Reklama

Mali niewolnicy z Fabryki Snów

Judy Garland, którą widzimy w filmie „Czarnoksiężnik z krainy Oz” dostawała regularnie narkotyki od wytwórni, żeby była dziarska i mogła być wiele godzin na planie. Teraz dzieci mają specjalną opiekę i specjalne zasady pracy, wcześniej tak nie było. Były po prostu małymi, a potem dużymi niewolnikami - opowiadają Magdalena Lankosz i Joanna Karpowicz, autorki komiksu „Anastazja”.

Agnieszka Łopatowska, Styl.pl: "Los Angeles nie jest prawdziwe, ale też nie jest do końca takie nierealne" - gdzie przebiega tam granica między fikcją a rzeczywistością?

Magdalena Lankosz: - Los Angeles jest bardzo piękne przyrodniczo: przepiękny ocean, rozbuchana, wiecznie kwitnąca roślinność, dzikie kaniony i niebo o tak głębokim, błękitnym kolorze, że dech zapiera z zachwytu. Człowiek ma wrażenie, że znalazł się w raju. A potem opuszcza wzrok i widzi byle jakie domki, w których mieszkają nieszczęśliwi ludzie. W okolicach kojarzonych z przemysłem filmowym, w dzielnicy Hollywood, po ulicach snują się szaleńcy się ubrani w kostium z jedynego castingu, na który się załapali. Los Angeles ma w sobie tajemniczy magnetyzm, który powoduje, że ludzie nie chcą go opuszczać. Wolą karmić się iluzją, wierzyć w to, że już na pewno za następnym zakrętem czeka na nich życiowa szansa, niż przyznać przed sobą, że sukces w show-biznesie odnosi promil chętnych. Ten dysonans: raj − piekło, blichtr − bieda, wielka sława − wielki upadek był dla mnie fascynujący i inspirujący.

Reklama

Jak wyglądało Hollywood lat 20.?

ML: - Filmowcy zjeżdżają do Los Angeles na początku XX wieku. Wbrew powszechnej opinii, nie w poszukiwaniu dobrego światła, tylko by być jak najdalej Nowego Jorku. Bo tam grasują wynajęte przez Thomasa Edisona bandy, które wpadają na plany filmowe z kijami i niszczą sprzęt. Edison jako pierwszy w USA opatentował kamerę i uważał, że nikt poza nim nie ma prawa do tego wynalazku. Trzeba od niego uciekać jak najdalej. Jeden z wynalazców kina D.W. Griffith próbuje szczęścia na Kubie. Jego partner i wspólnik, dziś zapomniany geniusz Thomas H. Ince naciska, by próbować rozwinąć film w leżącej 3000 mil od Nowego Jorku Kalifornii. Stężenie marzycieli i poszukiwaczy przygód na kilometr kwadratowy jest w tym stanie ogromne: dopiero co wydarzyła się Kalifornijska Gorączka Złota. Czytałam relacje o szaleńcach, którzy pchali swój dobytek na taczkach przez wiele tygodni, by się tam dostać. Ince uważa, że to genialne miejsce, by gonić za marzeniami. W 1912 roku ma wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić ponad 70 km2 ziemi w pięknym kanionie na oceanem. Sprowadza tam Indian i poganiaczy bydła, czyli kowbojów, i każe im się ganiać uwieczniając to na taśmie. Wypuszcza jeden film tygodniowo. Tak powstała pierwsza hollywoodzka wytwórnia Inceville.

- Okazuje się, że biznes jest bardzo opłacalny. Do 1929 roku, czyli wybuchu Wielkiego Kryzysu w Los Angeles zostaje stworzony wielki, samowystarczalny przemysł, który zaczyna stanowić piątą co do wielkości gałąź przemysłu Stanów Zjednoczonych i jedyną, która nie ucierpiała podczas Wielkiego Kryzysu. Lata 20. to wielkie pałace przy Sunset Boulvard, w jednym z nich mieszka bohaterka filmu "Bulwar Zachodzącego Słońca" Billy’ego Wildera. To masowa wyobraźnia i magazyny o życiu gwiazd. To też ludzie, którzy uciekają na "dziki Zachód" od swoich problemów: przestępcy, bigamiści, tacy, którym coś poszło nie tak gdzie indziej. Oraz tacy, którzy nie mieli nic do stracenia, może dlatego mieli odwagę marzyć. Wszyscy oni lecą do Hollywood jak ćmy do światła. Kiedy czytałam historię tamtych czasów, byłam zaskoczona jak wiele osób zmieniło tożsamość, albo przynajmniej nazwisko przyjeżdżając do Los Angeles. Dziś w społeczeństwie informacji nie dla się tak łatwo zmienić życiorysu.

Joanna Karpowicz: Nasz komiks dzieli się na dwa odcinki. Pierwszy zaczyna się w 1926 roku w zupełnie innym mieście. W pierwowzorze scenariusza nazywało się Anus Mundi, czyli po prostu "dupa świata", chciałyśmy podkreślić, że nasze bohaterki: matka i córka wyrywają się z najgorszej dziury zabitej dechami. Ten pomysł nigdy nie był ulubionym pomysłem naszego wydawcy, ale długo Magda nie miała dobrej alternatywy dla Anus Mundi. W ostatniej fazie pracy nad komiksem olśnienie: Holcomb w Kansas. Nasze bohaterki muszą stamtąd pochodzić! Cały komiks jest naszpikowany zagadkami dla czytelników: "easter eggs" jak byśmy dziś powiedzieli, czy też jak ktoś woli staroświecko: tropami intertekstualnymi. Miejsce, z którego pochodzą bohaterki "Anastazji" to jeden z nich. Szukajcie w dziełach klasyków literatury amerykańskiej, co zdarzyło się w tym mieście.

- Wracając do Los Angeles 1926 roku, kiedy zaczyna się akcja naszego komiksu, a nasza tytułowa bohaterka jest 8-letnią dziewczynką. Miasto połowy lat 20. znacznie różni się od tego 10 lat później, kiedy Anastazja jest już młodą kobietą. Los Angeles napędzane pieniędzmi biznesu filmowego rozwinęło się bardzo szybko. Szukając referencji w zdjęciach bardzo dokładnie musiałam sprawdzać, z którego są roku. Mogło się okazać, że na ulicy ze średniej wielkości zabudową nagle pojawił się jakiś wielki budynek. Zresztą zdjęć jest bardzo mało i są nieprecyzyjnie opisane. W wybraniu odpowiednich pomagała mi Magda i amerykańskie fora internetowe dla architektów, na których gromadzą się pasjonaci historii tego miasta.

Mówicie, że w fazie koncepcyjnej waszego komiksu oglądałyście zdjęcia mieszkańców Los Angeles i zastanawiałyście się, co się kryje pod ich uśmiechami. Czyje historie zainspirowały was do stworzenia "Anastazji"?

ML: - Wydaje mi się, że rzadko pod tym uśmiechem jest coś prawdziwego. Europa uznała "postprawdę" za słowo roku 2016, moim zdaniem Los Angeles zostało na postprawdzie zbudowane już na początku XX wieku. Powiedziałam już wcześniej o zwykłych ludziach, którzy przyjechali wymyślić się na nowo, uciekli od czegoś. Ale w przypadku, o który pytasz, chodziło nam o aktorów. Film to doskonałe zmyślenie, w którym aktorzy muszą odegrać życie tak, żeby wydawało się ono prawdziwe. Nie teatr, nie umowność, tylko pełna symulacja.

- Jest taka legenda o pierwszym pokazie filmu braci Lumiere, podczas którego publiczność zaczęła uciekać, bo myślała, że lokomotywa z ekranu ją przejedzie. Wczesne Hollywood szybko zrozumiało siłę, z jaką oddziałuje na ludzi ta symulacja. I postanowiło doprowadzić ją do perfekcji. Kontynuować ją poza ekranem. Na potrzeby pierwszych kolorowych gazety, które Asia pięknie namalowała w komiksie, aranżowano wiele sytuacji życiowych. Aktorzy chodzili na wymyślone przez wytwórnie randki, opowiadali życiorysy pisane przez scenarzystów jako własne. Historia przemysłu filmowego to także (choć nie tylko historia zatracania siebie. Moja przyjaciółka mówi zawsze, że tylko głupiec ma jeden życiorys. I wiesz czym się zajmuje? Robi filmy. "Anastazja" jest wariacją na temat tego, co naszym zdaniem może się kryć za uśmiechami ze starych zdjęć.

JK: - Matka Anastazji ma obsesję na punkcie kolorowych magazynów. Choćby wspomnieć "Silver Screen", który był pierwszym tabloidem w Stanach Zjednoczonych, jeszcze w latach 20. Zdjęcia w nim były mocno retuszowane, a wcześniej w takich gazetach publikowano ilustracje - bardzo realistyczne, jak w "Strażnicy". Matka Anastazji buduje na podstawie tych nieprawdziwych zdjęć wizję świata, który wydaje się jej prawdziwy, do którego wzdycha i tęskni. Takie wielopiętrowe zmyślenie. Odgarniasz pierwszą warstwę fałszu, a pod nią następna i następna. Jak by na to z boku spojrzeć, schizofrenia.

Anastazję poznajemy jako małą dziewczynkę, której plan na życie kreśli matka i długo będzie się tym jej życiem zajmowała. Znamy wiele historii takich dziecięcych gwiazd Hollywood.

ML: - Losy Anastazji to fikcja, ale złożyło się na nią wiele wydarzeń z życia prawdziwych gwiazd. Dziecięca gwiazda Shirley Temple, kiedy dorosła, napisała wstrząsające wspomnienia, m.in. o molestowaniu w wytwórni Metro-Goldwyn-Mayer. Nie bez powodu jeden z naszych komiksowych filmowców nazywa się Newmayer.

JK: - Judy Garland, którą znamy np. z filmu "Czarnoksiężnik z krainy Oz" dostawała regularnie narkotyki od wytwórni, żeby była dziarska i mogła być wiele godzin na planie. Teraz dzieci mają specjalną opiekę i zasady pracy, wcześniej tak nie było. Były po prostu małymi, a potem dużymi niewolnikami.

ML: - Z kolei Natalie Wood miała szaloną matkę, jak nasza bohaterka. Była Rosjanką z pierwszego pokolenia emigracyjnego, która przyjechała do Stanów i spotkała na swojej drodze cygankę. Ta wywróżyła jej, że młodsza córka będzie wielką gwiazdą, a jedynym zagrożeniem w jej życiu będzie ciemna woda. Matka obsesyjnie wmawiała dziecku, że musi zostać popularną aktorką. Kiedy w mieście, w którym mieszkały pojawia się ekipa filmu "Happy Land" w reżyserii Irvinga Pichela, matka Natalie Wood bywała na planie codziennie, a jej czteroletnia córka jak tresowany piesek wykonywała różne sztuczki, by przyciągnąć zainteresowanie reżysera. Udało się - Natasza (wtedy jeszcze nie Natalie) dostała kilkusekundową rolę: w filmie idzie ulicą i upuszcza loda. Potem kilka razy w tygodniu wysyłała listy do reżysera tego filmu, aż on zmęczony jej natarczywością odpowiedział, żeby przyjechały do Los Angeles. Matka spakowała wszystkich, zabrała swoje dzieci ze szkoły i przyjechała bez grosza przy duszy do LA. Wmawiała tej biednej, 6-letniej dziewczynce, że musi ich utrzymać, że ich los jest w jej rękach. Matka nigdy się od niej nie odczepiła. Mieszkała z nią i sterowała życiem córki. I też - podobnie jak matka Anastazji - sprzedawała ją do różnych łóżek.

Wynalazła dość drastyczny sposób na to, żeby nauczyć swoją córkę płakać na zawołanie.

ML: - Nie zdradzajmy, co jest w komiksie. Mam nadzieję, że dotrą państwo do tej karty i ona was poruszy. Kiedy przeczytałam tę historię, byłam nią wstrząśnięta. To obraz, którego nie da się zapomnieć, rozdzierający serce. Zresztą historia życia i śmierci Natalie Wood opisana przeze mnie kilka lat temu w "Wysokich obcasach" była zaczynem mojej znajomości z Joanną.

Lubię historię waszego poznania się i porozumienie - nie tylko w sferze zawodowej, ale i prywatnej.

ML: - Joanna najpierw napisała do mojego męża Borysa, którego znała wcześniej i zapytała, czy to zbieżność nazwisk. Za pierwszym razem spędziliśmy ze sobą kilka godzin w Krakowie. Z tego spotkania wyszłam z poczuciem, że poznałam drugą siebie − z tą różnicą, że ona potrafi rysować. Miałam przeczcie, że się dogadamy. Skończyło się nawet lepiej, zaprzyjaźniłyśmy się.

JK: - Kiedy przeczytałam dwa teksty Magdy: "Siedem śmierci Natalie Wood" i "Hollywood - miasto demonów", postanowiłam ją odszukać. W tym drugim artykule pojawił się interesujący mnie wątek Czarnej Dalii, którym zajmujemy się w drugiej części komiksu. W naszym komiksie podajemy naszą, alternatywną wersję zagadki śmierci Elizabeth Short, czyli Czarnej Dalii. Wspomniałam o drugim tomie, więc od razu powiem, że "Anastazja" dla nas od początku była zamkniętą historią, a wydawca zaplanował ją na dwa albumy. Nie będziemy jej kontynuować.

Paradoksalnie mogłybyście tę historię doprowadzić do czasów współczesnych patrząc choćby na to, co teraz dzieje się z aferą kanapowo-castingową w Stanach.

ML: - Przyznajemy: Harvey Weinstein był opłacony. Zapłaciłyśmy mu za ujawnienie swoich podłych czynów w ramach kampanii promocyjnej "Anastazji".

Można by dalej ponuro żartować, że kampania #MeToo była stworzona na wasze potrzeby.

JK: - Trzy lata temu jeszcze nikt nie myślał o tego typu aferze, Harvey Weinstein miał nieposzlakowaną opinię. Myślę, że szczęśliwie dla wielu kobiet Hollywood - i pewnie mężczyzn - ta afera zatacza coraz szersze kręgi. U nas te zjawiska widać w bardzo wyostrzonej wersji.

ML: - Teraz już bez żartów. Jest mi trochę smutno, że wyszła afera Weinsteina, bo wydawało mi się, że przypadki podobne do Anastazji na taką skalę to zamknięta historia. Wiem, że zdarzały się jeszcze w Złotej Erze Hollywood, w latach 60. i 70., kiedy też świadomość mówienia o pewnych sprawach była mniejsza. Jeśli zdarza się to w 2017 roku, napawa smutkiem fakt, że kulisy Fabryki Snów nadal są identyczne.

Wytwórnie filmowe działały jak małe miasteczka. Ustalona była tam określona hierarchia, działały systemy władzy. Wiele patologii wywodziło się właśnie z tych zależności.

ML: - Oczywiście. Stany Zjednoczone z powodu potęgi i rozpasania Hollywood stworzyły dwie ustawy: antymonopolową, która, w dużym skrócie, przerwała zamknięty obieg obrotu filmem. W Złotej Erze wytwórnie nie tylko produkowały i postprodukowały filmy, ale także je dystrybuowały we własnych kinach. Pieniądze przechodziły z prawej do lewej kieszeni tego samego człowieka. Jako kobieta-dygresja dodam, że to morderstwo Czarnej Dalii bezpośrednio uruchomiło przyspieszone prace nad tą ustawą znaną w Ameryce jako "Stany Zjednoczone przeciwko Paramount Pictures". Jej wprowadzenie na przełomie lat 40. i 50. zakończyło Złota Erę. Coś takiego jak "studio system", czyli wytwórnia w hollywoodzkiej koncepcji przestało istnieć, a kino nigdy nie wróciło do bajecznego bogactwa, które wtedy generowało. Druga antyhollywoodzka ustawa to Kodeks Haysa, wyznaczający obyczajowe ramy, w jakich kino może się poruszać. Cenzura Haysa trwała aż do 1968 roku, ale zapoczątkowała ją sprawa morderstwa początkującej aktorki w 1921 roku. To morderstwo i jej głównego oskarżonego, Fatty’ego Arbuckle, umieściłyśmy (oczywiście w naszej fikcyjnej wersji), w komiksie. Kto ma ochotę poczytać więcej o tym tropie zachęcam do odwiedzania naszego fanpage’a: Facebook Anastazja - komiks. Tam osłaniamy kulisy naszych inspiracji.

JK: - W Kodeksie Haysa nie chodziło tylko o seks, ale też na przykład o palenie papierosów. Filmem, który dobrze to ilustruje jest "Przeminęło z wiatrem", którego producenci walczyli o pokazanie sceny pocałunku. Kiedy zaczęłyśmy pracować nad komiksem, miałam sentymentalne i romantyczne wyobrażenie Hollywood tamtych czasów. Później łuski spadły mi z oczu. Obie ukryłyśmy w treści swoje małe zagadki, a ja w jednym z kadrów umieściłam biura Walta Disney’a, który budował swoim pracownikom wspaniałe studia, ale jednocześnie ich wyzyskiwał, źle opłacał i łamał ich prawa autorskie. Wcześniej nie miałam o tym pojęcia.

Zafascynowała was ta sama historia i jak później pracowałyście nad komiksem?

ML: - Namawiając mnie na komis Asia wyznaczyła pewne ramy tej historii: chciała by rzecz działa się w starym Hollywood opisanym w moich artykułach i żeby była z dreszczykiem, żeby przełamywała pewne tabu. Wróciłam z Krakowa do Warszawy i bardzo szybko napisałam opowiadanie, na podstawie którego miał powstać komiks. Zapytałam Asię, jak ma wyglądać komiksowy scenariusz, a ona odpowiedziała: "Jak chcesz". Więc użyłam zapisu filmowego. Wielki błąd. tak nad komiksem nie można pracować. Przede wszystkim dlatego, że scenariusz filmowy jest suchym tekstem, pisanym w czasie teraźniejszym, brak w nim opisów tego, co czuje bohater, w jakiej relacji znajduje się z drugą osobą w kadrze. Życie filmowi daje reżyser, aktorzy, scenografowie, kostiumy, słowem ludzie, którzy postaci i historię zinterpretują. Zrozumiałam, że w naszej współpracy ja muszę być aktorami, a reżyserem, scenografem i kostiumologiem musimy być wspólnie.

JK: - Na początku nie wiedziałam problemu w tym, że jest to scenariusz filmowy. Myślałam, że sobie "puszczę" taki film w wyobraźni i będę go rysować. Jakże mylna była ta koncepcja! Zanim doszłyśmy do scenariusza komiksowego, trochę czasu minęło.

Czytając wasz komiks "między obrazkami" na co mamy zwrócić uwagę?

ML: - Wspomniane "easter eggs" z moje strony to tytuły filmów, nazwiska osób i adresy.

JK:  - Na obrazy, które wiszą w różnych pomieszczeniach.

Czyli po prostu zaleca się oglądanie z lupą.

JK: - Aż z lupą to może nie. Chciałyśmy uniknąć takiego problemu, jaki czasem pojawia się, gdy oglądamy amerykański horror. Jego fragment rozgrywa się na polskiej wsi, a widzimy czeskie samochody i ludzi mówiących po rosyjsku. Bardzo się starałyśmy, żeby wszystko, co się w tym komiksie się pojawi, było czytelne nawet dla Amerykanów. Oczywiście jest to niemożliwe, żeby się wszystko zgadzało...

ML: - Tam się wszystko zgadza!

JK: - Muszę się od ciebie nauczyć tego twojego "Hollywood style".

- Zdjęcia z tych czasów są czarno-białe, więc trzeba sobie wyobrażać kolory. Widzę komunikację miejską i wyobrażam sobie, że jest brązowo-sepiowa, ale naprawdę była czerwona. W każdym projekcie można w tym utonąć i my w tym tonęłyśmy.

ML: - I uwaga, bo tu jest przedsmak drugiej części - w pewnym momencie pojawia się w naszym komiksie postać, która nazywa się George Godel. Godel, bo jego nazwisko miało odsyłać do słowa "God", Bóg, istota wszechmogąca. Ale także do prawdziwej postaci: George’a Hodela, zobaczcie sobie państwo w Wikipedii kim był. A potem przyjrzyjcie się budynkowi, w którym nasz Godel mieszka i wrzućcie w wyszukiwarkę hasło "Sowden House Los Angeles". Niech to posłuży za teaser drugiego tomu.

Wasz wydawca Szymon Holcman z Kultury Gniewu od lat walczy o to, żeby komiks został uznany w Polsce jako pełnoprawna ze sztuk. Wy też dajecie argumenty w tej sprawie.

JK: - To się dzieje - nasz komiks jest w muzeum! "Anastazję" przez sześć miesięcy można oglądać w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie. Wisi w głównej ekspozycji na wystawie "Artyści z Krakowa. Generacja 1970 - 1979". Część ludzi, którzy planują kupić komiks, nie idzie na tę wystawę, żeby sobie nie zepsuć końcówki, a ja myślę, że bez tekstu też można go oglądać. Choć oczywiście zachęcamy wszystkich do kupienia komiksu.

Widziałam komiks najpierw w MOCAKu - siłą waszej historii jest to, że jest bardzo klarowna, nawet bez dymków nie ma w niej żadnych nieporozumień.

ML: - Tak mi szkoda zasłaniać obrazy Asi dymkami, że do drugiej części napisałam mniej dialogów. Więcej w niej będzie wyrażone obrazem.

Komiks to nie jedyny wasz wspólny projekt.

ML: - W pierwszej scenie filmu, który napisałam wspólnie z moim mężem, Borysem Lankoszem "Ciemno, prawie noc", bohaterka będzie trzymała w ręku książkę z oryginalnym rysunkiem Joanny. To będzie wariacja na temat "Alicji w krainie czarów". Ekipa filmu jest właśnie w pierwszym tygodniu zdjęć w Wałbrzychu. Może właśnie w tej sekundzie, grająca główną rolę Magdalena Cielecka siedzi w wagonie i spogląda na rysunek Joasi, a operator Marcin Koszałka włącza kamerę. I znów zaczynamy opowiadać bajkę, w której nie wiadomo, co jest prawdą, a co zmyśleniem.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama