Reklama

Blisko, coraz bliżej

Warszawa, bankiet w eleganckim hotelu, setki gości. Wszyscy połączeni w jednej wielkiej manifestacji uczuć. Oto znany stylista wymienia buziaki z kim popadnie. Serialowa gwiazdka pozostaje w uścisku z modnym aktualnie wokalistą – pozostaje tym dłużej, im więcej w okolicy fotografów.

Można by pomyśleć, że to światowy dzień przytulania. Gdyby nie to, ze na salonach trwa on cały rok. Aż tak się kochamy? O co chodzi z tym ciągłym dotykaniem?

Szkoła falenicka każe upatrywać przyczyn tego zjawiska w mediach, gdzie nagłą serdeczność okazują sobie ludzie, którzy często widzą się po raz pierwszy w życiu. Szkoła otwocka każe analizować rzecz na tle historycznym – że za komuny, a wcześniej okupacji człowiek bał się człowieka i lepiej było z nikim się nie integrować. Przynajmniej oficjalnie.

A dziś ukrywać się nie musimy i stąd w kwestii kontaktów jesteśmy stanowczo bardziej wylewni. Faktycznie: mniej jest sztywności, więcej naturalności. A czasem jeszcze więcej egzaltacji. Liczba osób uściskanych na przyjęciu ma być przecież proporcjonalna do naszego statusu. Nastrój podkreślają uginające się od nadmiaru uczuć frazy: „no cześć, moja kochana!”, „co u ciebie, kochany?”.

Reklama

Polityka miłości – zajęcia praktyczne. Ale uwaga, spoufalać się trzeba umieć. Tu liczą się niuanse. Oto więc próbka salonowej taktusologii stosowanej (tactus – łac. dotyk). Słowo „taktusologia” wymyśliliśmy dla zabawy, ale wszystkie podane niżej sytuacje zdarzyły się naprawdę. Dla jasności wykładu i dla własnego bezpieczeństwa w niniejszej analizie pomijamy zjawiska tak ekstremalne jak „zły dotyk”, „dotyk przeznaczenia” i „zakląłeś mnie w dotyk”.

Tactus neutralis czyli uścisk dłoni

Najpopularniejsza dziś forma kontaktu między ludźmi. Dawniej wymieniany tylko przez mężczyzn, dziś jest równie popularny w grupach koedukacyjnych, a nawet na szkoleniach dla kosmetyczek. Jak wiadomo, uścisk dłoni odzwierciedla (oczywiście podświadomie) jedną z trzech postaw: dominację, uległość lub równość.

Kiedy wyciągasz rękę, zerknij więc dyskretnie na dłoń tego, z kim się witasz. Jeśli trzyma ją wnętrzem do dołu, jak nic chce cię zdominować. Teraz w twoich rękach (dosłownie) pozostaje kwestia, czy i w jakiej formie masz na to ochotę. W normalnych sytuacjach uścisk dłoni powinien odbyć się sprawnie i szybko, ale niektórzy ludzie lubią uściśniętymi dłońmi potrząsać. Długo. Wielokrotnie. Gest ma wyrażać radość. To typowy przykład radości jednostronnej.

Potrząsanie będzie nam się jednak jawić rozkoszą, gdy zestawimy je z inną formą uścisku. Zdechła ryba, śledź, galareta, ciepła klucha, zwiędła łapka oraz flaczek (tu musimy się zatrzymać, bo dalsze określenia są niecenzuralne). Czyli uścisk zbyt słaby, miękki, czasem jeszcze – o zgrozo! – wilgotny. Nie bez kozery w niektórych opracowaniach nazywany jest uściskiem „na końcówkę”. Chodzi o końcówki palców, ale ileż to znajomości się przez taki gest faktycznie zakończyło!

Ileż kontraktów nie doszło do finału, ile karier stanęło w martwym punkcie. I nie pomoże nazywanie tego typu zjawiska „dłonią pianisty” – takich uścisków nie lubimy i już. Na drugim biegunie jest: wyciskanie cytryny, imadełko, „spotkało się dwóch kowali” lub strzelające kostki trójboisty. Czyli uścisk za mocny. Mniej obrzydliwy, za to groźniejszy dla zdrowia uściskiwanego. Wynika albo z braku świadomości własnej siły (a to wybacza się tylko chłopcom w wieku dojrzewania), albo jest próbą zrobienia wrażenia. Oba przypadki do korekty!

W klasyfikacji odnotujmy jeszcze uścisk a la Wałęsa (w Stanach – wersja a la Clinton), czyli połączony z nałożeniem na splecione dłonie jeszcze swojej drugiej. A także „uścisk dłoni prezesa”, czyli narzędzie motywowania pracowników. Oraz uścisk sportowy (jak przy mocowaniu się na ręce) celebrowany na salonach przez młodych aktorów, którzy chcą pokazać, jak bardzo są „cool”.

Z satysfakcją jednak należy podkreślić, że w kwestii ściskania prawicy jest w Polsce, a przynajmniej w jej cywilizowanej części, coraz lepiej. Trochę dzięki poradnictwu w rozmaitych pismach i podręcznikach biznesu. A trochę też dlatego, że obywatele mają dziś znacznie więcej pewności siebie. Taki człowiek podaje dłoń ruchem zdecydowanym i serdecznym. A ci, co mieli kłopoty z nadmierną potliwością dłoni, już dawno zaprzyjaźnili się z botoksem. I jest pięknie. Chociaż jeszcze nie najpiękniej.

Zdarzają się tu i ówdzie mężczyźni, dla których czas zatrzymał się w latach 80. Fatalnie wygląda sytuacja, gdy „tradycjonalista” podchodzi do grupy osób i podaje rękę jedynie mężczyznom, bo nie wie, jak się zachować wobec kobiet, skoro całowanie w rękę wyszło z mody. W każdych okolicznościach warto pamiętać, że podając rękę, „możesz położyć swoją lewą dłoń na nadgarstku drugiej osoby, na jej łokciu, ramieniu, a nawet możesz ją uściskać. Nie dotyka się okolic miednicy, natomiast obojczyk jest miejscem dozwolonym” – o czym stoi w punkcie piątym podręcznika konsultantki Debry Benton "Menedżer z charyzmą". Podoba nam się. Ta miednica zwłaszcza.

Materiały pomocnicze

1. Wzór na idealny uścisk dłoni opracowany w 2010 przez brytyjskiego psychologa Geoffreya Beattiego z uniwersytetu w Manchesterze. Wzór bierze pod uwagę następujące zmienne: kontakt wzrokowy, szczerość uśmiechu, temperaturę i gładkość dłoni, a także czas trwania. Więcej detali dla dociekliwych na stronie www.psych-sci.manchester.ac.uk.

2. Krótki kurs u zaprzyjaźnionego małoletniego, który nauczy cię alternatywnych form powitania za pomocą dłoni. Hasło: żółwik, żółwik na pleckach, kalmarek.

Tactus full contactus czyli przytulanie się

Virginia Satir, znana amerykańska terapeutka rodzinna, twierdziła, że aby przeżyć, potrzeba nam czterech uścisków dziennie. By zachować zdrowie – ośmiu. A żeby się rozwijać – dwunastu. Nasi celebryci bardzo chcą się rozwijać. Na salonach – jak w rozgrywkach ligi, obowiązuje system kołowy, czyli każdy z każdym. Kto nie jest ściskany, ten nie należy do elity. Dla dobra sprawy publicznie ściskają się nawet konkurujące wokalistki, wrogowie polityczni oraz byłe żony z byłymi mężami.

Do spopularyzowania tego gestu przyczyniły się programy telewizyjne, w których poziom emocji jest taki, że trzeba się do kogoś przytulić, bo inaczej nie idzie wytrzymać. Zaczęło się jakoś w okolicach "Big Brothera". Każdy wychodzący z domu wielkiego brata chciał się przytulić do innych uczestników (po raz ostatni) i do Martyny Wojciechowskiej (po raz pierwszy). Proces ten ze zrozumiałych względów trwał nieco dłużej w "Familiadzie", ale i tam z czasem doszło do zmniejszenia dystansu.

Uściski, zrazu surowe – w programach typu "Agent", zamieniły się z czasem w serdeczne, z tendencją do erotyzujących, jak na planie "Tańca z gwiazdami", lub słusznych patriotycznie, jak w "Kocham Cię, Polsko". A już osoby, które mają talent i które z tej okazji po występie przytulają Prokop z Hołownią, mogłyby pewnie zapełnić stadion. Dla porządku podajmy, że w typologii uścisków funkcjonują jeszcze: uścisk niedźwiedzi, czyli „na misia” (patrz stare kroniki filmowe i przywódcy bratnich krajów), czy uścisk współczujący im. księżnej Diany (podanie dłoni, a drugą lekkie ujęcie przedramienia rozmówcy).

Moda na przytulanie bez kontekstu erotycznego wyszła niedawno na ulice. Mamy nawet dzień przytulania – 24 czerwca. Spontaniczne akcje „darmowego przytulania” to polska wersja „free hugs” – happeningu rozpoczętego sześć lat temu w Sydney.

Materiały pomocnicze

1. Dowolny odcinek "Mam talent".

2. Wdarcie się na pokaz Macieja Zienia i oglądanie akrobacji gości, którzy obejmują się, jednocześnie trzymając kieliszek, pozując do aparatu i machając torebką od Prady.

3. Ekstremalne – podróż komunikacją miejską w godzinach szczytu.

Tactus cmokus czyli buziaczki

Lata świetlne minęły od czasów, kiedy Wojciech Pijanowski w "Kole fortuny" polecił: „Magda, pocałuj pana”. Dziś i Magdy, i panowie wymieniają całusy przy byle okazji. W kwestii „ile” osiągnęliśmy już chyba stabilizację. Jeden. Jeden buziak jest OK. W sytuacjach bankietowych oczywiście, bo rodzinnie nadal lubimy całować się w systemie trójkowym. Ale uwaga, jeden całus tylko z pozoru wygląda bardzo prosto. Każdy bywalec potwierdzi, że typologia jest bardziej rozbudowana.

Po pierwsze należy wyróżnić całusy, które de facto nimi nie są. Odbywają się bez żadnego kontaktu. Cmokamy jedynie powietrze w okolicach ucha naszego interlokutora. Plusem tej techniki jest to, że makijaż pozostaje nietknięty. A podczas party trwałość wizerunku plasuje się wysoko na szczycie drabiny potrzeb. Jeśli jednak dochodzi do całusa kontaktowego, też nie jest łatwo. No bo kto całuje kogo?

Fizycznie nie jest bowiem możliwe, aby dwie osoby jednocześnie cmoknęły się w policzki. Nie ma w przyrodzie takich policzków. Tu jest jak w seksie – ktoś zawsze musi dominować. A propos seksu, wszystkim osobom skłonnym do zachowań spontanicznych sugerujemy, by z typów pocałunków wyróżnianych przez amerykańskich naukowców (całusy powierzchniowe, napierające, ssące i pochłaniające) w sytuacji bankietowej ograniczali się tyko do tych pierwszych. Przynajmniej do czasu, gdy wyjdą paparazzi.

Rytuał buziaków to też znakomita okazja do prezentacji nowych ust u tych pań, które ostatnio odwiedziły gabinet dermatologii estetycznej.

Materiały pomocnicze

1. Książka "Całuski i buziaczki" Agnieszki Frączek i Selmy Mandine – o buziakach słodkich, drapiących, siarczystych i tych jak muśnięcie motylich skrzydeł. Uwaga, to książka dla dzieci.

2. Nauka słownictwa: pusinki (po czesku), kyssare (po szwedzku), csókok (po węgiersku). Nigdy nie wiadomo, w jakim języku słowo „buziaki” może nam się przydać.

Tactus bez kontaktus czyli skinienie głową

Zdarza się coraz częściej. Przydatne jeśli: a) panicznie boimy się kontaktu z florą bakteryjną drugiego człowieka, b) jesteśmy z natury nieśmiali, c) jesteśmy celebrytą na etapie „postserdecznym”, który ma dość tego, że inni wciąż go ściskają i obcałowują. Każda przesada w którymś momencie wywołuje jednak reakcję przeciwną.

Joanna Nojszewska

Twój STYL 1/2011

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy