Podróże osobiste: Odwiedziłam "najstraszniejsze" miejsce w Rumunii. Przeraziło mnie jedno
Jesienna aura z jednej strony sprzyja spokojnej zadumie, z drugiej jest porą roku, w której wyobraźnia wielu osób działa na pełnych obrotach. Długie wieczory i unoszące się nisko nad ziemią mgły wydają się idealną scenerią do snucia opowieści o duchach, straszydłach i innych fantastycznych zjawiskach. Czy mogłoby istnieć lepsze miejsce do całkowitego zanurzenia się w tajemniczy i nieco niepokojący klimat niż sławne na cały świat zamczysko w sercu Rumunii? Postanowiłam przekonać się o tym na własnej skórze.

"Podróże osobiste" to autorski cykl, realizowany przez Joannę Leśniak. W swoich reporterskich opowieściach autorka zabiera nas w mniej znane zakątki Polski i Europy, w poszukiwaniu tego, co warte zobaczenia, usłyszenia, posmakowania. W jej historiach kryją się nie tylko własne doświadczenia, ale również opowieści lokalnych mieszkańców i ciekawostki, wyszukane w przewodnikach.
Szukasz miejsca na nietypowe wakacje, długi weekend lub city break? Ruszaj z nami w drogę. Czy tym razem podróż skierowana jest tylko dla najodważniejszych podróżników? Dla osób, którym niestraszne upiory i strzygi? Zamek Bran w Rumunii wielu turystom jawi się jako obowiązkowy przystanek podczas zwiedzania Transylwanii, najlepiej w jesiennym klimacie. Czy to na pewno zjawiskowa perełka, a może obiekt, w którym podziwiać można przede wszystkim potęgę marketingu?
Spis treści:
- Transylwania jesienią czaruje najbardziej?
- Podróż w towarzystwie gęsiej skórki, czyli Zamek Bran
- Wielkie nieporozumienie i wabik na turystów
- Zamek Bran - zwiedzanie
Transylwania jesienią czaruje najbardziej?
Region położony w środkowej części Rumunii od wieków fascynuje podróżników, artystów i miłośników historii. Transylwania, kojarzona głównie z legendarną postacią Drakuli, oferuje znacznie więcej niż mroczne zamki i ponure opowieści. To kraina malowniczych gór, średniowiecznych miasteczek i tradycyjnych wiosek, w których zabudowaniach dominują stare domostwa, drewniane bramy i brukowane uliczki.
Zachwyca też swoją różnorodnością geograficzną. Od północy strzegą ją imponujące Karpaty, tworzące barierę oddzielającą Transylwanię od reszty kraju. Górskie doliny porośnięte gęstymi lasami bukowymi i świerkowymi jesienią zamieniają się w barwne widowisko.
Złoto, czerwień i pomarańcz tworzą pejzaże, które zdają się jednoznacznie zrywać z wizerunkiem regionu jako ojczyzny ponuractwa i grozy. Jednocześnie w październiku i listopadzie wiele miast organizuje lokalne festiwale folkloru, dzięki którym można zbliżyć się do autentycznej kultury regionu. Dodatkowym atutem jesiennej podróży jest nastrojowa aura - mgły unoszące się nad zamkami i ciepłe światło zachodzącego słońca - wszystko to sprawia, że Transylwania wygląda jak z bajki - nie jak z horroru.

Podróż w towarzystwie gęsiej skórki, czyli Zamek Bran
Nie da się jednak zaprzeczyć, że to właśnie miłośnicy opowieści z dreszczykiem są przyciągani do tych okolic magnetyczną siłą. Jedną z największych atrakcji Rumunii i zdecydowanie najsłynniejszą rezydencją jest Zamek w Branie (zamiennie używa się też nazwy Zamek Bran).
Położony jest 30 km od Braszowa - jednego z najważniejszych miast regionu. Dzieje twierdzy sięgają początków XIII wieku. Początkowo warownia była drewniana, a na przestrzeni wieków działo się z nią różnie. Budowla została właściwie doszczętnie zniszczona podczas najazdu tureckiego w 1370 roku, lecz już siedem lat później na jej miejscu stanęła twierdza z kamienia i cegły wybudowana w stylu gotyckim. Przez lata pełniła funkcję nie tylko obronną i obserwacyjną, ale stanowiła też punkt celny na popularnym szlaku handlowym między Siedmiogrodem a Wołoszczyzną.
Lata świetności były przeplatane okresami, kiedy zamek wyraźnie podupadał. Przetrwanie w znacznej mierze zapewniła mu para królewska: Ferdynand I i jego żona Maria, która weszła w posiadanie terenu w 1920 roku. Sprawami rozbudowy i aranżacji zajęła się głównie królowa, która zleciła nawet wykonanie nowatorskiego jak na tamte czasy projektu - budowę windy prowadzącej z zamkowych komnat prosto do ogrodu. To jednak nie historyczne zawirowania ani innowacje przyniosły temu miejscu popularność. Stało się to za sprawą literatury.

Zamek Bran miał być inspiracją dla irlandzkiego pisarza Brama Stokera, który stworzył legendarną już postać hrabiego Drakuli. Siejący postrach wampir w popkulturze zajął swoje miejsce na dobre, a jego pierwowzorem był Wład Palownik - znany z bezwzględności i brutalności hospodar wołoski. Z automatu zaczęto więc łączyć kropki, a w powszechnej świadomości wytworzyło się klarowne połączenie między tym przerażającym jegomościem a transylwańskim zamkiem. Jak dziś wiadomo, niesłusznie.
Wielkie nieporozumienie i wabik na turystów
Okazuje się bowiem, że słynny Wład z Zamkiem w Branie nie miał nic wspólnego. Zdecydowanie nie był panem na tutejszych włościach. Co ciekawe, prawdopodobnie nie postawił tu nawet stopy. Nieliczne źródła podają, że przez około dwa dni przebywał w tutejszych lochach jako więzień, ale ich wiarygodność nie została ostatecznie potwierdzona.

To nie powstrzymało marketingowej machiny, która zamieniła Zamek w Branie w małą ojczyznę Drakuli i sposób zarabiania zapewne niemałych pieniędzy. Twierdza zlokalizowana na 60-metrowej skale z jednej strony robi wrażenie zarówno imponującej, jak i niedostępnej. Gdy zbliżamy się do jednego z parkingów położonych u jej stóp, czar pryska.

Zaraz po wyjściu z samochodu zanurzamy się w jarmark, który jednak niewiele ma wspólnego z regionalnymi wyrobami czy atmosferą tajemniczości. Kiepskiej jakości pamiątki i kiczowate gadżety, które zapewne bawią przez pięć minut po zakupie, a potem szybko lądują na dnie szaf lub w śmietnikach - to pierwsze rzuca się w oczy w miejscu, które reklamowane jest jako ostoja horroru i przerażających intryg. Znajdziemy tu zarówno magnesy na lodówkę, breloczki, gry planszowe, jak i drewniane elementy kuchennego wyposażenia. Większość rzeczy z wizerunkiem, rzecz jasna, hrabiego Drakuli. Przeraża jednak nie jego wizerunek, a raczej kiepskiej jakości wykonanie.
Zamek Bran - zwiedzanie
Już na etapie przeciskania się przez kramy jestem w stanie stwierdzić, że na samym zamku też będzie tłoczno. Nic dziwnego, skoro reklama działa tu świetnie, a do Rumunii docieram w okresie Halloween. Czas na kupno biletów. Ceny różnią się w zależności od wybranego pakietu. Choć przyjeżdżam tu z wiedzą na temat wielu sceptycznych opinii, idę na całość. Kupuję wejściówkę, która uprawnia do zwiedzania zarówno komnat, jak i dodatkowych atrakcji w postaci sali tortur oraz zagadkowo brzmiącego "Tunelu Czasu". W przeliczeniu na złotówki bilet kosztuje 125 zł. Czy było warto?

Zwiedzanie odbywa się bez przewodnika, ruszam więc wytyczoną dla turystów ścieżką. Zamek jest mniejszy niż mogłoby się wydawać. Bywa też ciasno. W komnatach zaaranżowane są stanowiska alchemiczne, zobaczyć można dawne zbroje czy XIX-wieczne meble z elementami renesansu i baroku. Z racji tego, że zebrane eksponaty nie mają szansy, żeby jakkolwiek łączyć się z Władem Palownikiem - pierwowzorem słynnego Drakuli - autorzy ekspozycji zapewne robili, co mogli. Lalki-nietoperze podwieszane pod sufitami, duchy w formie "multimedialnej", manekiny przebrane za czarownice czy dynie rozłożone w wielu zakamarkach być może wywołują uśmiech na twarzach, ale zdecydowanie nie stanowią kolekcji o wysokiej wartości.

Opłaciło się dopłacać za dodatkowe atrakcje? Kilka pomieszczeń wypełnionych dawnymi narzędziami tortur to coś, co można zobaczyć w większości tego typu obiektów, również w Polsce i zapewne w niższej cenie. "Tunel Czasu" nadal pozostaje dla mnie trudny do sklasyfikowania jako konkretny rodzaj atrakcji. Po zjechaniu windą znajdujemy się w korytarzu z kolorowymi żarówkami i ekranami, na których wyświetlane są zjawy. Prawdopodobnie domowy projektor zapewniłby ciekawsze wrażenia, a czasu, który spędziłam w tunelu już nigdy nie odzyskam.
Czy całkowicie odradzam wizytę w Zamku Bran? Niekoniecznie. To nadal jedna z wizytówek Rumunii. Przez jej pominięcie mogłoby dręczyć nas poczucie wyprawy niekompletnej. Warto jednak obniżyć oczekiwania, a do tego wygospodarować w planie podróży więcej czasu na ciekawsze miejsca - ich w Transylwanii nie brakuje.

***
Kolejny tekst w cyklu "Podróże osobiste" już za dwa tygodnie, w czwartek 13 listopada.
***
O autorce:

Joanna Leśniak - Absolwentka socjologii o specjalizacji multimedia i komunikacja społeczna. Z Interią związana od 2021 roku. W zawodowej historii przez długi czas zgłębiała dynamicznie trendy związane ze stylem życia. Miłośniczka podróży, quizów i ciekawostek z najróżniejszych dziedzin, która rzadko kiedy wypuszcza z rąk aparat fotograficzny.









