Reklama

Kraina narodzin trendów

We wtorek, 28 lutego br. wybuchła w Paryżu epidemia mody. Jest nią zarażone absolutnie wszystko, a środowisko związane z modą jest nią zaafektowane i przez 9 dni kompletnie zahipnotyzowane. Dni, pokazy, godziny zlewają się w jedno wielkie święto. Na szczęście epidemia ta ma same atuty. Napaja ludzi pięknem, inspiruje, a także motywuje do kolejnych działań.

We wtorek, 28 lutego br. wybuchła w Paryżu epidemia mody. Jest nią zarażone absolutnie wszystko, a środowisko związane z modą jest nią zaafektowane i przez 9 dni kompletnie zahipnotyzowane. Dni, pokazy, godziny zlewają się w jedno wielkie święto. Na szczęście epidemia ta ma same atuty. Napaja ludzi pięknem, inspiruje, a także motywuje do kolejnych działań.

 

Choć dzisiaj kończy się oficjalnie pokazem Lie Sang Bong to oddzwięk tych w Paryżu podczas tygodnia mody prêt-à-porter zrodzonych trendów, będzie nam towarzyszył przez cały sezon jesień/zima 2012/2013.

Tydzień mody to nie tylko pokazy, ale również dodatkowe wystawy, prywatne wieczorki i wyjątkowa energia osób, które przyjeżdżają do Paryża z całego świata: redaktorzy magazynów mody oraz blogów, fotografowie, modelki, komentatorzy mody, gwiazdy show-biznesu, styliści i inni. Taką bardzo ciekawą wystawą były zdjęcia Alexandry Golovanoff, francuskiej prezenterki telewizyjnej, która pokazała znane osobistości ze świata mody, robiące różne grymasy, a które generalnie z racji wykonywanego zawodu mają obsesję na punkcie swojego wizerunku. Między innymi mogliśmy zobaczyć Karla Lagerfelda czy Jean-Paula Gaultiera w niecodziennym wydaniu. Ciekawy był też wieczór koktajlowy pt. ,,China in Paris” (z ang. Chiny w Paryżu), podczas którego chińscy projektanci prezentowali swoje kreacje. Choć do najgłośniejszych wydarzeń należała uczta Lanvina z okazji 10-letniego jubileuszu ich dyrektora artystycznego Alber Elbaza czy dla mnie osobiście otwarcie nowego butiku Chanel na najpiękniejszej alei świata – l’avenue Montaigne.

Reklama

Niemniej jednak były to tylko wydarzenia ramowe, a centrum stanowiły pokazy. Fatima Lopes zainaugurowała ten wyjątkowy tydzień, po czym zaprezentowali się inni młodzi projektanci. Drugiego dnia przede wszystkim Guy Laroche zachwycił piękną kolekcją, używając dużo czerni i złota w różnych odsłonach. Czerń i złoto pojawiało się na nieograniczonej liczbie pokazów i jest bezsprzecznym trendem przyszłego sezonu. Choć jest to kombinacja tak klasyczna, że pozostanie ponadczasową na zawsze. Pokaz Rochas nie tak zachwycił kolekcją, jak ważnymi postaciami w pierwszym rzędzie, które na niego przybyły: Anna Wintour, redaktor naczelna amerykańskiego Vogue, Hamish Bowles, słynny edytor tego magazynu czy Suzy Menkes, najbardziej pożądany krytyk mody, redagująca dla amerykańskiej gazety International Herald Tribune. Słynna front row (z ang. pierwszy rząd) i pytanie kto w niej zasiada, jest kwestią prestiżu i uznania dla domu mody i zasługuje na status jednej z kwintesencji pokazu. Z każdym dniem ranga projektantów wzrastała, osiągając swoje apogeum podczas wczorajszego pokazu Chanel, a także Valentino.

Dior i Lanvin pokazali bardzo kobiecą kolekcję, używając elementu garderoby, który wystąpił na wielu pokazach: skórzane rękawiczki, sięgające łokcia, a Lutz pociągnał je aż ku pachom. Fascynujący był też pokaz Peachoo Krejberg pokazujący niecodzienną odsłonę noszenia piór. Pokaz Issey Miyake rozpoczął się prezentacją transformacji kilku modeli z kolekcji pod wpływem pary, a każdy taki drobny spektakl jest zawsze miłym zaskoczeniem. Valentin Yudashkin stworzył rosyjską baśń i zaczarował delikatnością sukienek wieczorowych ozdobionych cekinami. W jego kolekcji panowała głównie czerń okrzyknięta najbardziej czarną przez komentatorów mody. On jak i większość projektantów na kolejny zimowy sezon proponują standardowo futra i skóry, choć lama wydaje się futrem najczęściej używanym. Lama była też materiałem spodni u Chanel. Zresztą pokaz Chanel miał jak zawsze najbardziej spektakularną dekorację wybiegu, przedstawiając tym razem świat zdominowany kryształami, które nie tylko wypełniały wnętrze Grand Palais, ale i znalazły się na brwiach każdej z 70. modelek. W przypadku skór to stanowią one materiał na spodnie (np. Guy Laroche, Barbara Bui, YSL), spódnice (np. YSL), płaszcze (np. Givenchy, Haider Ackerman, Loewe) oraz kurtki (np. Kanye West). Trendem wydają się też być płaszcze typu oversized (z ang. za duże), zacierające granicę między modą damską, a męską (Hermès, Chalayan, Hexa by Kuho, Rick Owens). Nie mogę też pominąć często pojawiających się modeli z wełny. Amaya Arzuaga zaprezentowała wyjątkowe jej połączenie z elementami skórzanymi. Jeżeli chodzi o obuwie to Nicholas Kirckwood zaprojektował najbardziej spektakularne modele, zresztą świat z perspektywy 12. centrymetrowego uniesienia nabiera zupełnie innego wyglądu. Na pewno ikona mody XXI wieku, Daphne Guinness zgodzi się ze mną w tej kwestii, gdyż ona sama uwielbia swoje słynne buty, które mimo braku obcasów unoszą ją aż o całe 25,4 centymetry.

Kolorem przyszłego sezonu jest oprócz czerni i złota, biel oraz odcienie brązu, choć niektórzy projektanci sięgali i po pastelowe kolory, jak i ciemne ich odcienie. Przy ponad 80. pokazach niedorzecznością jest oczywiście redukowanie kolekcji na ich cechy wspólne. Każdy dom mody walczy o swoją specyfikę i to od klientów zależy z która marką się najbardziej identyfikują. Mogę się tylko pokusić o trzy takie główne trendy: czerń i złoto w przypadku koloru, futro i skóra w przypadku materiału i Magdalena Frąckowiak jako najczęściej spotykana modelka na wybiegach.  

Z Paryża : Joanna Wilk-Kalis

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy