Reklama

Karel Gott przyciągał tłumy

Polityka, skandale i choroby nie zdołały zaszkodzić jego karierze.

Czesi podobno nie wierzą w Boga. Dla nich istnieje tylko Gott - Karel Gott. Podobny jest do jakże ludzkich greckich bogów i często zstępuje z wyżyn na łamy magazynu "Blesk": parę lat temu prezentował tam kąpielówki w antyczny wzorek. Z innych numerów pisma dowiemy się o jego chorobach wenerycznych, o tym, że jego kochanki, klęcząc, zdzierają sobie kolana, a także, że wypadł mu sztuczny staw biodrowy, gdy szybko nim poruszał w łóżku za milion koron. Sztuczna szczęka za pół miliona na szczęście została na miejscu...

Statystycznie każdy Czech ma w domu jego płytę, na świecie sprzedał ich dziesiątki milionów. Pisano, że jest "czeskim Presleyem i Pavarottim zarazem", ale chyba bardziej przypomina Julio Iglesiasa: tak samo jak on nagrywa w każdym języku, w którym chcą go słuchać (po polsku, rosyjsku, angielsku, włosku, hiszpańsku, francusku, rosyjsku, ukraińsku, węgiersku, rumuńsku, chorwacku, hebrajsku, a przede wszystkim po niemiecku), a lata swobodnych związków ukoronował małżeństwem z dużo młodszą kobietą i powtórnym, późnym ojcostwem.

Reklama

Nie zawsze chciał był muzykiem - za młodu marzył o malarstwie, ale gdy nie dostał się do szkoły plastycznej, poszedł do wieczorowego technikum elektrycznego i wkrótce trafił do fabryki Skody. W przerwach zabawiał kolegów śpiewem i wkrótce za ich namową zdał do praskiego konserwatorium muzycznego. Tam oprócz klasycznych włoskich pieśni wciągnął go też jazz. Czeski pop stworzył właściwie sam: publiczność pokochała jego wizerunek klasycznego amanta, ciepły głos śpiewający o miłości, czasem na melodię niedostępnych zagranicznych przebojów.

Mistrz ruchu bioder


Gdy w 1967 r. występował podczas jednej z ważniejszych światowych imprez muzycznych w Cannes, wedle panującego tam zwyczaju zmierzono poziom aplauzu - był niemal tak głośny jak dla Toma Jonesa! Ze słynnym brytyjskim muzykiem łączą go nie tylko decybele - ta samo jak on, Karel ruszył do Las Vegas, gdzie na scenach kasyn mijał się z Frankiem Sinatrą i Violettą Villas. Późniejszą karierę zawdzięcza estradowemu otrzaskaniu, które wtedy zdobył: w demoludach nikt nie poruszał biodrami tak zachodnio jak on. Po powrocie do Europy niemal zdecydował się na stałą wyprowadzkę z Czech, jego talent dostrzeżono w Austrii, którą reprezentował na Eurowizji w 1968 r. (zajął 13. miejsce).

Koncertował tak, jakby socjalizm nie istniał, a pewnego razu zaprosił nawet do Pragi Johna Lennona, dla ówczesnej władzy symbol zachodniej zgnilizny. Lennon oczywiście nie wystąpił, a po Praskiej Wiośnie Gott zamieszkał w Zachodnich Niemczech. Jego piosenki zaczęto w ojczyźnie cenzurować, rodzinę obserwowano i nachodzono. Wrócił, by dano jej spokój, ale nie był to jakiś szczególny akt heroizmu, u czeskiej władzy za Gottem wstawił się sam Breżniew: "Złoty głos z Pragi nie może być uchodźcą" - zdecydował.

Odtąd, z paszportem w kieszeni, Gott sam mógł decydować o swej karierze pod warunkiem, że nie zdradzi więcej socjalistycznej ojczyzny. Lata 70. należały więc do niego i podczas gdy większość Czechów wspomina je jako przygnębiające, dla Gotta były najpiękniejszym czasem życia. Został artystą narodowym, a według opozycjonistów "kochaneczkiem władzy". Co prawda wykonywał w konspiracji utwór "Mój brat Jan" ku czci Jana Palacha, który podpalił się w proteście przeciw sowieckiej inwazji, ale Czesi nucili raczej jego "Pszczółkę Maję". "Zawsze starałem się, mimo że nie było łatwo, izolować od wszystkiego co polityczne i szukać własnego świata, świata melodii, tonów, pozytywnych wiadomości - napisał w biografii. - Chodzi o to, żeby pozwolili ci śpiewać".

Polityka jednak sama zapukała do jego drzwi, gdy w 1977 r. 242 najznamienitszych Czechów podpisało Kartę 77, w której stwierdzali nieustanne naruszanie podstawowych praw człowieka przez komunistyczne władze. Gotta - jak dziś twierdzi - podstępem sprowadzono na "dziwny spęd", uczyniono "obiektem manipulacji" i skłoniono do podpisania tzw. Antykarty, czyli potępiającego dysydentów dokumentu. Ogłoszono go w Teatrze Muzycznym w Pradze, a w prezydium zasiadał Gott, który podziękował władzy za "przestrzeń do pracy artystycznej". Ale nawet to nie zdołało zrazić Czechów do Karela. W 1989 r. trzystutysięczny tłum płakał, gdy gwiazdor z balkonu na głównym placu Pragi śpiewał narodowy hymn z opozycyjnym bardem Karelem Krylem (zwanym jeszcze niedawno przez władze "obrzydliwym robakiem") i pozdrawiał zgromadzonych ramię w ramię z Wacławem Havlem, który za Kartę 77 przesiedział 5 lat w więzieniu.

W 2003 r. miał szansę zostać prezydentem. Gdy po dwóch turach głosowania dalej nie wyłoniono zwycięzcy, Gottowi sugerowano, by ubiegał się o urząd. Na szczęście odmówił.

Primo: profesjonalizm


Do obowiązków zawodowych podchodzi śmiertelnie poważnie. "Tylko akt zgonu upoważnia artystę do odwołania koncertu" - powtarza. Gdy w 2003 r. doznał udaru, koncertował dalej. Powalił go dopiero nowotwór, zdiagnozowany w 2015 r. chłoniak, ale już w marcu tego roku media obwieściły: "Gott wygrał z rakiem!". Po wyjściu ze szpitala wrócił do pracy nad swoją 289. już płytą. O tym, że zawsze żył szybko, można dowiedzieć się z książek, opublikowanych przez jego byłe kochanki ("Z Gottem w łóżku", "Tajny dzienniczek Mariki S.", "Kompozytor pachnącej bielizny"), a także z wywiadu z jego gosposią, która od ponad 30 lat "Gottowi gotuje, pierze i sprząta po kochankach".

Tych była cała rzesza, m.in. Miss Czechosłowacji czy pochodząca z Sudanu piękność lub pewna fanka z Niemiec, z którą baraszkował z takim zapałem, że... złamał penis.

Na ślubnym kobiercu


Z takich to wolnych związków Gott ma dwie starsze córki: 42-letnią dziś Dominikę, z tancerką występującą niegdyś w jednym z jego teledysków, i 27-letnią Lucie ze skoku w bok - jego ówczesna stała partnerka na wieść o romansie i dziecku postanowiła go zostawić.

Przez lata Gott na wszelkie wzmianki o ślubie reagował alergicznie. Gdy Martina Zborilová, z którą był już pięć lat, zasugerowała, że powinni się pobrać, od razu ją zostawił (wyszła za Milosza Formana). Wszystko zmieniło się, gdy poznał 36 lat od siebie młodszą Ivanę Macháčkovą (słynną z tego, że to z nią Michael Douglas zdradził Catherine Zetę-Jones). Ich córka Charlotte przyszła na świat, gdy piosenkarz miał 65 lat. Kiedy trzy lata później pojawiła się Nelly, ich rodzice byli już po ślubie. W 2008 r. w sekrecie pobrali się w Las Vegas, ale Gottowi tak spodobało się małżeństwo, że postanowił wyprawić drugi ślub: za 5 mln koron na Mauritiusie.

Gwiazdor doskonale wie, jak mimo sławy o socjalistycznym rodowodzie korzystać z kapitalizmu. W ubiegłym systemie 22 razy zdobył najważniejszą czeską nagrodę muzyczną - Złotego Słowika. Gdy po rozpadzie Czechosłowacji nagrodę zlikwidowano, wróżono mu załamanie kariery. Jednak konkurs wznowiono w 1996 r. i jak dotąd tylko dwa razy statuetkę otrzymał ktoś inny. W zeszłym roku boski Karel dostał Słowika po raz czterdziesty.

Mariola Pawlak

Retro 6/2016

Zobacz także:

Życie na Gorąco Retro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy