Reklama

Jarzębina to ich rodzina

​Żeby śpiewać, czasem nawet nie śpią po nocach. Na próby idą kilometrami albo przyjeżdżają rowerami. Zawsze zadowolone i uśmiechnięte.

Wiosenny poranek w Kocudzy, małej wsi w Lubelskiem. Z pól dochodzi porykiwanie krów. Okno w tutejszym ośrodku kultury jest uchylone. Płynie przez nie głośne: Dolo moja, dolo, jedyno mieś miała, aleś żeś ty dla mnie majątku nie miała (...). To ćwiczy zespół Jarzębina.

Panie są już sławne - nie ma dnia bez artykułu o nich czy audycji w radiu. Śpiewają z wielkim zaangażowaniem. Po chwili piosenka się kończy. - Aż poczułam dreszcze na skórze! To było niezwykłe! Naprawdę pięknie śpiewałyście - mówi dziennikarka telewizji. - Bo nasze ludowe pieśni moc taką mają - mówi Janina Oleszek (78). - Koko Euro spoko to prosta melodia. Ale czy inną byśmy wygrały plebiscyt? Oj, chyba nie - dodaje.

Reklama

- Długo Jarzębina czekała na taki sukces? - pyta dziennikarka. - Wcale na niego nie czekałyśmy - odpowiada Bogumiła Smagała (50), która jest w zespole od dwóch lat. - Wielki jest i niespodziewany, ale dla nas jest coś ważniejszego - przyjaźń. 1

marca 1990 roku Irena Krawiec (55) zaczęła pracę w Gminnym Ośrodku Kultury. Została instruktorem do spraw kulturalno-oświatowych. - Pomyślałam, że zajmę się kulturą ludową - wspomina. - Ogłosiłam przesłuchanie, czyli casting, jak to się teraz mówi. Nie miałam wykształcenia muzycznego, ale w domu pełno było muzyki. Wujek Oleś grał na skrzypkach i na harmonijce, a wujek Staś pięknie śpiewał. I mama też śpiewa - opowiada kierowniczka.

- Zresztą tak jest w całej Kocudzy. Długo nie mieliśmy tu kościoła. Z własnych funduszy zbudowaliśmy kaplicę, ale na organistę zabrakło. Jednak kiedy ksiądz intonował pieśń, to zaraz cały kościół śpiewał. Bo my tu wszyscy rozśpiewani jesteśmy. Skąd to się bierze? Mamy czyste powietrze, piękną przyrodę i po prostu się lubimy. Zresztą jak idzie się po polach i ptaków się posłucha, to po prostu chce się śpiewać.

Od samego początku trzonem zespołu są Janina Oleszek, Władysława Dycha, Lucyna Jargiło i ja. "Młody narybek" to cztery kolejne śpiewaczki: Janina Dyjach (od 10 lat), Monika Jargiło (córka Lucyny), Beata Oleszek (córka Janiny i moja siostra) i Bogumiła Smagała (od 2 lat).

Dziewczyn jest osiem. Dlaczego? - Z przyczyn ekonomicznych - wyjaśnia Irena Krawiec. - Wynajęcie busika mniej kosztuje i dzięki temu możemy częściej wyjeżdżać na różne festiwale - kierowniczka i wyciąga album z wpisami z całego świata. "Dziękujemy wam Jarzębinki za to, że jesteście", albo "Gdzie słyszysz śpiew, tam wejdź, tam dobre serce mają. Źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają". Słowa romantycznego poety Goethego to motto Jarzębinek.

Mijały kolejne lata, a one ciągle śpiewały. - Deszcz, nie deszcz, wskakiwało się na rower i jechało - opowiada Janina Dyjach (70) ze Zdzisławic. - Teraz czasem z jedną z wnuczek przychodzę. Mam sześcioro dzieci. Kiedy urodziłam najmłodszą to myślałam, że już jej nie wychowam. Miałam 40 lat i wydawało mi się wtedy, że jestem stara. Teraz mam 70 i czuję się młoda!

Pani Janina trafiła do zespołu 10 lat temu. W życiu nie było jej łatwo: gdy mąż zmarł, została sama na gospodarstwie. Uparła się jednak, że wszystkie córki na studia pośle. - Sama nie mogłam ich skończyć. Gdy miałam dwa lata, zmarł tata, gdy byłam w liceum - mama - opowiada pani Janina. - A dziś myślę, że tam u góry mama się za mną wstawiła i się do Jarzębiny dostałam. Na pewno też SMS-a z nieba wysłała z głosem na naszą piosenkę... - uśmiecha się.

Kobiety z Jarzębiny przychodzą do ośrodka nie tylko po to, by śpiewać. One po prostu chcą się ze sobą spotkać, porozmawiać, nawet popłakać. - Pomagamy sobie nawzajem. Jak któraś zachoruje to pozostałe ją odwiedzają - mówią Jarzębinki. Teraz, gdy jedna z nich nie może uczestniczyć w wywiadach i występach, bo opiekuje się chorym mężem podkreślają, że ona też do zespołu należy.

- Mamy twarde charaktery, czasami się pokłócimy. Ale kiedy na próbach moje babeczki podnoszą głos, to krzyczę: Spokój, dyrektorki! Babki w śmiech i napięcie opada - opowiada pani Irena. - Wytrzymałyśmy ze sobą 22 lata - to jest fenomen wśród zespołów ludowych!

Od początku odnosiły sukcesy: zdobyły trzy Złote Baszty na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu i mnóstwo wyróżnień w innych konkursach. Teraz pokonały Marylę Rodowicz i zespół Feel w konkursie na Hit Biało-Czerwonych. A ich Koko Euro spoko powstało w dwa dni! Pani Irena zaprosiła zespół do domu i rzuciła hasło: Babki, będziemy pisać tekst hymnu na Euro 2012. A one w śmiech i że się na sporcie nie znają.

- Dyrektorki! My nie damy rady? - zapytała i zaczęły układać. Słowa od serca, tekst zabawny. Jak czegoś nie wiedziały, to pani Irena w googlach znajdowała. I tak wers po wersie napisały przebój. - To jest łatwa melodia i na festynach ludzie się przy niej dobrze bawią - mówi pani Irena. - Ale jak ktoś chce posłuchać prawdziwych ludowych pieśni, musi się wybrać na nasz koncert.

Bolą je bardzo niesprawiedliwe artykuły. - Gnębią nas, a my to dla polszczyzny zrobiłyśmy, dla ludowych piosenek - mówi pani Janina. - Nigdy się nie wywyższałyśmy. Bogumiła Smagała zauważa: - Wtedy na scenie przeżyłam jedną z najszczęśliwszych chwil w życiu. To był szok! Pierwszy raz stałam na takiej scenie, z takimi osobistościami. Reporterów mnóstwo, błyskają flesze. Tego się nie da opisać...

Najwięcej spokoju zachowuje najstarsza z grupy, Władysława Dycha (80): - Sukces? Może to i sukces. Nie biorę sobie tego do serca. Jest to jest, a jak nie będzie - też dobrze. Co by się nie działo to na następną próbę i tak przyjadę.

Jarzębinki są pewne, że sława im w głowach nie poprzewraca i nikomu nie dadzą się poróżnić. Zresztą trudne momenty już były. Jarzębina miała wzloty i upadki. - Najgorzej ludzi niszczy zazdrość - mówi pani Irena. Odeszły kiedyś od nich trzy osoby. Ale zespół przetrwał. Dlaczego? Bo jak powiedziała kiedyś Beata Oleszek - śpiewanie jest najlepszym lekarstwem na smutki!


KP

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy