Reklama

Moja Gruzja - potrzebuję mojej Gruzji

Jak mi się zapytasz: JAKA JEST GRUZJA? Odpowiem: NIE WIEM Jak mi się zapytasz: CZYJA JEST GRUZJA? Na twarzy pojawi się uśmiech, w oku iskra, w serduchu poczuję ciepło… Odpowiem : MOJA

Jak mi się zapytasz:  JAKA JEST GRUZJA?
Odpowiem: NIE WIEM 
Jak mi się zapytasz:  CZYJA  JEST GRUZJA?
Na twarzy pojawi się uśmiech, w oku iskra, w serduchu poczuję ciepło…
Odpowiem : MOJA

 

Potrzebuję mojej Gruzji.

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji,  aby  na chwilę zastanowić się nad, urokami” zachodniej cywilizacji.  Dziwne uczucie po powrocie z Gruzji stajesz na czerwonym świetle i czekasz na zielone, aby móc przejść a tam gdzieś kombinujesz jakbyś to same skrzyżowanie przeszedł będąc tam w końcu znaki drogowe, sygnalizacja świetlna to taki, dziwoląg” naszej cywilizacji. I jakieś dziwne się wydaje, jak patrzysz na jadące samochody, tak zgodnie z przepisami, nikt na nikogo nie trąbi, wszyscy wolno ( a przynajmniej zgodnie z przepisami jadą) a do tego piesi na pasach, a jeszcze nie tak dawno: … tam… Pieszy na pasach to w Gruzji tak rzadki przypadek, jak pieszy idący na szagę przez poznańskie Rondo Kaponiera. Natomiast w Gruzji pieszy przechodzący przez 4-pasmówkę w centrum miasta to częsty widok. I nawet nie pamiętam, kiedy posiadłam cenną, podkreślam, na gruzińskie warunki cenną, umiejętność przechodzenia na drugą stronę ulicy pomiędzy jadącym samochodami. Wszakże podróże kształcą, więc może, zaowocowały zajęcia terenowe w Tiranie?                                                                                               Potrzebuję mojej Gruzji, aby na chwilę zatrzymać się przy jednym z  wielu poznańskich biur podróży, spojrzeć na oferty wycieczek i z dumą powiedzieć sobie w myślach: dzięki mojej Gruzji  mnie to nie dotyczy i szybko dodać, JUŻ  mnie nie dotyczy. Jestem świadoma , że jako stały  klient biur podróży, zdobyłam duże doświadczenie w fascynującej sztuce podróżowania, ale też jestem świadoma, że nie odważę się, tak jak to miało miejsce w przypadku Albanii, na konfrontację mojej Gruzji z katalogową Gruzją. Jestem pewna , że będzie tak samo jak w przypadku Albanii , ALBANIA, a Albania- brzmi tak samo , a  jednak się różniły. Nie zaryzykuję , zapomniałam szybko dodać JUŻ nie zaryzykuję .                                                                                                                                                    Potrzebuję mojej Gruzji, aby uklęknąć przed bogactwem religii monoteistycznych- przede wszystkim chodzi mi o Islam . Podczas tegorocznej wyprawy udałam się w rejon Wąwozu Pankisi . Pierwszy etap podróży to marszrutka na trasie Tbilisi – Telawi. W  Telawi  zdążyłam sobie zarezerwować hotel w centrum miasta przy ulicy 9 kwietna – z zewnątrz niepozorny a w środku prawdziwy pałac tzn. stylowe posadzki i sufity oraz drewniane detale. Właścicielem jest artysta rzeźbiarz. Wymarzone miejsce po długiej wędrówce wąwozem wzdłuż Alazni . Po zarezerwowaniu hotelu udałam się w dalszą podróż, czyli Wąwóz Pankisi leży w dolinie rzeki Alazani, która bierze swój początek z gór Wysokiego Kaukazu, a w okolicach Pankisi przybiera charakter rwącej, górskiej rzeki. 
Wąwóz Pankisi na zachodzie graniczy z doliną Tianecką i doliną górnej Aragwi, gdzie mieszkają Chewsurowie (najważniejsza wieś Barisacho), na wschodzie z wysokogórską kotliną Tuszetii. Do wąwozu Pankisi wjeżdża się drogą wiodącą z Tbilisi, przełęczą gomborską, która dochodzi do centrum administracyjnego i kulturalnego Kachetii – Telawi i dalej przez nieprzerwanie ciągnące się wsie tonące w winnicach i sadach, do centrum rejonu achmeckiego – Achmety leżącej w kotlinie rzeki Alazani i Ilto. Na lewym brzegu rzeki Alazani znajdują się ruiny twierdzy Bachtrioni. Znalazłam się we wsi Pankisi, umówiłam się z kierowcą marszrutki , o której godzinie i gdzie ma na mnie czekać, abyśmy razem wrócili do Telawi. Wędrówka wzdłuż Alazani było spotkaniem z dziką przyrodą, rwącą rzeką, cisza, góry, rzeka, wspaniałe wodospady, i ja… Jakież było moje zdziwienie, gdy wróciłam do krzyżówki, na umówiony punkt z moim kierowcą i okazało się, że samochód się popsuł. Do Telawi było jakieś 50 km. Kierowca zaproponował, abym zanocowała u nich.  Zaprowadził mnie do swojego domu, niebieski duży, przy głównej drodze, w drzwiach przywitała nas żona.

