Reklama

O przyciąganiu ciał

O tym, komu oddajesz swoje serce, nie decyduje ślepy traf. Naszym zachowaniem - i w miłości, i na co dzień - zawiadują określone substancje chemiczne w mózgu.

Prawa wzajemnego przyciągania wyjaśnia w rozmowie z "TS" dr Helen Fisher, słynna amerykańska antropolog i autorka bestsellerów o meandrach uczuć.

Marek, Paweł, a może Piotr? Zawiłości romantycznych wyborów dr Helen Fisher, antropolog z Rutgers University, tłumaczy w swojej najnowszej książce "Dlaczego on? Dlaczego ona?" (ukaże się wkrótce nakładem Domu Wydawniczego Rebis). Na nasze zachowanie wpływ mają określone hormony i neuroprzekaźniki. I to one sprawiają, że każdy z nas reprezentuje jeden z podstawowych typów osobowości: Badacza, Budowniczego, Dyrektora lub Negocjatora. To, kim jesteś, decyduje o tym, kogo wybierasz. A jak się okazuje, Badacze czują pociąg do Badaczy, Budowniczy świetnie dogadują się z Budowniczymi, za to Dyrektorów ciągnie - z wzajemnością - do Negocjatorów.

Reklama

Swoje wnioski dr Fisher oparła m.in. na analizie kwestionariuszy wypełnionych przez 40 tys. kobiet i mężczyzn, którzy korzystali z największego na świecie serwisu randkowego Match.com. Do tej pory w ankiecie zamieszczonej na stronie internetowej wzięło udział 5 mln Amerykanów i 1,5 mln osób z 34 krajów całego świata.

Twój STYL: Jak to się stało, że Pani, znana antropolog, rozpoczęła współpracę z serwisem randkowym?

Dr Helen Fisher: To było w 2004 roku przed Bożym Narodzeniem. Właśnie ukończyłam moją czwartą książkę "Dlaczego kochamy" (w Polsce wydał ją Rebis), kiedy zadzwonili ludzie z Match.com z prośbą o konsultację. Spotkałam się z nimi i spytali mnie, dlaczego zakochujemy się w tej, a nie innej osobie?

No właśnie, dlaczego?

Nie miałam na to wówczas odpowiedzi, mimo że w tej dziedzinie prowadzono już wiele badań. Psychologowie tłumaczą, że zakochujemy się zwykle w osobie o tym samym statusie społeczno-ekonomicznym, która prezentuje podobny poziom inteligencji i wykształcenia, jest w tym samym stopniu atrakcyjna fizycznie i wyznaje podobne wartości religijne i społeczne. Na pewno dużą rolę odgrywa poczucie humoru, a także doświadczenia z dzieciństwa, choć nie wiemy na razie, jak to się dzieje. Ale jest też inna kwestia: gdy ludzie opowiadają o swoich zauroczeniach, mówią często, że zagrała lub nie zagrała chemia. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście natura w jakiś sposób nie popycha nas w objęcia tej, a nie innej osoby. Przejrzałam literaturę naukową: w organizmie człowieka istnieje wiele substancji chemicznych, które pełnią ważne funkcje. Jedne odpowiadają za to, że możemy mrugnąć okiem, inne za to, że bije serce. Ale tylko niektóre z nich mają wpływ na to, jacy jesteśmy.

Co to za substancje?

W pierwszej grupie jest dopamina i noradrenalina, w drugiej testosteron, w trzeciej serotonina, a w czwartej estrogen i oksytocyna. Wiążą się one z czterema rodzajami temperamentów: Badacza, Dyrektora, Budowniczego i Negocjatora. U Badaczy szczególnie silnie wyrażają się cechy, które kojarzymy z genami związanymi z tzw. układem dopaminowym. To osoby ciekawe, spontaniczne, optymistyczne, twórcze, poszukujące nowości i chętnie podejmujące ryzyko. Z kolei serotonina wiąże się z takimi cechami jak ostrożność (ale nie tchórzliwość), skrupulatność, lojalność, przywiązanie do tradycji, przestrzeganie zasad, towarzyskość. Ludzi obdarzonych tymi przymiotami nazwałam Budowniczymi. Na układ nerwowy Dyrektorów - zarówno mężczyzn, jak i kobiet - silnie działa testosteron. Są zdecydowani, logiczni, bezpośredni, mają zmysł analityczny i skłonność do rywalizacji. Natomiast z estrogenem i oksytocyną łączy się m.in. umiejętność myślenia całościowego i oglądania sytuacji z szerokiej perspektywy, zdolności językowe, empatię, intuicję, altruizm, życzliwość i emocjonalność. Te zalety posiadają Negocjatorzy obu płci.

Ludzie bardzo się od siebie różnią. Czy zawiłości życia uczuciowego można wyjaśnić za pomocą zaledwie czterech typów osobowości?

To byłoby zbyt proste. Wszyscy jesteśmy kombinacjami tych czterech typów - ja na przykład jestem Badaczem/Negocjatorem. U każdego z nas różne cechy występują w odmiennym natężeniu. Ale wystarczy się rozejrzeć wśród znajomych, by stwierdzić, że rzeczywiście niektórzy ludzie bardziej interesują się nowościami niż pozostali. Albo są bardziej agresywni, albo milsi. Lepsi w matematyce i zadaniach logicznych albo w testach językowych.

Z analizy kwestionariuszy typów osobowości, które opracowała Pani dla Match.com, wynika, że Badaczy pociągają Badacze, Budowniczych Budowniczy, a Dyrektorów Negocjatorzy. Czy w takim razie związek Budowniczego z Dyrektorem albo Badacza z Negocjatorem ma przyszłość?

Każdy związek ma przyszłość. W mojej książce opisuję dziesięć możliwych kombinacji partnerskich: Badacza z Badaczem albo z Budowniczym, Negocjatorem, Dyrektorem itd. Niedobrane pary nie istnieją, każda ma po prostu inne mocne strony i inne słabości. Weźmy takiego Badacza: jeśli interesuje się literaturą i sztuką, poszuka osoby podobnej sobie, z którą będzie mógł chodzić do teatru i muzeum. Albo jeździć na górskie wyprawy, jeśli sam jest energiczny i żądny niebezpieczeństw. Tylko z kim taka para zostawi dzieci? Tego problemu Badacz nie będzie miał w związku z Budowniczym, który zapewni mu spokój, stabilną rodzinę, poczucie wspólnoty, zadba o finanse i wszystko zaplanuje z dużym wyprzedzeniem. Ale gdy Badacz spontanicznie wyruszy po przygodę, Budowniczy nie zechce za nim podążyć. Jeśli wiesz, jakimi typami jesteś Ty i Twój partner, możesz przewidzieć pewne konflikty w związku i starać się je rozwiązać. Wiele problemów wynika z nieporozumień. "Dlaczego on w relacji ze mną jest taki uparty?". "Dlaczego ona jest wobec mnie tak agresywna?". A tu być może wcale nie chodzi o Ciebie. On jest po prostu z natury uparty, a ona z natury agresywna.

Aby się dowiedzieć, jakim jest się typem, można wypełnić wymyślony przez Panią kwestionariusz. Ale czy jego rezultaty da się potwierdzić inaczej, np. robiąc test krwi?

Właśnie rozpoczęłam takie badania w grupie dwustu osób. Każda wypełnia ankietę na temat typu osobowości i oddaje do analizy w laboratorium próbkę krwi i moczu. Zobaczymy, czy uda nam się zebrać dokładne dane, przy tego rodzaju analizach liczy się zarówno pora dnia, jak i roku pobrania próbki. Wiadomo na przykład, że u mężczyzn poziom testosteronu osiąga najwyższe stężenie bardzo wcześnie rano. A u obu płci hormonu tego jest najwięcej w organizmie w listopadzie. Poza tym mamy kłopot z zebraniem uczestników: badanie prowadzimy wśród studentów, a bardzo trudno znaleźć młodych ludzi, którzy nie stosują sterydów anabolicznych, nie zażywają narkotyków czy leków, na przykład na depresję. Substancje te mogą zaburzać wynik analiz chemicznych. Na przykład jeśli bierzesz kokainę, pobudzasz wydzielanie dopaminy w mózgu, co ujawni analiza próbki krwi. Z testów wyniknie wtedy, że masz poziom dopaminy wysoki jak u Badacza, mimo że kwestionariusz pokaże być może zupełnie inny typ osobowości.

Ludzie, którzy stosują anaboliki, sztucznie podwyższają sobie stężenie testosteronu, a pacjenci przyjmujący antydepresanty - serotoniny. Z tymi lekami jest pewien problem. Część osób naprawdę ich potrzebuje po to, by rano wstać z łóżka. Ale, jak pokazali w jednym z badań uczeni z Uniwersytetu Harvarda, aż 77 proc. Amerykanów zażywa antydepresanty niepotrzebnie. Mieli gorszy nastrój, słabo szło im w szkole czy na studiach. Brali leki, depresja minęła, ale oni nadal je stosują, i to przez wiele lat. Tymczasem leki antydepresyjne - a chodzi mi tutaj o tzw. selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, podwyższają poziom tego neuroprzekaźnika w mózgu i przytępiają emocje.

Jak w takim stanie odczuwamy miłość?

Na ten temat powinno się przeprowadzić rzetelne badania. Dostaję maile od ludzi z całego świata: "Od siedmiu lat nie umówiłam się z nikim na randkę. Czy to może być efekt antydepresantów?". Albo: "Mieliśmy udane małżeństwo, potem moja żona zachorowała na depresję i od kilku lat bierze leki. Teraz mówi, że mnie nie kocha i chce rozwodu. Czy to wina antydepresantów?". Wiadomo na pewno, że leki z tej grupy zabijają popęd seksualny. A ja podejrzewam, że osłabiają także odczuwanie miłości.

W jaki sposób?

Opowiem o pewnym eksperymencie, do którego zaprosiliśmy 49 osób. Wszystkie deklarowały, że są szaleńczo zakochane. Dzięki metodzie obrazowania, tzw. funkcjonalnemu rezonansowi magnetycznemu, sprawdziliśmy, co się dzieje w ich mózgach. Niezależnie od tego, czy zakochali się niedawno, czy też od lat żyli w udanym związku, u wszystkich zaobserwowaliśmy aktywność pewnego niewielkiego obszaru mózgu o nazwie pole brzuszne nakrywki. Ten ośrodek jest swego rodzaju fabryką dopaminy, a do jej zwiększonego wydzielania dochodzi właśnie wtedy, gdy kochamy. W mózgu dopamina rozprzestrzenia się do różnych jego obszarów, zwłaszcza do ośrodka nagrody, który odpowiada za uczucie motywacji, energię, koncentrację, pragnienie, uniesienie.

Kiedy w momencie zakochania przeżywamy wszystkie te stany, jest to zasługa dopaminy. Jednak jej działanie może być stłumione, gdy w mózgu rośnie poziom serotoniny, a dzieje się tak, kiedy przyjmujemy leki przeciw depresji.

Wydaje Pani książkę o tym, jak dobieramy się w pary w momencie, gdy ważniejszą kwestią wydaje się inne pytanie: dlaczego tak często się rozstajemy?

O tym też napisałam książkę. Jest wiele powodów, dla których ludzie na całym świecie podejmują decyzję o odejściu. Jednak gdy przeanalizowałam dane ONZ na temat rozwodów w 58 krajach, znalazłam jeden wspólny czynnik: pary rozstają się najczęściej około czwartego roku trwania małżeństwa. Moja hipoteza jest następująca: wiele milionów lat temu nie wiedliśmy jeszcze osiadłego trybu życia, byliśmy nomadami i żyliśmy w grupach łowców-zbieraczy. Związek kobiety i mężczyzny zapewne nie był długotrwały. Ale cztery lata to wystarczający okres, by zapewnić sobie sukces reprodukcyjny: spłodzić dziecko, odchować je do momentu, gdy przestaje być niemowlęciem i nie wymaga intensywnej opieki. Można wtedy rozstać się z dotychczasowym partnerem i zainteresować kolejnym. Pozwalało to na większą genetyczną różnorodność u potomstwa, co jest cenne dla przetrwania. Dziś spotykam kobiety, które się skarżą: "Byłam trzy razy zamężna, mam z pierwszego małżeństwa dwoje dzieci, z drugiego jedno. Czy to nie porażka?". A ja odpowiadam: "Z punktu widzenia ewolucji wygrałaś".

Skoro tak, to jaka jest dziś pogoda dla małżeństw i stałych związków?

Uważam, że cudowna. Dziś na całym świecie obserwujemy dwa ważne trendy. Pierwszy to starzenie się społeczeństw. Drugi to szturm kobiet na rynki pracy. Kobiety zaczynają przezwyciężać nierówności ekonomiczne i społeczne, zarabiają coraz więcej i są bardziej wyzwolone seksualnie. W konsekwencji później wychodzą za mąż. A im później zawierasz małżeństwo, tym większe są szanse, że w nim wytrwasz. Ponieważ statystyczna kobieta rodzi teraz mniej dzieci, może więcej energii inwestować w związek i więcej czasu spędzać z partnerem. Staje się też dla niego osobą bardziej interesującą i atrakcyjną, a to dlatego, że jest lepiej wykształcona. Nigdy wcześniej kobiety nie miały tyle co dziś wolności ekonomicznej i społecznej i tylu szans, by wieść szczęśliwe życie we dwoje. Ta swoboda pozwala nam także zakończyć małżeństwo, jeśli mimo wszystko ono się nie uda, i poszukać nowego partnera. Okres dojrzałości bardzo się wydłużył, możemy przez lata pozostać w świetnej formie, co zwiększa szansę stworzenia trwałego związku. Przyszłość małżeństwa i rodziny widzę w optymistycznych barwach.

Rozmawiała Aleksandra Stelmach

Twój Styl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy