Gdy kolacja staje się opowieścią. Restauracyjne anegdoty
Restauracje to niejednokrotnie scenerie, w których rozgrywają się nasze małe i wielkie dramaty, komedie oraz niespodzianki. Przy blasku świec, dźwiękach muzyki i zapachu aromatycznych potraw okazuje się, że jedna kolacja potrafi zmienić bieg życia albo - przynajmniej - pozostawić historię, która bawi lub wzrusza przyjaciół przy następnym spotkaniu.

Znikający portfel
Monika poznała Bartka w sieci, przez jedną z aplikacji randkowych. Umówili się już pierwszego dnia znajomości. Na pierwszą randkę zaprosił ją do drogiej restauracji, gdzie wręcz rozrzutnie zamówił dla dwojga wystawną kolację i butelkę drogiego wina.
- Kiedy kelner przyniósł rachunek, Bartek uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem i powiedział, że zapomniał portfela z samochodu. Pomyślałam wtedy: "Zdarza się każdemu". W końcu wieczór był naprawdę miły - rozmowa płynęła, wino było dobre, a on sprawiał wrażenie pewnego siebie, trochę tajemniczego, pociągającego. Więc kiwnęłam głową, a on wstał, odsunął krzesło, rzucił: "zaraz wracam" i wyszedł - wspomina nasza bohaterka.
- Minęło pięć minut. Dziesięć. Piętnaście. W międzyczasie kelner wracał dwa razy, pytając, czy może coś jeszcze. Za trzecim razem, z uśmiechem, który był jak plaster przyklejony na obcą ranę, położył przede mną rachunek: 612 złotych. Sześćset dwanaście! Popatrzyłam na kartkę, potem na drzwi i miałam nadzieję, że on za chwilę wróci, przeprosi, wyjmie ten cholerny portfel. Ale nie wrócił.
- Zapłaciłam. Wychodząc, czułam się jak ostatnia idiotka. W domu, z mieszanką wstydu i złości, wzięłam telefon i wpisałam jego imię w wyszukiwarkę. Okazało się, że Bartek… nie istniał - mówi Monika.
Głupio jej było zgłosić sprawę na policji, nie wiedziała, co miałaby powiedzieć. Facet najadł się po prostu fantazyjnych potraw i opił drogim winem za jej pieniądze. Monika szukała przez jakiś czas innych oszukanych kobiet w swojej okolicy, ale bez skutku. Doszła do wniosku, że oszust był w jej mieście przejazdem.
- Żałuję, że nie zapisałam w telefonie jego zdjęć, bo profil zniknął z mojej apki. Mogłabym przestrzec inne dziewczyny. Jaką wyniosłam z tego nauczkę? Już nie umawiam się z marszu z facetami, najpierw muszę poznać ich lepiej, zobaczyć, że mają prawdziwy profil w social mediach, prowadzony od lat, z prawdziwymi znajomymi. Każdej dziewczynie polecam robić to samo - radzi Monika.
Oświadczyny? Nie tym razem
Kaśka i Maciek byli parą od czterech lat. Gdy Maciej zaprosił ją do luksusowej restauracji, zadrżała. W głowie układała scenariusze z pierścionkiem, łzami szczęścia i okrzykiem "Tak!".

- Włożyłam w ten wieczór całe serce. Sukienkę wyprasowałam jak na (już planowany w głowie) ślub, włosy ułożyłam w perfekcyjne fale, paznokcie - wiadomo, świeży manicure w kolorze delikatnego różu, bo miał pasować do pierścionka, który, jak byłam przekonana, tego wieczoru dostanę. Maciek był ostatnio dziwnie zamyślony, tajemniczy, jakby coś planował. Zarezerwował stolik w naszej ulubionej restauracji, tej, do której chodziliśmy tylko z wyjątkowych okazji.
- Wszystko było idealne. Światła lekko przygaszone, czerwone wino w kieliszku, romantyczna atmosfera. Spojrzałam na swojego przyszłego męża i wtedy on wziął głęboki oddech. Pomyślałam: teraz. A on powiedział: "To nie ma sensu. Nasz związek się wypalił" - wspomina z bólem dziewczyna sytuację sprzed blisko dekady.
- Przez chwilę nie zrozumiałam. Serio, siedziałam z łyżeczką w dłoni i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje. Myślałam, że żartuje, że to jakiś głupi dowcip. Ale on po prostu wstał, odsunął krzesło, zostawił banknot na stole i wyszedł. Patrzyłam na ten niedojedzony deser i miałam ochotę się śmiać, krzyczeć i płakać jednocześnie - mówi Katarzyna.
Wyjścia do restauracji mają w sobie czasem coś z teatru emocji. Romantyzm zmieszany z farsą, deser bardziej gorzki niż espresso. Jedni wychodzą z pełnym żołądkiem i pustym kontem, inni z pustym sercem i emocjonalnym rachunkiem do uregulowania. Monika nauczyła się, że portfel nie zawsze jest w samochodzie, a Kaśka - że świeży manicure nie gwarantuje happy endu.









