Reklama

Duże majtki Bridget Jones – mój ostatni raz.

Duże majtki Bridget Jones – mój ostatni raz.

Należę do straconego pokolenia. Pokolenie, które wierzy w mity stworzone przez twórców romantycznych filmów i książek o kobietach (opętanych najczęściej) zakochany lub szukających miłości. Należę do pokolenia ostatnich niepoprawnych romatyków niestety, bo miłość jest jak majtki Bridget Jones, są duże, paskudne i niewygodne, ale nie potrafisz bez nich żyć, bo ukryte pod sukienką powodują, że czujesz się lepiej, zgrabniej i ładniej, tak samo jest z miłością, jest najczęściej wielka, żle się czujesz w jej towarzystwie, bo dokucza, ale życie bez niej wydaje się niepełne, traci sens?!

Reklama

 

Jak wiadomo wszystko kręci sie wokół miłość, byciem kochanym, szukaniem partnera i tych wszystkich bzdur, które mają nam zapełnić życie. Oczywiście chodzi mi o życie singli. Gatunku homo sapiens żyjacych w pojedynkę. Niektórzy z tego gatunku są chronicznymi singlami (bo chcą nimi być), niektórzy z powyższego gatunku mają po prostu pecha i dlatego są singlami- wybór partnera nie zawsze był udany w ich przypadku.

Dziewczyna wiek około 34 lat, ładna, długie kręcone włosy, oczy brązowe. Lubi ciasteczka zbożowe na śniadanie ze świeżopażoną kawą, drinki z parasolką i boi się burzy, można powiedzieć, że boi się panicznie. Po ostatnim rozstaniu (porzucona została z kretesem), nie udanym związku, postanowiła nasza bohaterka, że dystans, to najlepsze położenie jej wobec mężczyzn. Obiecała sobie,że nie będzie im bezgranicznie wierzyć, bo robiła tak  poprzednio i żle to się zawsze kończyło, bo zawierzała w każde słowa bez opamiętania, zawierzała we wszystko, w każdy idiotyzm, bujdę i kłamstwo, „łykała wszystko, jak świeże bułeczki – naiwna?

Wracają do naszej bohaterki, więc ta „dojrzała” kobieta – dojrzała z wieku niestety i tylko, bo emocjonalnie to „jakieś 17 lat chyba nadal ma”- więc ta kobieta, chodzące nieszczęście, pechowiec doskonały (jeżeli chodzi o facetów), prowadzi spokojne życie, normalne życie, spotyka sie z przyjacółmi, pracuję, robi rzeczu, które kocha – pisze, czyta, kończy książke (bo piszę ją od wielu lat i ukrywa ją dokładnie i szczętnie przed światem), często biega... dużo biega, bo działa to na nią jak ukojenie, bo kiedy się złości lub denerwuje, to całe to bieganie dobrze robi jej na nerwy. Jak już wcześniej zostało wspomniane nieszczęsna została porzucona ostatnio z kretesem, chłopak zostawił ją z dnia na dzień, wysłał... wiadomość, że wpadnie do jej mieszkania, pod jej nieobecność, zostawi klucze i weżmie swoje rzeczy – czyli dwie podkoszuki , spodnie i szczoteczkę do zębów? I też tak zrobił, kretyn- jak by nie mógł się obejść bez chińskiego t-shirta!?  Dowiedziała się tylko póżniej, od znajomych, że on ją zwyczajnie okłamał, bo wcześniej przed zerwaniem, wyjechał do Barcelony tłumacząć się, że do Barcelony leci z chłopakami, bo mecz, bo liga mistrzów, a w rzeczywistości przez 5 dni z inna dziewuchą tam był i świetnie się bawił i dla niej nasza Wisienkę rzucił niestety.

Nasza bohaterka, jak dało się zauważyć Wisienka ma na imię, ma już dość wrednych facetów, oszustów, kłamców, kanciarzy. Zaczyna, chce ich unikać, obiecuje sobie, że „jestem tylko ja i ja się liczę najbardziej” – tak sobie mówi w duchu, ale biedaczysko nawet  nie zauważa, kiedy nieproszone uczucie, ta wredna miłość, znowu puka do jej drzwi – biedulka. Tym razem od samego początku Wisienka jest na straconej pozycji, bo chłopak to chodzący problem, to buntownik bez powodu, James Dean i Axl Rose w jednej postaci. Wisienkę bardzo pociąga ten facet, bo nigdy nie miała przyjemności takiego spotkać, i wydaje się jej, że to tylko takie tam zauroczenie, więc cały czas jest przeświadczona, że wszystko pod kontrolą ma i  dzielnie stawia czoła temu uczuciu?

Wisienka i jej kolega z pracy – Janusz – bo o nim  mowa- to wysoki, przystojny brunet, ubrany jak niegrzeczny skejt, okryty tatułarzani- trybalami, egzotycznymi nowozelandzkimi wzorami, orientalnymi znakami- mają biurka na przeciwko siebie, są dobrymi kolegami, dużo rozmawiają, mają podobne poczucie humoru, dokuczają sobie – on ją przezywa „kangurze nóżki”, a ona do niego „ty ośle”. Dobrze się rozumieją, lubią te same rzeczy – muzykę, książki, filmy i programy w telewizji, mają odmienne zdanie na temat piłki nożnej, ale to można na margines wrzucić, bo nie ma znaczenia. Wisienka widzi, że on często z kwiatka na kwiatek, taki pasikonik z niego bez żadnych zobowiązań, że jest osobą niestałą w uczuciach, że kobieciarz z niego, zwykły babiarz, ale ona nie ma nic przeciwko temu, bo to ją nie dotyczy, w końu dziewczyna-parnerką jego nie jest! Niestety Janusz ma inne zamiary wobec Wisienki i w jakiś dzień pyta się jej, czy nie ma chęci się gdzieś spotkać, po pracy, na kawę-kolację? Wisienka zgadza się, mówi „tak” i już wiadomo , że wpadła  wiśnia w kompot. Spotykają się na następny dzień, on przychodzi po nią ze swoim pieskiem, Jaśmin ma na imię. Piesek jest biały, puszysty i mały. Podobny poniekąd do szczotki (tej do toalet) lub większego włochatego szczura, urodziwy nie jest. Idą na spacer w ten dzień,  a póżniej na kawę, jest bardzo miło. Wisienka już nie potrafi zapanować nad swoimi uczuciami. Zakochuje się powoli?- oj kobieto tak myślę! Janusz odprowadza ją do domu, Wisienka staje na schodku przed budynkiem, nadal jest niższa od niego- on staje naprzeciwko niej. Przyciąga do siebie, obejmuje w pasie i całuje w usta, pocałunek jest tak intensywny, że Wisienka się zapomina kompletnie, wypuszcza torbę z ręki i oplata rękoma jego kark, dotyka tył jego głowy, zanurza dłonie w jego włosach. Czas dla Wisienki się zatrzymał, biedactwo już się zakochało... Mimo, że wie , że to pies na kobiety. Mimo, że wie i czuje, że to dobrze się nie skończy, happy endu tu nie będzie, po prostu zatraca się bez pamięci, biedulka? Nie idiotka – tak sobie myślę.

Następny dzień siedzą naprzeciwko siebie i uśmiechają sie nawzajem, są spokojni, mili  dla siebie. Postanawiają, że spotkają się dzisiaj jeszcze raz. On przychodzi do niej, z Jaśmin, pieseczkiem. Kochają się w tą pażdziernikową noc. On rozplata jej włosy i mówi, że jest piękna, całuje ją całą. Zasypiają, a Jaśmin śpi razem z nimi. Ranek jest piękny, piękniejszy nie mógł już być – słońce, ptaszki, po prostu śpiew na ustach. Wisienka wstaje i postanawia wyjść z pieskiem, ale on łapie ją za rękę, wciąga pod kołdrę , są otuleni ciemnością, on szepcze jej do ucha, że jeszcze nigdy nie spotkał takiej dziewczyny jak ona, Wisienka jest w siódmym niebie – biedulka myślę ponownie... I tak dzień za dniem , spotkanie za spotkaniem, zawsze jest inaczej, zawsze czeka na nią niespodzianka, zawsze obdarowuję Wisienkę miłym słowem, a ona czuję się jak by była jedyną dziewczyną na świecie.

To był piątek, przyszedł do niej bardzo póżno, bez Jaśmin. Otworzyła mu drzwi. Janusz złapał ją za rękę i zaprowadził do sypialni, prawie się nie odzywał i nie musiał, bo kochał się z nią tak jak nigdy wcześniej, namiętnie! Każdy dotyk, każdy pocałunek był inny, osobisty, był bardziej niż idealny. Porządał każdy skrawek jej ciała, był nienasycony, pragnął ją całą. Na koniec tylko się w nią wtulił, spali spokojnie. Rano wstał, rozgarnął włosy z jej twarzy i pocałował w czoło, wyszedł. W ten dzień nie odezwał się do niej, w następny również. Wisienka postanowiła pobiegać, bo milczenie jego doprowadzało ją do szału,  nerwowa już była, a bieganie jej pomaga. Wybrała ogród botaniczny, bo w pobliżu i tam go zobaczyła. Szedł z Jaśmin i trzymał inną dziewczynę za rękę.

Wisience tchu zabrakło, a czas się zatrzymał....

I jak to teraz w słowa ubrać, jak tchu ci brakuje i pisanie nie wychodzi. Jak to nazwać , jak przewidzieć, gdy ponownie serce złamane masz. Co sercu powiedzieć, gdy rozumu brak! Jak to sobie wytłumaczyć, by móc spokojnie spać?

 

Nic nie mogę teraz zrobić, czasu nie cofnę, ani  nie zatrzymam, sytuacja miała miejsce, rzeczy się zdarzyły. Spałam z nim i nie żałuję, bo to były wyjątkowe chwile. Miłość, zauroczenie, to piekące uczucie zniknęło, tak samo, jak się pojawił obrazek Jego z inną. Teraz mam chęć dać mu w pyski za kłamsta, które opanował do perfecji. Mam chęć skopać jego męskie, szowinistyczne dupsko. Mam chęć kopnąć go pomiędzy nogi, żeby poczuł ból piekący, aż do szpiku kości, żeby czuł ten ból każdego dnia, przez cały dzień, bo nie chcę być pokoleniem Bridget’s Jones noszącą wielkie majtki, by móc się zatracić w miłości bez zastanowienia, bez wytchnienia. Nie chcę takich sytuacji w moim życiu , bo kto by chciał?! Cierpieć też nie mam zamaru, bo to nic nie da również. Takie historie mają miejsce , zdarzają się codziennie, każdej z nas, tacy faceci są wszędzie i nie wiesz kiedy będziesz mieć przyjemność spotkania ich, ja mam tylko nadzieję, że to był mój ostatni raz, kiedy ubrałam wielkie majtki!

Napisz co myślisz lub twitnij @mreno_r

Dziękuję

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy