Reklama

Modoterapia. Maria Konarowska

W życiu zajmują ją dwie rzeczy - jest psycholożką i aktorką. Na planie ubrania służą jej do budowania postaci. Prywatnie nosi tylko rzeczy, o których może powiedzieć: "To takie moje...". Najbardziej sobą czuje się w kapturze i w rzeczach, które działają na wszystkie zmysły: miękkich w dotyku ubraniach, dźwięcznej biżuterii i delikatnie stukających obcasach.

O ćwiczeniach z bycia sobą

Pojechałam do Los Angeles na kursy aktorskie. Było ze mną kilka Polek, wszystkie w pełnym makijażu, doklejonych rzęsach, wszystkie takie trochę przebrane. W pewnym momencie nauczyciel zadał nam ćwiczenie. Miałyśmy zmyć make-up, spiąć włosy i założyć zwykłe proste T-shirty. Chodziło o to, żeby nie rzucać się w oczy, nie wyróżniać.

Potem kazał nam po prostu poczekać na to, co do każdego z nas przyjdzie i zrobić to: śpiewać, grać, płakać, krzyczeć, improwizować. Kiedy później oglądaliśmy nagrany materiał, okazało się, że bez tych wymyślonych przez nas masek jesteśmy piękniejsi i dużo ciekawsi. To było coś. Sama esencja.

Reklama

O widzeniu się w całości

Gdy wróciłam z Azji, po ekstremalnym miesiącu doświadczeń, pełna nowego - trafiłam prosto na sesję zdjęciową - w stadninie, nad polskim morzem. Było nas tam kilka dziewczyn. Pamiętam, że gdy fotograf przeglądał zdjęcia, zajrzałam mu przez ramię i zobaczyłam piękną dziewczynę na ekranie wyświetlacza. Przyglądam się dokładniej i okazało się, że to ja. W podróży przez Azję, cały czas w biegu, w kitce, zapomniałam, że mam takie długie piękne włosy. W ogóle chyba zapomniałam, jak wyglądam. My kobiety mamy tendencję do niedoceniania się, do patrzenia na swoje fragmenty i to zwykle na te, którym według nas czegoś brakuje: za małe oczy, worki, rozszerzone pory.

Nie widzimy się w całości - w lustrze też patrzymy fragmentarycznie. A inni widzą nas całościowo, bez rozczłonkowywania. Są takie łazienkowe lusterka powiększające, z jednej strony zwykłe, a z drugiej powiększają 20 razy. Marylin Monroe kiedyś przyznała, że o wiele za dużo czasu spędza po tej drugiej stronie lustra - patrzyła, ile jej naczynek popękało, ile ma przebarwień, niedoskonałości. Jej wyobrażenie o sobie było zupełnie inne niż ludzi naokoło.

O odzieżowej przynależności do grupy

W podstawówce w pewnym momencie wszyscy nosili plecaki - kostki. Miałam taki tydzień - jak jesteś dzieckiem, to wszystko trwa trochę krócej - że nosiłam glany, tę kostkę, naszywki z napisem "The Cure" itd. A nie znałam nawet jednej ich piosenki! Ale szłam z całą bandą i byłam odbierana jako jej członek. Oczywiście, nikt z nas nie rozmawiał o subkulturze pod kątem sztuki, tylko założyło się tę kostkę, koszulę w kratę, ciężkie buty i po prostu było jednym z nich.

O tym, dlaczego zazdrościmy sobie odwrotności

W serialu "Seks w wielkim mieście" jest taka scena, gdy Charlotte idzie do sauny, żeby się zmierzyć nago ze swoim kompleksem grubych ud. Strasznie skrępowana zdejmuje ręcznik i od razu słyszy komplement od innej dziewczyny: "Jakie ty masz piękne piersi...".

Zwykle kobieta, która chce mieć proste włosy - ma kręcone, i odwrotnie. Tak samo z biustem. Nawzajem zazdrościmy sobie rzeczy, które są naszymi odwrotnościami. Możesz nie lubić swojego niskiego wzrostu, a na pewno znajdzie się dziewczyna, która ma 180 cm i oddałaby wszystko, żeby być malutka.

O twarzy z katalogu

Kiedyś poszłam do świetnej dermatolożki, bo koleżanki zaczęły mi mówić, że to już trzydziestka i może czas sobie coś wygładzić. Pomimo niechęci i strachu przed takimi zabiegami stwierdziłam, że może się chociaż skonsultuję. Może nie widzę, jak jest źle...

Poszłam do niej i mówię, żeby mi powiedziała, co powinnam zrobić. "A co ty konkretnie chciałabyś poprawić?" - spytała. Wymieniłam jakieś rzeczy, które mogłyby być lepsze, spojrzała na mnie i dała artykuł, z którego wynikało, że tak się zaczynają zaburzenia wyglądu. Te opadające powieki, orle nosy, charakterystyczne cechy to największe atuty. Rzeczy, które sprawiają, że jesteś jakaś, a nie że - jak wiele kobiet - lądujesz z twarzą jak z jednego katalogu. Cieszę się, że trafiłam do mądrej kobiety. Lubię swoje kurze łapki. Przypominają mi, że się dużo w życiu śmieję.

O tym, jak niewiele potrzeba

Wiele razy się przeprowadzałam i niby ciągle wyrzucam rzeczy, ale mam wrażenie, że one się rozmnażają, kiedy gdzieś wyjeżdżam. Czasem mnie przytłacza ta ilość i nawet nie otwieram szafy. "Żyję z suszarki" - piorę, noszę, piorę, noszę.

Co działa na zmysły?

Mam bardzo wrażliwe plecy, lubię je odsłaniać, ale też wiązać włosy w kucyk, żeby w ciągu dnia delikatnie dotykały skóry.
Uwielbiam ubrania z miękkich materiałów, których można dotykać z przyjemnością. Dźwięki też są dla mnie ważne - te, które wydają obcasy i bransoletki. Fajnie jak to, co nosisz, działa na wszystkie zmysły.

O stereotypach

Miałam kiedyś casting do reklamy lekarstw. Niedługo po tym, jak wyszłam, dzwoni dziewczyna i mówi, że wszyscy byli mega zadowoleni, tylko że nie założyłam fartucha lekarskiego i muszę wrócić, nagrać jeszcze raz, bo klient nie umie sobie wyobrazić mnie w roli lekarki bez tego kitla. To było dla mnie nie do pojęcia. Okazuje się, że bez kostiumu niektórzy nie są w stanie zobaczyć postaci. I tak samo jest w życiu.

O właściwych rzeczach

Czasami chodzisz, szukasz i nic, a kiedy indziej przypadkiem spojrzysz na wystawę i od razu widzisz "to takie moje". Te rzeczy same przychodzą. Kiedyś tak trafiłam na swoje najukochańsze buty. Weszłam do sklepu z martensami i tam była jedna jedyna para
w kratkę, dostępna tylko w moim rozmiarze. Schodziłam je potem do końca. Były dla mnie wyjątkowe.

Z perspektywy czasu widzę, jakie były straszne, ale wtedy, na tamtym etapie mojego życia, najlepsze. Takie same jak mieli wszyscy, ale trochę inne.

O radykalnych zmianach

Zawsze chciałam mieć taki moment jak w filmie, że gdzieś w podróży nagle wszystko się odmienia. Za każdym razem, gdy wyjeżdżałam na dłużej, wydawało mi się, że będzie jak w filmie...

Dziewczyna w podróży poznaje kogoś, coś się dzieje, gra muzyka i najpierw jest zagubiona, a później jest takie "tam-ta-da-dam". Fanfary, ona zmienia styli wszystko "dobrze się kończy". Niestety nigdy mi się to nie zdarzyło. Jedyne drastyczne zmiany dotyczyły włosów. Zawsze czuję, że muszę je ściąć, kiedy dzieje się coś nowego, ważnego, albo gdy się z czymś żegnam.

Fragment książki "Modoterapia"

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy