Reklama

"Cząstki kobiety". Kiedy mężczyźni zawiedli...

W czasach gdy dzięki mediom społecznościowym niemal całe nasze życie wystawione jest na pokaz, istota najgłębszych traum wciąż pozostaje w ukryciu.

Kobiety nadal rodzą w bólach, po cichu cierpią w nieudanych małżeństwach, tracą najbliższych, łykają gorzkie pigułki jakie niesie im życie każdego dnia. Tymczasem tradycyjne formy nie pomagają już radzić sobie ze stratą i bólem. Rodzina nie daje wsparcia, sprawia raczej ból, nakłaniając do ulegania starym konwencjom. Ulgi nie przynoszą też religia i zaangażowanie w życie polityczne, nie pomaga szukanie winnych, ani wytaczanie procesów. A mężczyźni... Oni zawodzą najbardziej. Niepoważni, nieporadni, lekkomyślni. Mają swobodę i luz, często to im przypadną najzabawniejsze kwestie, ale są raczej klownami. Gdy zrobi się naprawdę gorąco, sami znikną ze sceny.

Reklama

A kobiety? Co im pozostaje? Robienie dobrej miny do złej gry, zachowanie pozorów, może jakieś hobby: feng shui czy home staging, może kariera i oczywiście stare dobre psychologiczne wyparcie. Udawanie, że nic się nie stało, że życie toczy się dalej, że można przemilczeć, zamieść pod dywan. Że może to nawet nowa droga radzenia sobie z problemem. To nie zadziała i prędzej czy później przyjdzie się zmierzyć z sobą i z otoczeniem.

A co my wiemy o cudzych traumach? O najdramatyczniejszych przeżyciach rozgrywających się w intymnej przestrzeni domowego zacisza? Reżyser Kornél Mundruczó pozwoli nam podglądać. Przecież w dzisiejszych czasach, czasach reality show, facebooka, instastory i snapów mamy niemal nieograniczony dostęp do cudzego życia. Pójdźmy więc, jak proponuje reżyser, nie na widownię, a za scenę. Usiądźmy wygodnie na miękkim dywanie (a może to jest czyjś ogródek?) i zajrzyjmy przez uchylone okno, obserwujmy, kto wchodzi, kto wychodzi, co widać zza uchylonej firanki. Podglądajmy. Czekajmy, aż drzwi uchylą się szerzej. Mundruczó nam to ułatwi. Choć przez pierwsze 30 minut akcja rozgrywa się praktycznie za zaciągniętymi roletami, publiczność może oglądać to, co dzieje się na scenie dzięki projekcji wideo. To najdramatyczniejsze wydarzenia, wiwisekcja traumy, ale my, publiczność, podobnie jak w prawdziwym życiu, otrzymujemy jedynie zapośredniczony obraz cudzego nieszczęścia. Jesteśmy blisko, wiele możemy usłyszeć, wiele zobaczyć. Składać świat z kadrów, tworzyć wyobrażenia, po części fałszywe.

Widzowie poczują lekki dyskomfort. Może już przyzwyczailiśmy się do trudnych tematów, może śmierć, strata i ból pokazane na scenie tak nas nie dotykają. Ale przecież chcielibyśmy uczestniczyć. Być z aktorami. Niech się pokażą. Niech cierpienie, radość, gorycz zagrają dla nas, nie przed kamerą. Dostaliśmy się "za kulisy", ale nie jesteśmy bliżej wydarzeń. Możliwe, że jesteśmy dalej niż kiedykolwiek.

Spokojnie. W drugiej części spektaklu zasiądziemy, jak należy, na widowni. Wyjdziemy z najbardziej intymnej przestrzeni, gdzie rozgrywa się to, co najboleśniejsze a zarazem nieprzekazywalne i znajdziemy się tam, gdzie trzeba sobie z tym wszystkim poradzić. W społeczeństwie, w rodzinie. Dom otwiera się dla nas, możemy zobaczyć, kuchnię, łazienkę, pokoje. Zamykają się za to bohaterowie. Podczas rodzinnej uroczystości każdy przybiera maskę wyszperaną z własnego repertuaru rozwiązań. Ale udawać przed innymi jest trudniej niż przed sobą samym. Konfrontacja z drugim człowiekiem jest wyzwaniem, ujawnia, obnaża i być może na koniec oczyszcza. Dzięki precyzyjnie poprowadzonej fabule kolejne maski opadną. Ujawnią się głębokie rany, choć widz już wie, że w głębię cudzego bólu zajrzeć można jedynie bardzo powierzchownie. Będzie sporo zabawnych momentów, jeszcze więcej przejmujących.

Naprzeciw siebie staną kobiety, każda z nich, nie tylko główna bohaterka Maja, ze swoją zranioną cząstką. I każda z nich z inną, równie nieskuteczną, receptą na jej uleczenie. To spór między kobietami. Matkami i córkami, siostrami, rywalkami. To również konflikt wewnętrzny.

A wszystko na tle sprawnie nakreślonej współczesnej i bardzo polskiej rzeczywistości: z mieszanymi rodzinami, tożsamością nieudolnie budowaną na religii i narodowej dumie, z tradycyjnymi zwyczajami i naleciałościami z zachodu.

Kata Wéber i Kornél Mundruczó nie pozwalają się przy tym widzowi nudzić. To obraz złożony z celnie dobranych scen, jakie mogłyby odbyć się w wielu polskich domach, dialogi są swojskie i niepozbawione humoru. Diagnoza surowa, ale nie pozbawiająca nadziei. Można ten spektakl obejrzeć jak dobry serial o rodzinnych perypetiach, ale można tez zajrzeć przez uchylone drzwi domu Mai i Larsa i zobaczyć własne zwierciadlane odbicie.

"Cząstki kobiety"

Reżyseria: Kornél Mundruczó
Tekst i dramaturgia: Kata Wéber

Obsada:

Dobromir Dymecki, Monika Frajczyk, Magdalena Kuta, Sebastian Pawlak, Marta Ścisłowicz, Justyna Wasilewska, Agnieszka Żulewska

Przekład: Jolanta Jarmołowicz
Asystent dramaturga: Soma Boronkay
Scenografia i kostiumy: Monika Pormale
Muzyka: Asher Goldschmidt
Reżyseria świateł: Paulina Góral
Asystentka reżysera: Karolina Gębska
Inspicjentka: Katarzyna Gawryś-Rodriguez
Tłumaczenie bieżące i pisemne: dr Patrycja Paszt
Asystentka scenografki, kierowniczka produkcji: Karolina Pająk
Asystentka kostiumografki: Małgorzata Nowakowska


Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy