Patrzymy, jak umiera. "Requiem pour L."
Kontrowersje wokół spektaklu pojawiły się już na długo przed jego pokazem. Twórca "Requiem pour L." zdecydował się wykorzystać w swoim przedstawieniu prawdziwe nagranie agonii kobiety. Pomysł wywołuje kontrowersje. Niech o jego ładunku emocjonalnym świadczy fakt, że zaraz po spektaklu dwoje widzów o odmiennych opiniach na temat sztuki pokłóciły się ze sobą i w niewybredny sposób zakończyły dyskusję.
Aby te emocje nieco ostudzić, warto dodać, że tytułowa L., której śmierć obserwujemy na ekranie, była bliską przyjaciółką Alaina Platela, jednego z twórców spektaklu. Kobieta wiedziała, że umiera i nie ma dla niej ratunku, wiedziała też o artystycznym projekcie swoich bliskich i sama chciała się w niego zaangażować.
Alain Platel i Fabrizio Cassol do swojego projektu zaprosili czternastu muzyków z całego świata. Inspiracją i punktem wyjścia do powstania ich sztuki było Requiem Mozarta. Razem z artystami dyskutowali o rytuałach związanych ze śmiercią, które kultywowane są w ich poszczególnych kulturach. Tak powstało żałobne oratorium składające się zarówno z podniosłych pieśni operowych, smutnych jazzowych wariacji i energetycznej afrykańskiej muzyki. Prawdziwy tygiel kulturowy skupiony wokół jednego tak uniwersalnego dla wszystkich tematu: śmierci. Twórcy pokazują terapeutyczną wartość żałobnych rytuałów a także to, jak bardzo potrafią one się od siebie różnić.
Na scenie porozstawiano czarne kubiki różnej wysokości przypominające Pomnik Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie. Na niektórych z nich, zgodnie z żydowskim zwyczajem, zostawiono kamienie.
Za nimi postawiono ogromny ekran. To na nim przez najbliższe 100 minut widzowie będą obserwować w czerni i bieli tytułową L. Schorowaną, leżącą w łóżku. Nad jej głową zamontowano urządzenie rejestrujące ostatnie chwile jej życia i troskę bliskich.
Mimo że aktorzy i muzycy dają z siebie wszystko na scenie, to L. przyciąga uwagę widzów. Jest tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Jej cierpienie jest namacalne, tak samo jak ból rodziny, która przy niej czuwa. Ma się wrażenie, że L. kolejny raz umiera na naszych oczach.
I to jest jego największą siłą, która powinna być odpowiedzią na dyskusje o zasadność wykorzystania w spektaklu nagrania agonii. Fabrizio Cassol i Alain Platel przywołują na scenie temat, którego wszyscy przez całe życie starają się unikać. Temat śmierci, odchodzenia, ostateczności i żałoby. Widok umierającej L., od którego nie da się uciec, powoduje, że publiczność widzi śmierć i oswaja się z nią.
Wiele osób na widowni roniło łzy. Jeśli ktoś był wcześniej w podobnej sytuacji i żegnał bliskiego trudno było je opanować "Requiem pour L." przywołuje na nowo traumę i emocje, o których wolałoby się zapomnieć.
***
Muzyka: Fabrizio Cassol na podstawie Requiem Mozarta
Reżyseria: Alain Platel
Dyrygent: Rodriguez Vangama
Z udziałem i w wykonaniu: Rodriguez Vangama (gitara i elektryczna gitara basowa), Boule Mpanya, Fredy Massamba, Russell Tshiebua (śpiew), Nobulumko Mngxekeza, Owen Metsileng, Stephen Diaz/Rodrigo Ferreira (śpiew liryczny), Joao Barradas (akordeon), Kojack Kossakamvwe (gitara elektryczna), Niels Van Heertum (eufonium), Bouton Kalanda, Erick Ngoya, Silva Makengo (likembe), Michel Seba (perkusja)
Dramaturgia: Hildegard De Vuyst
Scenografia: Alain Platel
Zobacz także: