Krystyna Janda. A miała być malarką
Nim zaczęło ciągnąć ją na scenę, świetnie lepiła z gliny i malowała, czym zachwycali się dziadkowie. To oni tak naprawdę wychowali Krysię i dali jej pewność siebie
W domu dziadków w Starachowicach Krystyna Janda (65) mieszkała do siódmego roku życia i była kochana i uwielbiana. Potem dołączyła do rodziców i młodszej siostrzyczki, którzy mieszkali w podwarszawskim Ursusie. Rodzice, Zdzisława i Ryszard Jandowie, mieli jednak dla swoich dziewczynek mało czasu, więc te postanowiły przeczytać wszystkie książki w osiedlowej bibliotece. Czego Krysia się nie uczyła! Francuski, hiszpański, szkoła muzyczna w klasie fortepianu, a potem także studium baletowe przy operetce warszawskiej.
"Żeby zaimponować koleżankom udawałam, że uczę się śpiewu solowego i śpiewałam im operowe arie sopranowe. A potem z tego samego powodu założyłam nogę na szyję i musiano wezwać pogotowie. A z drugiej strony pogotowie? Do nogi? O co tam wtedy chodziło? Może o zastrzyk rozluźniający?", napisała Janda o swoim dzieciństwie.
Już jako nastolatka zaczęła dojeżdżać do elitarnego liceum plastycznego w warszawskich Łazienkach: zawsze była uzdolniona plastycznie. Nauczyciele jednak twierdzili, że jej prace są zbyt teatralne. Ale nauka w szkole, w której nie było obowiązkowych wówczas wszędzie akademii, można było się ubierać zgodnie z własnym gustem i czytać książki z drugiego obiegu, była dla niej jak wymarzona. Gdyby nie te długie dojazdy z Ursusa i upiorna trasa do szkoły.
"Rano jechałam do szkoły najpierw pociągiem, potem autobusem, później schodziłam w dół Agrykolą do bramy przy Myśliwieckiej. Na górze na skarpie stali rzędem co rano ekshibicjoniści. Oni krzyczeli, ja uważałam, żeby nie spojrzeć. Biedni. Teraz mi ich żal. Co rano zgarniała ich milicja", wspomina Janda.
Jednak zamiast na ASP młodziutka buntowniczka dostała się do szkoły teatralnej w Warszawie, gdzie z miejsca zachwyciła wszystkich, a najbardziej jednego z jej wykładowców Andrzeja Seweryna (72). Szybko stali się parą, ale narzeczony córki nie podobał się rodzicom gwiazdy, bo był rozwodnikiem.
"Pod koniec trzeciego roku zaszłam w ciążę, bo uznałam, że czwarty rok w Szkole Teatralnej jest niepotrzebny, a przede wszystkim, żeby uniknąć wyjazdu do Leningradu wtedy, dziś na nowo Petersburga, gdzie mnie zaproszono, żebym tam skończyła studia. Miało to być wyróżnienie, mnie się to wydawało zesłaniem", wyznała.
Małżeństwo dwojga aktorów jednak nie przetrwało, ale rozstając się z mężem Janda już wiedziała, że spotkała mężczyznę swego życia, operatora Edwarda Kłosińskiego, z którym przeżyła 27 cudownych lat.
Zobacz także: