Cytrynowy raj
Moje cytrynowe doświadczenia to przede wszystkim magia kształtu tego zjawiskowego owocu.
Moje cytrynowe doświadczenia to przede wszystkim magia kształtu tego zjawiskowego owocu. Niedawno w Toronto w pewnym włoskim sklepie moim oczom ukazał się cytrynowy raj. Dwanaście różnych rodzajów, różne kształty i wielkości. Moje zaskoczenie było tak ogromne, że kupiłam po trochę z każdego rodzaju.
Największą sensację wzbudził owoc o długości 35 cm, piękny, pofałdowany, obłędnie aromatyczny. Gdy przyniosłam go do domu wszyscy wyrywali go sobie z rąk, żeby go dotykać, przytulać i wąchać. W końcu udało mi się ją przekroić i zrozumiałam jej sens. W trzydziestu pięciu centymetrach owocu cytryny było tyle co w małej limonce. Cudowna, gruba, aromatyczna skórka ale miąższu jak na lekarstwo.
Tych mamucich cytryn używa się do przyrządzania niezwykle aromatycznego naparu. Żółtą skórkę zlewa się wrzątkiem, tworząc w ten sposób absolutnie czyszczący eliksir, wstrzymujący wszelkie dolegliwości żołądkowe.
Gdy dopadnie nas afrykańskie zło, zwane klątwą Faraona a nie mamy pod ręką szybko działającego lekarstwa, wtedy nie ma lepszego środka na powstrzymanie niekomfortowej reakcji naszego układu pokarmowego.
Taki cytrynowy napar to również najbardziej zaskakująca herbata na świecie, której smak i zapach jest wprost niemożliwy do opisania. To jakby pić słońce prosto z kubka. Oczywiście nie ma on najmniejszego sensu, gdy napar tworzymy z cytryn przesyconych pestycydami. Jakikolwiek napój na bazie takich owoców odstraszy nas zapachem na kilometr. Również ciasta przygotowane na bazie nasączonych konserwantami cytryn są zwykłym barbarzyństwem.