Reklama

 

 

Nie chciałabym  być dla Państwa kłopotemrzuciłam na wstępie.                                Przecież Ty dla nas nie kłopot, Ty dla nas gość, będziesz u nas tak długo jak zechcesz. Jaki Ty kłopot? Ty jesteś gość …

 

 

 Nie mogłam zrozumieć, potem już nawet nie próbowałam tylko się dziwiłam, że jednak można z sercem na dłoni, przyjąć zbłąkanego wędrowca”.  Podziękowałam za możliwość przenocowania i za opiekę. Chciałabym podkreślić, że  zgodnie z gruzińskim powiedzeniem, 'gość jest zesłany przez Boga' (polski odpowiednik 'gość w dom, Bóg w dom'). Goście są zawsze traktowani z hojnością, nawet jeśli gospodarzy tak naprawdę na to nie stać. Goście zazwyczaj przynoszą ze sobą symboliczny prezent - na przykład kwiaty lub czekoladę- nie wiedziałam o tym zwyczaju, ale dziwnym zbiegiem okoliczności wybierając się w okolice Wąwozu Panikisi wzięłam ze sobą czekoladę .   Nawet jeśli próg gruzińskiego domu przekracza wróg, musi być traktowany dobrze i nie można wyrządzić mu krzywdy. Najlepszym sposobem okazania szacunku gościowi jest ugoszczenie go tzw. 'keipi'.

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji, aby nauczyć się szybko weryfikować marzenia… Przecież nie tak miało być, miał być hotel, klimatyzacja, a jest zapadła wieś, bez kanalizacji i chociaż człowiek na początku się buntuje to nagle uświadamia sobie, że jest wspaniale, ma gdzie spać, nie został sam na krzyżówce. Jest wspaniale, bo są ciepli i serdeczni ludzie, którzy mają serce na dłoni … I to niezależnie czy to są te osoby, które spotkałam nad Alazanią, czy jest to ta pani, która ma najładniejszy ogród we wsi, czy lekarka Hana. Spacerując z córką moich przyjaciół po wsi, poczułam moją Gruzję, taką z serdecznymi ludźmi, miałam wrażenie, że cała wieś to jedna wielka rodzina … Próbowałam zapamiętać osoby, u których byliśmy. Musieliśmy wejść, chociaż na chwilę, do najbliższych przyjaciół,  bo gdybyśmy tego nie zrobiły ucierpiałyby stosunki sąsiedzkie.

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji, aby uklęknąć przed tradycją i zastanowić się nad głębią i znaczeniem religii monoteistycznych.  Przyjaciele, u których mieszkałam byli wyznawcami Islamu. Trafiłam pod ich dach w czasie Ramadanu. Oni nie dyskutowali z Górą, przyjmowali wszystkie nakazy, zakazy religii tak po prostu-, bo tak trzeba i jest dobrze. Dla mnie takie wytłumaczenie było dziwne, nie do przyjęcia, ale oni tak żyją, zgodnie z tradycją. Na pytanie, dlaczego się nie buntują, odpowiadają tak po prostu, przecież to nic nie zmieni.  Oni się z Mahometem, nie targują”, nie negocjują. Pamiętam noc, głęboka noc, po ciężkim dniu nagle budzi mnie dźwięk budzika, zrywam się na równe nogi patrzę na zegarek jest godzinaaaaaaaaa 2: 55, prawie w całej wsi zapalają się światła, a RAMADAN, oni mają teraz śniadanko. Hm mmm i tak codziennie przez 30 dni NIESAMOWITE...

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji, aby uklęknąć przed tradycją. Czytałam o szanowaniu woli ojca i męża w Gruzji, ale usłyszeć i zobaczyć to dwie różne sprawy. Usłyszeć, zobaczyć i zacząć się dziwić, gdy młoda dziewczyna po studiach, znająca 3 języki odrzuca ciekawą propozycję pracy w stolicy, wraca do rodzinnej wsi, aby pracować w szkole.                               

 

 

Zapytałam się:, dlaczego?                                                                                             Odpowiedziała z pokorą w głosie:, Nauczycielka od angielskiego zmarła, ja wróciłam, aby uczyć dzieci i spłacić dług. Dostałam szansę, aby nauczyć się angielskiego, dlaczego ja mam dzieci, z Pnakisi pozbawić szansy. Ojciec mi kazał, więc wróciłam i się cieszę, że mogę pomóc tym dzieciom i dać im szansę, tak jak ja dostałam szansę.                                                                        Zapytałam się wprost: A nie chciałabyś pracować w Tbilisi? Odpowiedziała: Mam nadzieję, że jak wyjdę za mąż to mój mąż i ja przeprowadzimy się do stolicy, tam będziemy pracować. Ja: A jak mąż się nie zgodzi? Ona: To zostanę tu i będę szczęśliwa. Tu jest moja rodzina, tu są moi przyjaciele.                                                               Zapytałam: A Tobie nie przeszkadza brak kanalizacji? Tak z ciekawości Odpowiedziała: Nie, przecież, jest woda, w domu jest czysto a, że woda ze studni… Tak też można żyć. Ja tu jestem szczęśliwa.                                                                                

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji, aby w pięknej wsi zacząć się dziwić. Podczas kolacji zapytałam pani domu:

 

 

- A jakby się okazało, że jestem kochanką Twojego męża, też byś mnie tak serdecznie i ciepło przyjęła?                                                                                     Tak-odpowiedziała- ty byś była moim gościem a moim domu, zgodnie z tradycją, nie może Cii się nic złego stać.W moim domu nie może Cię spotkać przykrość, ani upokorzenie. Ty jesteś dla mnie najważniejsza, gdyż Ty jesteś moim gościem. U nas mąż może zdradzać żonę, pod warunkiem, że robi to dyskretnie – a dyskretnie nie zawsze oznacza, dyskretnie, to znaczy wszyscy i tak o tym wiedzą i pewnie tak jak u was żona dowiaduje się ostatnia, tylko, że ja nic nie mogę na to mężowi powiedzieć. U nas żona nie ma prawa zdradzać męża- jest to niezgodne z tradycją.                                                                                                          -I Tobie to by nie przeszkadzało, tak po ludzku, rzecz ujmując?-  Zapytałam.                        -A co to znaczy po ludzku? Po ludzku to dla nas tak jak religia i tradycja nakazuje, czyli jak mój mąż jest szczęśliwy, to i ja jestem szczęśliwa.

 

 

Potrzebuję mojej Gruzji, aby poczuć chłód wody ze studni, podczas mycia i aby poczuć świeżość płóciennej pościeli, aby móc zatopić głowę w puchowej poduszce i aby o 2: 55 obudził się budzik a o 4: 30 przez okno zajrzała krowa. Krowa, a może bawolica? Nie odróżniam jednej od drugiej, ale jednej i drugiej tak samo mocno się boję.

 

 

 

 

 

W malowniczej wsi, gdzie słychać szum Alazani ja też byłam szczęśliwa. Chociaż na początku trochę się bałam, a potem tak po prostu zaufałam ludziom, którzy mnie przyjęli pod swój dach. Moje serducho pragnie stanąć w drzwiach błękitnego domu i …na nowo zacząć się dziwić.  Moje serducho szum Alazani ma w sobie i chciałoby jeszcze raz, ba dwa, trzy: … stanąć na brzegu rwącej rzeki i posłuchać jej szumuuuuuuuuu. W XXI wieku, w malowniczej dolinie, rwącej rzeki ludzie cieszą się sobą, chwilą, są dla siebie i innych serdeczni, mają komórki, nawet anteny satelitarne, a wynalazek w postaci kanalizacji nie jest im do szczęścia potrzebny; mają siebie, a co ja mam? Ja mam swoją Gruzję i czekające na mnie laczki w malowniczej wsi Pankisi.                                                                                                          

 

 

W Pankisi byłam do niedzieli o 6 rano miałam bezpośrednią marszrutkę do Tbilisi. Na przystanek odprowadziłam mnie cała rodzina. 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama