Reklama

Moje rzeczy prywatne - część II

Źle mi w sytuacjach, nad którymi nie mam kontroli. Ja zdana na ślepy los? Nigdy.

Dziecka nie wolno bić

Chciała zostać nauczycielką. Studium Nauczycielskie przy Czerniakowskiej. Fajne czasy... uśmiecha się. Staroświecka metodyczka nie pozwalała dziewczynom chodzić w spodniach. Ale lekcje, na których przekonywała, że zawód nauczyciela to misja, zapadły w pamięć. Praktyki w dawnej podstawówce Doroty. Myśl, że wejdzie do pokoju nauczycielskiego, paraliżuje. Spędza przerwy na korytarzu.

Z dziećmi ciekawiej. Lubią ją, bo zawsze trzyma ich stronę. Na ulicy matka szarpie trzyletniego chłopca. Dorota biegnie na pomoc:

Reklama

- Proszę go zostawić. Dziecka nie wolno bić! - krzyczy. Idzie na psychologię. W 1987 r. jest na drugim roku. Wzorowa studentka, zagrzebana w podręcznikach, nie chodzi do klubów, nie zrywa się z wykładów. I właśnie ona staje się tematem sensacyjnych plotek. Poderwała wykładowcę! Niedługo ślub! Może jest w ciąży? - szepce cały wydział.

- Podejrzenia były bezpodstawne - śmieje się Dorota. - Nasz syn urodził się rok po ślubie. O byłym mężu: - Ogromna wiedza. Świetny psycholog, literat. Zakochałam się w jego inteligencji. Nie przeszkadzało, że starszy o 16 lat. Niedługo potem pracują razem na psychologii.

- Siedziałam w domu z małymi dziećmi, zadzwoniła jedna z asystentek, czy zastąpię ją na ćwiczeniach. Pamiętała, że byłam jej najlepszą studentką. Dobrze poszło, wpisano mnie na kolejne zajęcia. W rezultacie dostałam etat. Satysfakcja, ale za małe pieniądze. Pensja męża niewiele wyższa.

- Dwójka dzieci, służbowe mieszkanie, meble od rodziców. Na nic nas nie było stać - opowiada. - Dzieci nie były za granicą, nie znały markowych ubrań. Gdy ich koszulki nadawały się do wyrzucenia, jechałam na stadion po nowe. Dziesięć sztuk po pięć złotych. Przez pół roku oszczędzała, by latem wywieźć chłopców nad morze. Upokorzenie w banku. Zbliżał się wrzesień, synom potrzebne podręczniki, buty, ubrania.

Być dla kogoś całym światem...

- Pani dochody nie gwarantują zwrotu pieniędzy - mówi urzędniczka. Dorabianie. Nadgodziny. Zmęczenie. Bo jeszcze dom, zakupy, gotowanie. Trochę nadgorliwa. - Na obiad robiłam kilka dań. Mąż chciał dietetyczne, Paweł z mięsem, Jędruś na słodko. A jednak szczęśliwa, bo w domu są dzieci, zadają zabawne pytania, drepczą za nią.

- Być dla kogoś całym światem... Niesamowite uczucie - uśmiecha się. Nadopiekuńcza. I to ona, psycholog! Dziś trochę to sobie wyrzuca. Bo dzieci muszą popełniać błędy.

- Pawła tak pilnowałam, że pierwszy raz przewrócił się, mając pięć lat! Zdecydowanie za późno. Lubi bawić się z synami. Przykryte kocami piętrowe łóżko to jaskinia piratów. Włażą we trójkę.

- Bawiłam się z Jędrkiem we fryzjera. Wystrzygł mi cały tył głowy - śmieje się. Wiele z tych zabaw wykorzystała w Superniani.

Prowokuje los

Są zdarzenia, które męczą w snach. Kiedyś dachowała maluchem. Przez kilka sekund bezbronna w wątłym blaszanym pudełku. Potem wypadek pociągu. Wciąż ma w uszach krzyk ludzi i sygnały karetek. Psycholog, a nie potrafi uwolnić się od lęków. Panikuje na pokładzie samolotu, w tunelu, przed ostrym zakrętem.

- Robert prowadzi auto, a ja razem z nim. Patrzę na drogę, na licznik. Nie przeoczę żadnego znaku. Muszę mieć wpływ na to, co się wokół mnie dzieje - wyjaśnia.

- Źle mi w sytuacjach, nad którymi nie mam kontroli. Ja zdana na ślepy los? Nigdy. Nie boi się zmian. Nawet trudnych. Lakonicznie o swoim rozwodzie: - To była moja decyzja. Oddaliliśmy się. Nie widziałam sensu w byciu razem.

Plotkarskie pisma oskarżają Dorotę, że zostawiła mężowi dzieci! Tłumaczyć się? Prostować? Fakt, rozwód był dla chłopców trzęsieniem ziemi, a jej wyprowadzka z domu wydawała się końcem świata. Paweł szybciej się z tym uporał. Starszy, mocniejszy psychicznie. Tak się złożyło, że zwolniło się warszawskie mieszkanie dziadka. Nawet się cieszył, że jako student będzie na swoim. Ale 13-letni Jędrek stracił grunt pod nogami.

- Chciałam, by mieszkał ze mną, przekonywałam, ale bał się, został z tatą w domu - Dorota niechętnie o tym opowiada. - Płakałam. Chodziłam po Jędrka pod szkołę. Dzwoniłam do niego co godzinę. Rozpaczałam, że tracę dziecko... Robert, który kilka lat wcześniej przeżywał to samo, wyprowadzając się od rodziny, uspokajał:

- Daj mu czas. Oswoi się z nową sytuacją. Po roku Jędrek zamieszkał z Dorotą i Robertem. Ma swój pokój, zaakceptował i polubił nowego męża mamy. Do ojca chodzi w odwiedziny. - Rozwód nie jest końcem świata - mówi Dorota. - Nawet układa się to, co wydawało się nie do poukładania.

Anna Jabłońska

Przeczytaj pierwszą część artykułu

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy