Reklama

Kowloon Walled City: Przerażające miasto cienia czy utracony sen o wolności?

Od początku XX wieku, aż do roku 1993 na terenie Hongkongu funkcjonowała autonomiczna enklawa Kowloon Walled City. Będące swoistym miastem w mieście, budowane bez żadnego planu i kontroli osiedle przez prawie sto lat było domem dla wyrzutków, przestępców, hazardzistów, narkomanów i prostytutek. W szczytowym momencie na powierzchni niewiele większej od trzech boisk piłkarskich mieszkało ponad 50 tys. ludzi.

Czy można zbudować osiedle bez żadnego planu, bez policji oraz instytucji kontrolujących jego rozwój, nadzorujących systemy wodociągowe czy instalacje elektryczne i dbających o odpowiednią przestrzeń do życia? Można, ale istnieje szansa, że efekty będą przerażające.

Improwizowana enklawa, jak mówią o niej eksperci z zakresu urbanistyki, Kowloon Walled City w Hongkongu do początku lat 90. była najgęściej zaludnionym miejscem na Ziemi. Ponad 50 tys. mieszkańców stłoczono na powierzchni 0,026 km kwadratowego, co w przeliczeniu dawało prawie 2 mln ludzi na km kwadratowy.

Reklama

Powstałe jeszcze w XIX wieku jako fort, mający chronić przed atakami piratów, Kowloon, zostało przejęte przez Brytyjczyków pod koniec stulecia. Do opuszczonej placówki zaczęły napływać fale imigrantów, których nowi administratorzy nie byli w stanie powstrzymać. 

Pozostawili więc przybyszy samym sobie, a miejscowej policji zabronili interweniować w granicach Kowloon. Dzięki temu miejsce to stało się rajem dla wszystkich, którzy zajmowali się działalnością wykraczającą poza ustanowione zapisy prawa.

Mieszkańcy enklawy z czasem wytworzyli własne struktury i zasady. Przez kilka dekad dzicy rezydenci byli wyganiani przez władze, jednak na miejsce przybywały kolejne grupy. 

Po pożarze w 1950 roku, zaczęto stawiać budynki z betonu i cegieł. Wtedy rozpoczął się niekontrolowany rozrost molocha, który straszył przez kolejne cztery dekady i zyskał miano Hak Nam, czyli Miasto Ciemności. 

Przedstawiciele organów publicznych omijali Kowloon z daleka, toteż na osiedlu mógł zamieszkać każdy. Opłaty takie jak czynsz po prostu nie istniały, gdyż administracja nie interesowała się zbytnio sytuacją w enklawie. Oprócz przestępców wprowadzali się więc także ubodzy i bezdomni.

Bez możliwości poszerzania jego granic, istniała tylko jedna droga rozbudowy Kowloon: w górę. Bez jakiegokolwiek nadzoru nowi mieszkańcy dobudowywali kolejne piętra wieżowców, które z czasem łączyły się, zamykając dostęp do światła słonecznego, tworząc siatkę upiornych, ciemnych korytarzy, którymi mieszkańcy poruszali się jak po betonowym labiryncie. 

Montowano także prowizoryczne instalacje elektryczne czy wodociągowe. Te ostatnie czasem pękały, przez co na głowy przechodniów dzień i noc lała się woda, a ci musieli na stałe uzbroić się w parasole.

Tajemnicza i mroczna aura Hak Nam inspirowała wielu twórców ze świata popkultury. Autentyczny fragment Kowloon Walled City pojawia się chociażby w filmie "Krwawy Sport" z 1988, którego fabuła traktuje o nielegalnych walkach organizowanych w Hongkongu. 

Kwestią czasu było wprowadzenie podstawowych zasad funkcjonowania miasta w mieście. Początkowo wodę czerpano z około 70 studni wykopanych na terenie całego Kowloon. 

Te jednak zasilane były przez nielegalnie podłączone trakcje, które doprowadziły do pożaru z 1950. Po tym incydencie prąd musiał być podłączany zgodnie z normami.

Drugą zasadą był limit wysokości budynków, który ze względu na bliskość lotniska Kai Tak wynosił 14 pięter.

Poza tymi dwoma prawami - wprowadzonymi z resztą na zasadzie umowy społecznej, nie żadnego zapisu prawnego - panowała pełna anarchia. 

Miejsce to opanowane było całkowicie przez Triady, czyli chińskie organizacje przestępcze, choć dopiero w 1983 hongkońska policja oficjalnie przyznała, że nie jest w stanie utrzymać porządku w Kowloon. 

Mimo to na osiedlu powstawały instytucje takie jak szkoły, zakłady opieki medycznej czy nawet elektrownia. Pocztę dostarczał... jeden listonosz.

Mieszkańcy Miasta Ciemności zakładali małe biznesy i otwierali miniaturowe fabryki, specjalizujące się w produkcji jednego, konkretnego towaru. Bez żadnego nadzoru sanitarnego, bez licencji, najczęściej w towarzystwie karaluchów i szczurów, które mnożyły się tam na potęgę. 

Paradoksalnie wielu korzystało z faktu istnienia Kowloon, także poza samym osiedlem. Firmy czy lokale bez skrupułów zaopatrywały się w produkty od mieszkańców enklawy, ze względu na niskie ceny. 

Rezydenci Miasta Ciemności często pracowali po 12 godzin 7 dni w tygodniu, a i tak wartość tego, co wytworzyli była bliska zeru.

Generalnie jednak rozrost osiedla nie był władzom na rękę. Stanowiło ono kryjówkę dla gangsterów, sprzyjało rozwojowi przestępczości, podważało autorytet instytucji publicznych, a także psuło międzynarodową opinię. 

Pośród jego wąskich korytarzy panował chaos, a ludzie żyli w bardzo złych warunkach, często chorując i umierając bez dostępu do lekarza.

W 1984 rządy Wielkiej Brytanii i Hongkongu zgodnie stwierdziły, że Kowloon należy zburzyć.

Nie było to rzecz jasna łatwym zadaniem, gdyż mieszkańcy enklawy nie mieli zamiaru się wyprowadzać. Eksmisja zajęła całe 10 lat. Ostatecznie Hak Nam wyburzono w 1993 roku, tym samym kończąc dziwaczną historię Kowloon Walled City.

Dzisiaj w miejscu, w którym stało osiedle, rośnie park, a po anarchistycznym raju zostały już tylko wspomnienia, zdjęcia i nagrania.

Przeczytaj także:

Wybory w Hongkongu. Chiny narzuciły swoje reguły

Azja otwiera się na turystów. Jest jednak "ale"

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama