudnej sytuacji.

A jak z mężczyznami? Z tego "przedmiotu" też by pani postawiła sobie szóstkę?

- Z mężczyznami to jest już związek czysto partnerski, dwie osoby muszą się starać.

A jaki pani wystawi sobie stopień ze swojego dorobku artystycznego?

- Ja nie byłam w takiej szczęśliwej sytuacji, żebym mogła wybierać. Musiałam utrzymać dom, wykształcić dzieci, więc grałam co mi proponowano. W ciągu całego mojego życia zdarzyło mi się może ze trzy razy zagrać role, które były świetne. Jakby to zebrać razem, to by z tego było jakieś piętnaście minut.

Niemożliwe! Jest pani dla siebie niezwykle surowa!

- Pamiętam jak w "Wielkiej miłości Balzaka" grałam panią Hańską. I jest taka scena rozmowy z Balzakiem w paryskim rosarium. Postawiono palmę na korytarzu wytwórni filmowej w Łodzi, od prezesa przyniesiono kotarę. Założyli ją i powiedzieli, że nie muszę nawet spódnicy wkładać, bo będzie zbliżenie.

Trudno było się pani zmusić?

- Moja matka mnie nauczyła, że nie ma trudnych sytuacji. Dzięki niej potrafiłam choćby ugotować zupę na skórkach od szynki. Ja nawet lubię jak nie ma pieniędzy. Bo to jest bardzo dobry sposób na to, aby zobaczyć, jak mało nam potrzeba do życia. Trudności kształtują człowieka.

Jest pani bardzo atrakcyjną kobietą. Jaki sekret się za tym kryje?

- Dziękuję. Jestem ciągle w ruchu. Nagrałam piosenkę, zagram w filmie kręconym telefonem komórkowym. Uwielbiam Internet.

Jest coś o czym pani marzy?

- Nie. Jakbym marzyła, to bym to zrobiła.

Co zatem pani ostatnio zrobiła?

- Kończę pisać książkę kucharską. Będzie o tym, jak w ciągu 20 minut zrobić tani i elegancki obiad. Młodsza córka, Weronika, pisze część dotyczącą kuchni orientalnej, a Karolina o tanim dekorowaniu stołów.

Jaki będzie tytuł?

- "Bajaderka". To jest ciastko zrobione z resztek innych ciastek. I takie będą moje przepisy: na dania ze wszystkiego co znajdziemy w kuchni.

Pani sama też tak się odżywia? Tanio i łatwo?

- Tak. Na przykład przysmażam cykorię na odrobinie masła i oliwy, solę troszkę, słodzę i ona się karmelizuje. Dodaję do tego kawałki szynki. Trzy minuty i mam obiad.

To się nazywa cykoria a la Beata Tyszkiewicz?

- Cykoria z szynką. Proszę bez pretensjonalności.

Czegoś nie udało się pani w życiu zrobić?

- Jeżeli tak, to widocznie nie miałam na to wpływu. Uduchowieni ludzie mówią, że jak się w życiu czegoś strasznie chce, to się tego nie dostanie, a jak się tego nie chce, to się to ma.

Michał Wichowski

Świat i Ludzie 4/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy