Reklama

Panna Marple

Kiedy pytają mnie o ulubionego książkowego detektywa to nie zastanawiam się ani chwilę i odpowiadam: Panna Marple!

Kiedy pytają mnie o ulubionego książkowego detektywa to nie zastanawiam się ani chwilę i odpowiadam: Panna Marple!

Kilka dobrych lat temu zaczytywałam się powieściami królowej kryminałów, Agathy Christie. Miały w sobie wszystko czego potrzebowałam do szczęścia, wartką akcję, łamigłówkę do rozwiązania, mnóstwo zwrotów akcji i świetnie rozrysowanych bohaterów. Jedną z najbardziej znanych bohaterek tych książek była panna Marple,urokliwa staruszka z St. Mary Mead, połączenie wścibskiej sąsiadki z naprzeciwka i Sherlocka Holmesa. I choć z pozoru wydaje się ona nieporadna i trochę zdziecinniała, to biada złoczyńcy, który zlekceważył jej prywatne śledztwo, gdyż pod burzą siwych włosów czai się ostry jak brzytwa umysł bijący na głowę wszystkich stróżów prawa. A dlaczego właśnie ona spośród setek detektywów z wyboru? Może właśnie dla tego, że to osoba, po której nikt zbyt wiele się nie spodziewa. Stróże prawa zbywają jej podejrzenia machnięciem ręki (do czasu kiedy okazuje się, że jak zwykle ma rację), wszyscy uważają ją za wścibską staruchę, a ona obserwuje, zadaje nieszkodliwe pytania, plotkuje i koniec końców zawsze bezbłędnie dochodzi do rozwiązania zagadki. Od czasu poznania tej postaci patrzę z niepokojem na śledzące mnie z balkonów sąsiadki. Na sumieniu nic nie mam, ale sama świadomość, że te przenikliwe kobiety mogą wiedzieć o mnie bardo dużo, powoduje, że po plecach przechodzą mi dreszcze.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy