Reklama

Meryl Streep. Kobieta kameleon

Meryl Streep - kadr z filmu "Diabeł ubiera się u Prady", fot. Entertainment Pictures /20th Century-Fox /Agencja FORUM

Meryl Streep wciąż jak dziecko cieszy się z każdej okazji wcielenia się w nową postać. Do każdego filmu podchodzi tak, jakby był jej pierwszym. Z pozoru wydaje się majestatyczna i władcza. Przy bliższym poznaniu ujawnia szelmowską osobowość, którą jej miłośnicy namiętnie uwielbiają, a przeciwnicy równie namiętnie piętnują. Meryl Streep w filmie "Diabeł ubiera się u Prady" przeobraziła się w najgorszą, a przy tym najlepiej ubraną szefową na świecie. Jak do tego doszło i jak przebiegała współpraca z twórcami filmu czytamy w książce "Queen Meryl" Erin Carlson, która dokumentuje jej niezwykłe osiągnięcia, wybory, przyjaźnie i spory, a także to, w jaki sposób w każdej roli przemyca wartości, w które mocno wierzy.

Na spotkanie z Meryl w salonie jej wielopoziomowego mieszkania na Manhattanie McKenna (Aline Brosh McKenna - scenarzystka filmu "Diabeł ubiera się  Prady" - przyp. red.) włożyła czarną bluzkę z rękawami kimono. Padało, a scenarzystka nie zdążyła umówić się do fryzjera, by wygładzić poskręcane włosy. Czy powinna je zwinąć w koczek, czy możliwie szybko znaleźć najbliższy salon? "Tak sobie myślę, że jej chyba będzie wszystko jedno" - powiedziała sama do siebie.

Razem z Frankelem i Wendy Finerman siedzieli u Meryl cztery godziny, słuchając jej spostrzeżeń na temat planowanego filmu. "Meryl jest właśnie taka, jaka się człowiekowi marzy - powiedziała McKenna. - Jest jedną z tych osób z branży rozrywkowej, które niemal nie rozczarowują. Jest niezwykle inteligentna i to właśnie tak, jak trzeba. W kontakcie bezpośrednim jest po prostu fantastyczna". Wydaje się, jakby promieniała od środka. Odnośnie do uwag: żadna z nich nie dotyczyła popisywania się czy ogniskowania na sobie uwagi przez Meryl.

Reklama

Przeciwnie, Meryl chciała robić i mówić mniej. Być spokojnym okiem cyklonu. Wskazała kilka napisanych przez McKennę kwestii, które szczególnie jej się spodobały, w tym: "Jasne, ruszaj się w tempie lodowca. Wiesz, jak to kocham". Ta wypowiedź skierowana do Andy była sucha, rzeczowa i miażdżąca. Wszystkie te cechy pozwoliły Meryl odnaleźć w sobie jej wewnętrzną Mirandę.

Choć ekipa "Diabła" wytłumiła nieco złośliwość tej postaci, by nie odstręczyć wielkiej gwiazdy, Meryl powiedziała: "Nie, nie, nie stępiajcie jej kłów". Machnięciem dłoni zbyła stronę, na której znajdowała się napisana przez McKennę tyrada wygłoszona przez kapłankę "Runwaya" po zaprezentowaniu jej przez fikcyjnego projektanta Jamesa Holta jego niezbyt dobrej kolekcji.

"Nie ma potrzeby, żebym mówiła to wszystko" - powiedziała. Finalnie w tej scenie Miranda jedynie sznuruje usta, a Holt nie potrafi sobie wyobrazić bardziej druzgocącej krytyki. (...)

Meryl uznała za najistotniejsze pokazanie Mirandy w jej codziennej pracy, niezależnie od tego, czy polegała ona na dobieraniu odpowiedniego modrego paska dla modelki "Runwaya", czy na obsztorcowywaniu współpracowników na kolegium redakcyjnym ("Kwiaty? Na wiosnę? Odkrywcze".). Finerman zgromadziła dwie wielkie teczki informacji na temat pierwszej pracy, ubrań drogich projektantów i Anny Wintour.

Ku zaskoczeniu producentki Meryl nie tylko przeczytała wszystkie te wycinki, ale poprosiła o więcej. Nie zamierzała naśladować Wintour, nie zamierzała też spotykać się ze stylową Brytyjką, która uwielbiała kobiece sukienki w kwieciste wzory, okulary słoneczne noszone nie tylko pod gołym niebem i niezmienną, nieskazitelną fryzurę na pazia, której jej naśladowczyniom zwykle nie udawało się powtórzyć.

Zdaniem Meryl w książce Weisberger "znalazło się wyobrażenie o tym, co u kobiet na stanowiskach uznajemy za braki. Przede wszystkim chodzi o to, że od kobiet wymaga się nieskończonej empatii. Pracowników zbija z tropu, że ona ma to w nosie, tymczasem szefa mężczyzny nigdy by o coś takiego nie prosili (...). Zaintrygowało mnie, że od Anny Wintour oczekiwano, że będzie milsza, bardziej urocza, szerzej uśmiechnięta (...). Generalnie od kobiet oczekuje się, że będą milsze".(..)

Kiedy całe towarzystwo usiadło do próby czytanej, Blunt (Emily Blunt zagrała Emily, starszą asystentkę Mirandy - przyp. red.) - usłyszała, jak Meryl - ubrana w kraciastą marynarkę i spodnie khaki, z włosami związanymi w koński ogon - śmieje się gardłowo. Jakieś dziesięć minut później ukazała im się Miranda.

"Chyba wszyscy mieliśmy jakieś wyobrażenie o tym, jak ona będzie brzmieć - powiedziała Anne. - Władczo i niecierpliwie, raczej warcząc, niż mówiąc. Kiedy Meryl otworzyła usta i odezwała się prawie szeptem, wszystkich nas aż zatchnęło. To było absolutnie nieoczekiwane i doskonale wymyślone".(...)

Obserwująca próbę Elizabeth Gabler zauważyła, że Meryl, wcielając się w swoją postać, posyła Anne spojrzenia mówiące: "ty głupia dziuniu". Przygotowując się do roli Mirandy, Meryl wzorowała się na mężczyznach; nie było wystarczającej liczby kobiet na wysokich stanowiskach, które mogłaby naśladować. "Głos pożyczyłam od Clinta Eastwooda - wyjaśniła. - On nigdy, przenigdy nie podnosi głosu i wszyscy muszą się wychylać, żeby go usłyszeć, a on tym samym automatycznie staje się najsilniejszą osobą w pokoju. Ale Clint nie jest zabawny. Tę cechę podpatrzyłam u Mike’a Nicholsa. Tym sposobem nawet najokrutniejsza, najzjadliwsza uwaga, o ile podlana jest przewrotną ironią, staje się najskuteczniejszą wskazówką, lekcją zapadającą w pamięć, bo wszyscy, z ofiarą włącznie, się śmieją. Obawiam się, że sposób chodzenia jest już mój". (...)

Meryl i Roy wspólnie opracowali koncepcję charakterystycznej siwej peruki Mirandy z ciemnymi odrostami z tyłu, inspirując się fryzurami siwowłosej siedemdziesięcioletniej modelki Carmen Dell’Orefice oraz eleganckiej francuskiej polityczki Christine Lagarde. Ten pomysł bardzo się spodobał kostiumografce Patricii Field, która wymyśliła nowatorski wizerunek Carrie Bradshaw z serialu 'Seks w wielkim mieście".

A wytwórnia? Nie była zachwycona. Producenci obawiali się, że Meryl będzie wyglądać staro, ale zmienili zdanie, gdy zobaczyli ją w peruce na żywo. Meryl promieniała. Dzięki wysiłkom Roya i Patricii Field zyskała wizerunek, którego potrzebowały wszystkie kultowe redaktorki piszące o modzie.

Dlaczego Meryl Streep schudła podczas zdjęć aż 3,5 kilograma? Dowiesz się na kolejnej stronie>>>

Choć kosztująca 35 milionów dolarów oda do haute couture dawała projektantom sposobność uzyskania rozgłosu nieosiągalnego za żadne pieniądze, nie wszyscy skorzystali z okazji, by ubrać Meryl Streep. Obawiali się, że obrażą Wintour, która potrafiła ich wynieść na szczyt albo z niego zepchnąć. Finerman łączył osobisty związek z Valentino Garavanim od czasu, gdy gwiazdor krawiectwa wypożyczył w 1998 roku ubrania do filmu "Mamuśka" z Julią Roberts, którego Finerman była producentką.

Valentino, ubrawszy Mirandę w olśniewającą czarną suknię na galę Met, zaryzykował i zgodził się wystąpić w epizodycznej roli, witając papieżycę za kulisami filmowego pokazu mody, dzięki czemu udało się zaangażować w ten projekt innych VIP-ów. U boku Valentino pojawiła się Heidi Klum, gospodyni kultowego konkursu "Project Runway", zaś supermodelka Gisele zagrała nieco większą rolę jako jedna z pomagierek Mirandy.

McKenna zagadnęła ją, gdy obie czekały na opóźniony lot, i zaoferowała jej rolę w filmie. Agent Gisele "zdrętwiał", jak wspominała McKenna. "Powtarzałam więc tylko na okrągło »Meryl Streep, Meryl Streep«, bo uważałam, że dam mu w ten sposób do zrozumienia, że to poważna sprawa i nie ma żadnego ryzyka". Gisele to kupiła, mówiąc wreszcie: "No dobra, ale nie gram siebie, mam ochotę zagrać jakąś sukę".

Field, ograniczona budżetem w skromnej wysokości 100 tysięcy dolarów, zwróciła się o pomoc do zaprzyjaźnionych osób z branży mody. Wymyśliła Anne jako "dziewczynę Chanel", przeciwieństwo "dziewczyny Versace". Francuski dom mody pod wodzą Karla Lagerfelda przysłał strój, który znamionował oszałamiającą przemianę Andy: komplet z czarną sukienką w roli głównej i muszkieterki na szpilce, które kompletnie zbijają z pantałyku Emily i Mirandę. Andy nosi również ubrania Dolce & Gabbana oraz Calvina Kleina.

Dla Meryl Field zdobyła ponadczasowe kostiumy z kolekcji Donny Karan z 1987 roku i Michaela Vollbrachta dla domu mody Bill Blass. Nie były to powszechnie znane kolekcje, dzięki czemu Miranda sprawiała wrażenie śmiałej indywidualistki nieliczącej się z obowiązującą modą. Ani z czerwoną farbą aktywistów walczących o prawa zwierząt. Kostiumografka skontaktowała się z miejscowym rosyjskim kuśnierzem, który miał salon wystawienniczy w Nowym Jorku, by wypożyczyć futra, które Miranda mogłaby ciskać na biurko Andy.

Zgodnie z szacunkami Field około stu projektantów pożyczyło ubrania warte łącznie okrągły milion dolarów, czyli więcej niż wyniosła gaża Anne za "Diabła". Wielu z nich zżerały nerwy. Co sobie pomyśli Anna?

Meryl nie mogła uwierzyć, że torebka może kosztować dwanaście tysięcy dolarów. Wolała "tragiczny niebieski sweter Andy i targające nią wątpliwości". Lecz kiedy wyszła z windy w czarnym płaszczu, z szarą torebką na ramieniu - jedno i drugie z metką Prady - jej bezwzględność była niemal namacalna. Transformacja zaskoczyła McKennę i Frankela. (...)

Tymczasem Meryl zgubiła podczas zdjęć trzy i pół kilograma. "To mnie zabiło" - powiedziała. Występowała obok aktorów, którzy uwielbiali się bawić, dotyczyło to zwłaszcza Tucciego i Blunt, tymczasem ona, choć uwielbiała pożartować w doborowym towarzystwie, czuła napięcie wynikające z izolacji, którą sama sobie narzuciła. Utratę wagi przypisała zdenerwowaniu. "Ta postać miała w sobie mnóstwo napięcia - powiedziała. - Wszyscy pytali: »Dobrze się bawiłaś, grając czarny charakter?«. Nie. Wcielanie się w tę postać wcale nie było zabawne, ani trochę. Może za bardzo wzięłam do siebie naciski, jakim podlegała. Ale czułam ich obecność w fabule. Zapoznałam się ze scenariuszem i wyczytałam z niego, że Mirandzie groziło usunięcie ze stanowiska redaktor naczelnej. Wiem, jak łatwo nasze społeczeństwo odsuwa na bok kobiety w średnim wieku, zdarzyło mi się to odczuć, więc bycie w jej skórze wcale nie było zabawne. Przy tym ubieranie się tak jak ona było ciężką harówą, czułam się, jakbym zakładała kombinezon nurkowy. Domyślam się, że normalna kobieta skakałaby z radości, mogąc nosić takie ubrania, ale mnie nie sprawiało to żadnej przyjemności. Czułam się jak w kaftanie bezpieczeństwa".

W scenie, w której Miranda się załamuje i ze ściśniętym gardłem informuje Andy, że jej mąż złożył pozew rozwodowy, Meryl wystąpiła bez makijażu. Przewidując zawczasu, że brukowce będą miały używanie, mówi: "Rupert Murdoch powinien mi płacić za zwiększanie nakładów jego gazet. Ale nie dbam o to, co ktoś o mnie nagryzmoli. Tylko że dla moich córeczek to straszna niesprawiedliwość losu". Nawet w tej krótkiej chwili słabości Miranda nie przestaje być bezduszna. "Jasne, ruszaj się w tempie lodowca". Andy, najwyraźniej ofiara syndromu sztokholmskiego, zbywa tę uwagę milczeniem. Na planie zdjęciowym Meryl omijała Anne szerokim łukiem, ale jej sarniooka partnerka bardzo zaprzyjaźniła się z Blunt. "Podtrzymywały się nawzajem na duchu, by móc stawić czoła Meryl - mówił Frankel. - Naprawdę były dla siebie oparciem". (...)

"Diabeł ubiera się u Prady" nie tylko zapewnił Meryl największy sukces od dekad, ale i sprawił, że stała się atrakcyjniejsza jako aktorka, nie tracąc nic ze swej tajemniczości.

Fragment książki "Queen Meryl" wydanej przez wydawnictwo Wielka Litera. W sprzedaży od 14 października 2020 roku.

Zobacz także:

Fragment książki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy