Reklama

Ty i twoje zdjęcie profilowe to nie to samo

Przed erą Facebooka nie koncentrowaliśmy się tak bardzo na swoim wizerunku /123RF/PICSEL

"Wydaje mi się, że spędzam tyle czasu na Facebooku, ponieważ osoba, którą tam jestem, jest kimś, kim zawsze chciałam być: inteligentniejsza, zabawniejsza i piękniejsza. Na Facebooku przedstawiam innym kogoś, kim się miałam stać. I nikt nie będzie nigdy musiał wiedzieć o moich błędach ani widzieć moich wad". Znasz to? Czy jest tak faktycznie, odpowiada dr Susana Flores, autorka książki "Sfejsowani".

Przeczytaj fragment książki dr. Susany Flores "Sfejsowani":

Chociaż niektórzy ludzie nie zastanawiają się ani trochę nad tym, co wrzucają do Internetu, wielu poświęca temu uwagę. Spędzają masę czasu na zastanawianiu się, w jaki sposób się wyrazić czy też zaprezentować. Ile razy zdarzyło ci się, że zacząłeś pisać post na Facebooku tylko po to, by przerwać, przemyśleć sprawę, kliknąć "backspace", skasować i przeredagować swoją pierwotną myśl? W tym nowym i nieustannie zmieniającym się świecie mediów społecznościowych trudno jest zawsze wiedzieć, co można udostępnić bez problemu, a co może stanowić facebookowe faux pas.

Reklama

Wyrażanie siebie czy retusz?

Kiedy zarejestrowałam się na tym portalu, sama wrzuciłam niezręczny post: "Jestem przeziębiona". Zrobiłam to głównie dlatego, że naprawdę nie wiedziałam, co się tam publikuje. To był dla mnie nowy świat. Podglądałam statusy moich znajomych, żeby zorientować się, jaka etykieta panuje na portalu. Początkowo nie podobał mi się pomysł dzielenia się swoimi myślami, uczuciami czy działaniami w sposób tak publiczny, lecz czas mijał, a ja zauważałam, jak zmienia się mój poziom komfortu, jeśli chodzi o prywatność.

Zorientowałam się, że chcę dzielić się sobą bardziej otwarcie niż kiedykolwiek wcześniej. Wiązałam to z faktem, że na Facebooku zawsze jest ktoś, kto patrzy, i jak powie ci każdy psycholog społeczny, kiedy mamy publiczność, zmienia się nasze zachowanie. Gdy mamy widzów, jesteśmy bardziej skłonni do tego, by "występować" - zupełnie jakbyśmy stali na scenie, którą dla siebie stworzyliśmy.

Wydaje się nagle, że jesteśmy dla świata widoczni i to na swój sposób wszystko zmienia. Każdy z użytkowników Facebooka kiedyś widział, jak ktoś z jego znajomych udostępnia w sieci treść, która każe zastanowić się, co też on sobie myślał, że wrzucił coś tak szokującego. Dlaczego niektóre posty na Facebooku lub selfie nas szokują? Być może dzieje się tak dlatego, że to, co widzimy w naszym strumieniu aktualności, w żadnym stopniu nie oddaje tego, jacy są naprawdę nasi przyjaciele, jakimi ich znamy. I nie chodzi tu tylko o naszych znajomych, prawda?

Przed erą Facebooka nie byliśmy tacy skłonni do koncentrowania się na własnym wizerunku, dlaczego więc teraz tak się dzieje? Dlaczego nagle staliśmy się tak pochłonięci dzieleniem się całą masą naszych zdjęć? Dlaczego wyrażamy się w sposób, który wydaje się śmielszy, bardziej nachalny lub nienormalny? Z jednej strony to, co umieszczają nasi znajomi, może być po prostu odzwierciedleniem i podsumowaniem ich danego dnia. To zupełnie normalne i wielu osobom sprawia przyjemność. Z drugiej strony wielu użytkowników coraz bardziej pociąga dzielenie się tylko pozytywnymi aspektami siebie, a ukrywanie tego, co postrzegają jako negatywne.(...)

Parada próżności

To naturalne, że natrafiamy w życiu na wiele sytuacji, w których pragniemy pokazać się z jak najlepszej strony: pierwsze randki, rozmowy o pracę czy pierwsze spotkanie z teściami. Jednak u wiele osób, wrzucając posty na Facebooka, wynosi próby zaimponowania innym na nowy poziom. Codziennie widzimy statusy naszych znajomych, którzy piszą o tym, jak to idą na siłownię, udzielają się charytatywnie, opiekują się starymi rodzicami, wracają na siłownię, meldują się w najnowszych, najmodniejszych miejscówkach na mapie miasta, czytają swoim dzieciom do poduszki, a potem ruszają do siłowni ten ostatni raz.

Ja również dałam się omamić czarowi udostępniania treści na Facebooku. Prezentowanie się na tej paradzie próżności, podczas gdy znajomi wychwalają niemalże każdy twój krok, jest wręcz upajające. Wydaje się, że to główny urok facebookowych postów - nie tylko możemy jak nigdy wcześniej wypowiadać się przed wieloma osobami jednocześnie, lecz możemy również decydować, czym się dzielimy i w jaki sposób, co pozwala nam na stworzenie siebie od nowa. Nie podoba ci się, że przybrałeś na wadze? W takim razie udostępnij swoje zdjęcie sprzed pięciu lat, a jeśli to nie przejdzie, zawsze pozostaje Photoshop.

Na Facebooku zawsze możesz edytować prawie wszystko, co ciebie dotyczy, i o ile ktoś nie utrzymuje z tobą kontaktu w rzeczywistości, masz szerokie pole do popisu w kwestii kreowania swojego życia. Ta nowa możliwość - zdolność stworzenia na nowo swojej tożsamości - to ciekawe zjawisko.

Edytowanie... życia

Jakiś czas temu brałam udział w maratonie. Zadowolona wrzucałam zdjęcia siebie, na których (jak mi się wydawało) w chwale przekraczam linię mety, ale czy to nie jest tak, że dotarłam do niej dzięki tym wszystkim równie prawdziwym, a być może mniej korzystnym wizualnie chwilom? Edytując to, co postanowiłam udostępnić na temat maratonu, zorientowałam się, że skupiam się bardziej na rezultacie końcowym, zamiast na całym procesie - a jest to coś, do czego normalnie nie mam tendencji. Wtedy właśnie mnie oświeciło: edytowanie informacji na swój temat w Internecie sprawiło, że zmienił się sposób, w jaki postrzegam pewne kwestie w swoim życiu. To brzmiało sensownie. Jeśli decyduję się, by prezentować się tylko za pośrednictwem tych zdjęć, a nie innych, wówczas postanawiam "widzieć" siebie przez określony pryzmat.

Gdy przyłapałam się na "szyciu na miarę" tego, co udostępniam na swojej osi czasu, zadałam sobie pytanie, czy Facebook w jakiś sposób żeruje na głęboko drzemiącej w nas potrzebie, by pokrywać naszą niepewność siebie za pomocą upiększania lub wyolbrzymiania naszych mocnych stron, atutów lub osiągnięć.

Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się poczuć niepokój po udostępnieniu jakiejś treści i zastanawiać się, czy powinieneś ją usunąć? Skąd się bierze ten lęk? Jakie konsekwencje emocjonalne ponosimy na skutek korzystania z mediów społecznościowych? To pytanie jest aktualnym wyzwaniem dla nas, psychologów. Dlaczego nie prezentujemy się w Internecie w sposób równie swobodny, jak poza nim? Czy odczuwamy większą presję, by robić wrażenie zabawnych, inteligentnych czy rozrywkowych? Czy przestajemy siebie akceptować, a jeśli tak, co w nas wyzwala te wątpliwości? Wierzę, że na Facebooku prezentujemy siebie inaczej niż w rzeczywistości. Widząc nasze życie przedstawione w formie osi czasu - stając, nomen omen, twarzą w twarz z własnym profilem - wielu z nas odczuwa potrzebę przedstawiania jak najlepszej wersji siebie. Gdy jesteśmy bacznie obserwowani, zaczynamy pragnąć wpływać na własny wizerunek i ogarniają nas wątpliwości co do naszej naturalnej ekspresji.

Autoredaktor wypacza treść

Pisarze potrafią stworzyć na papierze niezwykłe dzieła, gdy tylko odpuszczą sobie wewnętrzny przymus redagowania własnego tekstu podczas procesu twórczego. Gdy piszą tylko po to, by pisać, bez ciążącego na nich ciężaru świadomości, że ktoś będzie czytał ich pracę, z zdumieniem później patrzą na własne słowa. Jednak gdy tylko pojawia się w ich umyśle "autoredaktor", tracą umiejętność naturalnego wyrażania swojej wizji. Z tym samym mamy do czynienia na Facebooku i w mediach społecznościowych. Możemy z łatwością stracić świadomość tego, kim jesteśmy naprawdę, z lęku przed tym, na jakich wychodzimy w oczach innych. Gdy wkracza na scenę zwątpienie w siebie, uruchamia się "autoredaktor", a my koniec końców przedstawiamy siebie w sposób wypaczony.

Życie samo w sobie jest wystarczająco ciężkie. Nie trzeba nam kolejnego powodu, by w siebie wątpić, a jednak wielu z nas kwestionuje treści publikowane przez siebie w Internecie, nawet zanim je tam umieści. Wszyscy bawimy się w tej internetowej piaskownicy, tworząc w niej wyobrażony świat, gdzie spędzamy czas na dumaniu, jak dodać sobie powabu i wydawać się lepszymi, niż jesteśmy - według siebie samych - w rzeczywistości.

Nawiązywanie relacji, gdy zasłaniamy się maską

Facebook to nic innego, jak przedłużenie dziecięcej fantazji, która doszła do głosu dopiero w świecie dorosłych. To składnik ludzkiej natury, w najlepszym razie zwykła, nieszkodliwa zabawa. W najgorszym jednak może zostać wykorzystany do stworzenia zupełnie innej tożsamości niż prawdziwa, do oszustw, manipulacji emocjonalnej, nawiązywania relacji opartych na kłamstwie, rozpadu małżeństw, a także do prześladowania i nękania innych. (...)

Niektórzy ludzie, oczywiście, mogą stworzyć sobie fałszywe tożsamości również w prawdziwym życiu, lecz Facebook na swój sposób zachęca do stworzenia pewnego rodzaju fasady, wywierając na nas presję, byśmy wyolbrzymiali zasługi naszego wyobrażonego "ja", wypierając się naszej prawdziwej tożsamości.

Choć wyrażanie siebie oraz podtrzymywanie relacji za pośrednictwem mediów społecznościowych przynosi wiele korzyści, to jest niepokojące, jak interakcje na portalach tego rodzaju wpływają na coś, co psychologowie nazywają samoświadomością lub świadomością samego siebie. W prawdziwym życiu zazwyczaj kształtujemy własną samoświadomość na podstawie stosunków międzyludzkich. Komunikując się z innymi osobami oraz porównując nasze własne pojmowanie świata z przekazem od nich płynącym, uczymy się tego, kim jesteśmy i w co wierzymy. Jednak co się wydarzy, jeśli informacje zwrotne na nasz temat będą napływały w sposób ciągły, nieograniczony, a na dodatek będą zupełnie różne? Co wtedy? Finalnie będziemy mieć w głowie mętlik, a nawet odczujemy niepokój, a w skrajnych przypadkach przestaniemy odróżniać prawdziwe przekazy od fałszywych.

A czymże innym jest schizofrenia, jak nie niemożnością odróżnienia prawdy od halucynacji? Codziennie na Facebooku wystawiamy się na pastwę mieszanych informacji, które jednocześnie otrzymujemy z różnych źródeł. Nic dziwnego, że coraz więcej ludzi zgłasza, iż z powodu kontaktów na Facebooku doświadczają niepokoju oraz depresji. Bombardowanie sprzecznymi komunikatami czasem nas przerasta.(...)

Konsekwencją edytowania swojego wizerunku może być niska samoocena, depresja oraz nadmierne przywiązywanie wagi do opinii innych osób przy podejmowaniu decyzji dotyczących naszych działań czy też tego, kim powinniśmy być i co powinniśmy myśleć.

Kontakt czy kontrola?

Któregoś dnia, siedząc w pociągu w drodze do gabinetu, zauważyłam, że prawie wszyscy wkoło mnie unikają nawiązywania kontaktu wzrokowego. To z pewnością nie jest dla Chicago nietypowe, ale moją uwagę zwrócił kierunek, w którym zwracali swoje spojrzenie. Prawie wszyscy wpatrywali się w swoje smartfony i przewijali aktualności na różnych portalach społecznościowych, w tym na Facebooku. Ironiczny obraz - ludzie komunikującymi się z innymi ludźmi, ale nie z tymi dookoła nich.

Co w ogóle sprawia, że nawiązujemy relacje z innymi osobami? Co dokładnie popycha nas do tego, byśmy podeszli do kompletnie obcego człowieka i zaczęli z nim rozmawiać? Może sekret tkwi w ich sposobie mówienia lub w śmiechu. Pierwsze wrażenie na temat nowo poznanych osób zazwyczaj formuje się w ciągu kilku sekund, a budujemy je przede wszystkim na podstawie rysów twarzy. Ludzką naturą jest ocenianie innych po wyglądzie.

Robimy to codziennie w różnych sytuacjach. Facebook nie jest wyjątkiem, może poza jedną rzeczą: w mediach społecznościowych podejmujemy decyzję, z kim chcemy utrzymywać kontakt. Decydując, które części siebie chcemy zaprezentować światu, mamy poczucie kontroli. Ale czy naprawdę tak jest, gdy zamartwiamy się tym, jak będziemy postrzegani publicznie? Zastanawiamy się, czy udostępniać zdjęcia siebie w pełnym licealnym rynsztunku, z fryzurami z lat osiemdziesiątych, w grunge’owych ciuchach z lat dziewięćdziesiątych czy aktualne selfie; czy uświadamiać innych, że naprawdę lubimy oglądać kiepskie filmy science-fiction, czy też udawać, że wolimy mądre kino dokumentalne; czy wrzucić zdjęcie pokazujące, jak narozrabiał nasz pies, czy też tylko umieszczać fotografie suni upozowanej pod choinką? Który nasz aspekt jest naprawdę bardziej autentyczny i który jest wystarczająco atrakcyjny, by przyciągnąć kogoś do naszego facebookowego świata?

Dorastając, większość nas uczy się na podstawie życiowych doświadczeń, by nie przejmować się zbytnio tym, co myślą inni. Jednak Facebookowi udało się cofnąć nas do punktu w czasie, kiedy to, co udostępniamy publicznie, wydaje się ważniejsze od tego, kim jesteśmy w rzeczywistości. Zamiast koncentrować się na kształtowaniu własnej osobowości bądź rozwoju osobistym, dzięki którym moglibyśmy być tacy, jakimi chcemy, wielu z nas skupia się na kreowaniu własnego wizerunku oraz retuszowaniu facebookowych zdjęć profilowych.

Potrzeba, by na nowo stworzyć swój wizerunek, daje fałszywe poczucie kontroli: jeśli jestem w stanie przewidzieć reakcję innych na moje zdjęcie, to panuję nad tym, na kogo wyglądam. Uzyskanie tego rodzaju władzy w rzeczywistym życiu jest wyjątkowo trudne, jeśli wręcz nie niemożliwe. Wiele osób postanawia więc spróbować uzyskać poczucie tego rodzaju kontroli za pośrednictwem fasady w miejscu, w którym nie trzeba konfrontować się z prawdą na temat siebie lub innych. To właśnie uzależniający aspekt Facebooka. Wielu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że widzimy tylko pewien wycinek życia naszych internetowych znajomych, ale nie przeszkadza nam to. Zaczynamy żyć dla aprobaty i pochwał, kasując pojawiające się na naszych profilach komentarze, które nie przystają do naszej wizji.(...)

To nie jest pełny obraz życia innych

Niedawno przeprowadzone badanie wykazało, że wiele osób odczuwa zazdrość i niechęć wobec innych po obejrzeniu na Facebooku zdjęć z ich ślubów, wakacji i innych szczęśliwych wydarzeń, a około jednej trzeciej wszystkich użytkowników portalu czuje się gorzej z samym sobą po przejrzeniu jego zawartości. Ci, którzy porównują swoje życie z życiem innych na postawie tego, co widzą na Facebooku, często uznają je za kompletnie nudne i mniej udane. Ich poczucie własnej wartości słabnie, a kiedy ta tendencja się utrzymuje, koniec końców zaczynają się uciekać do zachowań jeszcze pogarszających sprawę.(...)

Publikowane przez różne osoby posty na temat ich pracy charytatywnej, byciu najlepszym studentem czy też wakacji tak naprawdę nic nie mówią o ich życiu. Pomyśl tylko - w końcu czy ktoś z twoich znajomych pisze statusy o własnej niepewności, skłonności do zazdrości, kłopotach z samokontrolą czy też kiepskich wynikach w randkowaniu? Niebezpiecznie jest wierzyć, że ludzie mają wspaniałe życie, tylko na podstawie tego, co udostępniają, ponieważ wcześniej czy później zaczynamy porównywać swoje życie z ich życiem, a kiedy tak się dzieje, zaczynamy funkcjonować, opierając się na zafałszowanej rzeczywistości.

I co teraz?

Profil na Facebooku nie jest wizerunkiem prawdziwej osoby, lecz wielu ludzi zaczyna kształtować swoje prawdziwe życie na podstawie tego, jak siebie na nim opisują. Zamiast żyć, niektórzy tylko "grają". Zachowujemy się w sposób, który zachęca do reakcji - wprost idealny występ! - ale w prawdziwym życiu nikt nie jest idealny. Jak by to wyglądało, gdybyśmy byli równie zaangażowani w prawdziwy świat, jak to pokazujemy na Facebooku? Zamiast robić sobie selfie z zespołem, może naprawdę zacząć w jakimś grać? Zamiast spędzać tyle czasu na pokazywaniu "idealnego" wizerunku, skupić się na tym, co rzeczywiste - na górkach i dołkach, które składają się na prawdziwe życie.

Spróbuj wrzucić zdjęcie, na którym się wygłupiasz, i śmiej się z przyjaciółmi, kiedy oni się śmieją. Jeśli zrobisz coś obciachowego, udostępnij to! Podziel się tym z innymi, ciesz się wspólnym śmiechem i przestań się zamartwiać tym, co pomyślą inni.

Fragment książki dr. Susany Flores "Sfejsowani". Wydawnictwo Muza. Premiera: marzec 2017 r.

Dr Susana Flores jest psychologiem klinicznym, specjalistką w zakresie terapii zachowań kompulsywnych i uzależnień. Jej książka stanowi efekt wieloletnich badań nad mediami społecznościowymi. Wyjaśnia w nich dlaczego Facebook tak nas rozprasza, niepokoi i zwyczajnie szkodzi prawdziwym relacjom międzyludzkim. To ponad tuzin opisanych przez dr Flores przypadków realnych zagrożeń, które niesie ze sobą uzależnienie od portali społecznościowych. Czytelnik poznaje i dobre, i złe aspekty naszej fascynacji mediami społecznościowymi. Zaczyna rozumieć, dlaczego ludzie komunikują się w Internecie inaczej niż w rzeczywistości, w jaki sposób te interakcje mogą nieść negatywne skutki emocjonalne oraz jakie starania poczynić, by na nowo złapać równowagę. Liczne wskazówki zawarte w lekturze pomagają poradzić sobie z niezdrowymi nawykami i w efekcie, wylogować się do życia.

Skróty i śródtytuły pochodzą od redakcji.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy