Reklama

Siła uczuć

Uwaga, zakochani – im trwalsze połączy was uczucie, tym lepiej. Również dla waszego organizmu. Poznajcie najważniejsze medyczne powody, dla których warto pielęgnować związek. Badania dowiodły, że szczęśliwe pary z długim stażem mają lepszą odporność, silniejsze serca i sprawniejsze umysły. A to tylko początek listy. Kochajcie się na zdrowie!

Nie chcecie wierzyć, że miłość to także chemia? Lepiej zaakceptujcie ten fakt, bo substancje, jakie wytwarzają się pod wpływem uczuć do bliskiej osoby, działają pozytywnie na cały organizm. Jak wiele im zawdzięczamy, dowodzą prowadzone od lat badania stanu zdrowia szczęśliwie zakochanych. W testach rezonansem magnetycznym potwierdzono między innymi, że gdy się zakochujemy, mózg zaczyna wydzielać dwie dobroczynne substancje: dopaminę i oksytocynę. Jaka jest ich rola w miłości? Zasadnicza.

Dopamina sprawia, że kontakt z ukochanym sprawia nam przyjemność i cieszymy się ze wspólnie spędzanych chwil. Oksytocyna zaś wzmacnia przywiązanie do niego: to ona jest "winna", że tęsknisz za partnerem, gdy go długo nie widzisz. Tak nas zaprogramowała ewolucja, obydwie substancje chemiczne są niezbędne, żeby chciało nam się inwestować w intymną relację, rodzinę, wreszcie w potomstwo.

Reklama

Cały ten trud jednak się opłaca. Dzięki nadprogramowej ilości tych właśnie związków jesteśmy nie tylko szczęśliwsi, także zdrowsi. Wybraliśmy sześć głównych, a co najważniejsze, potwierdzonych naukowo zalet bycia w szczęśliwym związku. Jednak uwaga, zakochani - na nowej drodze życia czyha też pułapka. Jak jej uniknąć? To też sprawdziliśmy.

Korzyść nr 1: wyższa odporność

Zakochani rzadziej się przeziębiają, co wykazały niedawne badania prowadzone na Carnegie Mellon University w Pittsburghu. Dlaczego? Bo kontakt z bakteriami drugiej osoby uodparnia organizm na choroby. W sezonie przeziębień to szczególnie ważne. Wymiana zarazków towarzyszy zwłaszcza pocałunkom - wystarczy jeden całus, by pozyskać aż pięć milionów "wrogów", przed którymi twoje komórki odpornościowe muszą nauczyć się bronić.

Korzyść nr 2: mniejsze ryzyko chorób przewlekłych

Zakochani obydwu płci statystycznie rzadziej zapadają na cukrzycę, alzheimera, choroby płuc. Udowodniły to m.in. badania prowadzone nad parami po ślubie. Mniej też zagrażają im problemy z sercem. Jednak w przypadku tych akurat problemów większe korzyści z bycia w związku odnoszą mężczyźni. Według statystyk są oni trzy razy mniej narażeni na powikłania kardiologiczne, jak np. zawał, niż kawalerowie.

Co z kobietami? U nas ryzyko kłopotów z krążeniem spada po ślubie "tylko" dwukrotnie. Z czego wynikają dysproporcje? Badacze podejrzewają, że kawalerowie z reguły prowadzą mniej zdrowy tryb życia niż singielki (nadużywają alkoholu, jedzą nieregularnie i byle co). Mogą zatem więcej skorzystać na byciu w związku, bo to oznacza, że ktoś, czyli partnerka, zacznie o nich dbać, zmobilizuje do zmian na lepsze - przekonują badacze z Michigan State University.

Inne wyjaśnienie? Poprawę krążenia zawdzięczamy w dużej mierze pocałunkom. Jak pokazują badania, wystarczy zbliżenie ust do ust i w mózgu natychmiast rośnie poziom dopaminy oraz noradrenaliny, hormonów odpowiedzialnych m.in. za pobudzenie organizmu. Dzięki nim puls przyspiesza, naczynia krwionośne rozszerzają się, krew dostarcza do komórek więcej tlenu i substancji odżywczych. Warto okazywać sobie czułość jak najczęściej również dlatego, że podczas pocałunków, przytulania wydziela się najwięcej oksytocyny, która ma naturalne właściwości przeciwzapalne, obniża ciśnienie i opóźnia degenerację komórek. To wszystko sprawia, że organizm wolniej się starzeje.

Korzyść nr 3: lepszy nastrój, mniejsze ryzyko depresji

Ukochany doprowadza cię czasem do szału? Spokojnie, na dłuższą metę stabilny związek zapewnia nam zdrowie psychiczne, nawet jeśli czasem się kłócimy. Według doktora Robina Simona z amerykańskiego Wake Forest University kobiety w szczęśliwych związkach rzadziej chorują na depresję i łagodniej przechodzą chorobę afektywną dwubiegunową (w której na zmianę występują napady manii i depresji). Badania pokazują też, że dzięki miłości i wsparciu partnera łatwiej sobie poradzić z codziennym stresem.

Najlepsze skutki pod tym względem zaobserwowano u par z długim stażem. Znów zawdzięczamy to oksytocynie, bo zmniejsza ona stężenie kortyzolu, hormonu wydzielanego przez nadnercza w wyniku stresujących zdarzeń. A co zrobić, żeby zlikwidować napięcie mięśni, które nasila się pod wpływem nerwowych sytuacji? Całować się! Namiętne pocałunki angażują do pracy ponad trzydzieści mięśni twarzy, w tym te wokół żuchwy. Regularna "gimnastyka" z łatwością je rozluźni.

Korzyść nr 4: słabsze odczuwanie bólu

Już nie pamiętasz, że przed randką miałaś migrenę? Nasze ciało reaguje tak silnym pobudzeniem na obecność ukochanej osoby, że mózg ignoruje inne bodźce, w tym ból - potwierdzili niedawno naukowcy z Uniwersytetu Stanforda. Dzieje się tak, ponieważ w kontakcie z partnerem we krwi znacznie rośnie stężenie endorfin, hormonów znanych z działania "uszczęśliwiającego", przeciwbólowego. Dlatego zdaniem uczonych warto chodzić z ukochanym do dentysty czy na pobranie krwi.

Korzyść nr 5: bardziej kreatywne myślenie

Miłość integruje pracę półkul mózgowych. A im lepsza współpraca między nimi, tym większe szanse na to, że pobudzisz nieschematyczne myślenie i np. w pracy zaskoczysz nowymi pomysłami. U większości z nas aktywniejsza jest lewa, analityczna część mózgu. Badania wykazują, że prawa półkula, odpowiedzialna za kreatywność, uruchamia się m.in. właśnie pod wpływem miłości. Wiadomo również, że u zakochanych we krwi rośnie poziom substancji odpowiedzialnej za wzrost neuronów (tzw. NGF). Zawdzięczamy jej szybszą odnowę tkanki mózgowej, co przyspiesza myślenie, kojarzenie, poprawia pamięć.

Korzyść nr 6: więcej energii

Mówi się, że zakochani mogą góry przenosić. Skąd mają tyle chęci do działania? Napędza ich dopamina - związek wydziela się zwłaszcza podczas uprawiania seksu, pieszczot. Nie dziw się też, jeśli na randce nagle zapragniesz biegać, skakać lub tańczyć, bo miłość pobudza tzw. szlak dopaminowy w obszarach mózgu odpowiedzialnych za ruch. Wykorzystaj to i namów ukochanego na regularny trening. Warto, ponieważ bycie w udanym związku czasem negatywnie wpływa na zdrowie.

Jak? Czytaj dalej.

Wada: miłość sprzyja tyciu

Zamężne kobiety i żonaci mężczyźni statystycznie ważą więcej niż single. Według kanadyjskich badań wielu małżonków rok po ślubie przybiera nawet do pięciu kilogramów. Nie musi to jednak oznaczać, że już nie chce nam się o siebie dbać, bo "usidliłyśmy" w końcu swojego partnera. Jak wyjaśnić większą wagę? Przyjmując tradycyjny punkt widzenia, można by pomyśleć, że żona stara się wykazać i zbyt często przygotowuje ulubione dania męża. To tłumaczyłoby większy obwód w pasie u mężczyzn, ale nie u kobiet. Tymczasem to my - jak pokazują statystyki - po ślubie bardziej tyjemy, jeszcze zanim urodzimy dzieci.

Według dietetyków zbyt często bywa po prostu tak: wróciłaś z pracy głodna, zjadłaś coś w pośpiechu. Mąż przyszedł kilka godzin później. I też jest głodny. Co robicie? Oczywiście jecie. Tylko że Ty już drugą kolację. I to wieczorem, gdy metabolizm zwalnia, a kalorie odkładają się w postaci tkanki tłuszczowej.

Jaka rada? Zjedz wcześniej połowę porcji, a po powrocie partnera dokończ danie w jego towarzystwie - radzą dietetycy. Badania prowadzone przez dr. Briana Wansinka z Cornell University wskazują, że mniejsze porcje sycą podobnie jak duże, pod warunkiem, że dokładnie i wolno przeżuwasz każdy kęs. Bo impuls o tym, że jesteś najedzona, trafia do mózgu mniej więcej po kwadransie. Jak widać, miłość do jedzenia warto pohamować, by w pełni cieszyć się tym, co już zyskałaś dzięki ukochanemu.

Jak się zakochać?

Zamiast czekać na miłość, sprowokuj ją - namawia znany psycholog Robert Epstein z Uniwersytetu Harvarda. Jak to zrobić? Wystarczy trochę poudawać. Masz znajomego singla. Obydwoje marzycie o prawdziwym uczuciu. Zacznijcie się spotykać i udawajcie zakochanych, a być może za kilka tygodni naprawdę stworzycie udany związek - radzi Robert Epstein. To prawdopodobne, bo jak wyjaśnia amerykański naukowiec, czułe zachowanie mamy zakodowane jako reakcję na bliską osobę. Zatem udawanie uczucia może spowodować podobne przemiany biochemiczne w mózgu jak wtedy, gdy jesteśmy zakochani. Co trzeba zrobić, by do tego doprowadzić? Często umawiać się na randki, podczas spotkań jak najdłużej patrzeć sobie w oczy, starać się oddychać w tym samym rytmie co partner, powtarzać jego gesty. O czym rozmawiać? O potrzebach, emocjach, sekretach - przekonuje Robert Epstein.

Skuteczności takiej taktyki dowiodły m.in. badania, jakie przeprowadził wśród swoich studentów. Większość osób przypadkowo dobranych w pary, które codziennie postępowały według jego zaleceń, już po miesiącu stwierdziła, że zaczyna odczuwać intymną więź z przypisanym losowo partnerem. To kolejny już dowód na to, że potrafimy wpływać na emocje przez zachowanie. Wcześniej przekonywali o tym psychologowie (m.in. z Trinity College w Dublinie) badający czynniki, jakie mają wpływ na nasz nastrój.

Okazuje się, że możemy szybko poprawić sobie humor, zmuszając się do uśmiechu. Wystarczy unieść palcami kąciki ust i wytrzymać tak kilkanaście sekund. Po co? Będziesz miała podobną minę jak wtedy, gdy uśmiechasz się szczerze. A wyraz twarzy oznaczający radość to dla mózgu polecenie "masz się cieszyć". W efekcie w organizmie zaczynają działać te same mechanizmy fizjologiczne, które towarzyszą pozytywnym emocjom. I zaczynasz czuć się lepiej. Ta prawidłowość nosi nazwę "mimicznego sprzężenia zwrotnego". Być może badania dr. Roberta Epsteina przyniosą nową definicję: miłosnego sprzężenia zwrotnego. Warto poeksperymentować.

Grażyna Morek

Twój Styl 3/2014

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: kochać | uczucia | zdrowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy