Reklama

Dziwne stulecie

Kiedyś żałowałam, że nie przyszło mi żyć na przelomie XIX i XX wieku, że nie mogłam doświadczyć barwności życia międzywojennej Polski. Jednak z czasem zdałam sobie sprawę, że przyszło mi żyć w równie interesujących czasach, a kto wie, co nas jeszcze czeka...

Kiedyś żałowałam, że nie przyszło mi żyć na przelomie XIX i XX wieku, że nie mogłam doświadczyć barwności życia międzywojennej Polski. Jednak z czasem zdałam sobie sprawę, że przyszło mi żyć w równie interesujących czasach, a kto wie, co nas jeszcze czeka...

Kiedyś żałowałam, że nie mogę żyć w epoce sprzed 100 laty. Pamiętam, kiedy powoli wchodziłam w świat literatury dotykającej tematyki Polski przedwojennej, wielkulturowej, ten świat stawał mi coraz bliższy. Na zajęciach u prof. Frybesa na polonistyce czytałam pod ławką z wypiekami na twarzy "Hanemanna" Stefana Chwina, a potem przechodziłam do świata szabasowych świec z opowieści Singera, Stryjkowskiego czy Pereca. Tęskniłam za tą barwnością, kiedy czytałam moje ukochane książki o Polsce wielokulturowej, o przełomie stuleci, Niemcach, Polakach, Żydach, Rosjanach. Moja fascynacja znalazla swoje odbicie w pracy magisterskiej, w której zajęłam się pograniczem kulturowym polsko- niemieckim zarówno przed wojny jak i po niej. Temat był ważny, bolesny, bo przecież stosunki naszych dwóch narodów nigdy nie należały do łatwych. Ale za tym kryła się też fascynacja codziennym życiem, wyglądem ludzi, miast. Jeździłam do Gdańska, Wrocławia i wśród okruchów przeszłości starałam się odczarować ten świat, do którego wstępem były jedynie karty książek.

Reklama

Czytałam, "Esther " Chwina i pragnęłam choć jeden raz przejechać się powozem ulicami Warszawy, Paryża Wschodu, przekonać się, jak wyglądały ulice, kwartały kamienic, całe serce miasta, które zostało zastąpione Pałacem Kultruy i Nauki. Korzystałam więc z książek jak z wehikułu czasu, by móc zajrzeć na chwilę do Ziemiańskiej, posłuchać żartów Franca Fiszera, posłuchać kolejnego wiersza Tuwima, cytowanego nad kawą, żeby przenosić do moich ukochanych czasów międzywojnia, czasów Brunona Schulza i poetów Skamandra. Tego, jak wyglądałyby odrapane teraz z tynków kamienice, mogę dowiedzieć się ze zdjęć, zapisków, ale czy da się odczuć, jak to było pójść na tańce do Adrii albo wypić gorące kakao w Ziemiańskiej? Świat ten spotkała Zagłada i nic już nie było takie jak przedtem.

Fascynajca wróciła, kiedy pewnego dnia trafiłam na numer Literatury na świecie, a w niej na fragment książki niemieckiego dziennikarza i pisarza Alfreda Döblina. W 1924 roku przyjechał on do Warszawy i w ten sposób rozpoczęła się jego wielka przygoda, która zmieniła jego życie na zawsze. Szukał swoich żydowskich korzeni, ale w swoim repotażu z dziennikarską spostrzegawczością opisał życie codzienne głównych miast Polski. Odwiedził bowiem nie tylko Warszawę, ale również Lwów, Lublin, Wilno, Kraków oraz Wolne Miasto Gdańsk. Czytałam jego książkę po niemiecku, aż wreszcie ukazał się polski przekład. W 80-lecie jego podróży postanowiłam wykorzystać jego zapiski jako szlak mojej wędrówki po Polsce i fotografowałam to, o czym pisał Alfred Döblin. Kiedy śledziłam jego podróż po Polsce, starałam się chodzić jego ścieżkami i dokumentować to, co zostało. Żałowałam, że już nie widze tego, co jemu udało się zobaczyć. Skończyłam zdjęcia, obroniłam dyplom z fotografii i przyszło mi się pogodzić z tym, że ten świat został utracony bezpowrotnie, a mnie przyszło żyć na przełomie dwóch kolejnych stuleci.

Z dzisiejszej perspektywy, kiedy mam 35 lat, doszłam do wniosku, że jestem wdzięczna losowi. Wdzięczna za to, że przyszło mi żyć w równie interesujących czasach, że moje pokolenie ma szczęście, bo przyszło nam żyć w czasie przełomów nie tylko wieków, ale systemów politycznych i społecznych. Od 1975 roku, roku moich narodzin, w Polsce i na świecie działo się tyle interesujących jak  tragicznych wydarzeń, że czasami trudno uwierzyć, że na przestrzeni 35 lat zmieniło się tak wiele.

Urodziłam się w komunizmie, a teraz Polska jest wolnym samodzielnym krajem. Zawsze będę pamiętać tamte smutne dni stanu wonjennego, kiedy bałam się o moją mamę, wychodzącą do pracy w czasie godziny milicyjnej, ale cieszę się, że mamy to już za sobą. Traumatyczne przeżycia miały swoje szczęśliwe zakończenie. Komunizm upadał, upadł Związek Radziecki. Jeszcze w VII klasie szkoły podstawowej musiałam się uczyć struktury partyjnej PZPR, a w klasie VIII nasza zdezorientowana historyczka nie wiedziała, co ma robić dalej, nauczycielka rosyjskiego była przerażona. Mimo iż byłam dzieckiem, będę pamiętać obrady Okrągłego Stołu i pierwsze wydanie Gazety Wyborczej stworzonej na rzecz pierwszych wolnych wyborów w Polsce po II wojnie światowej. Teraz Gazeta jest prężnie działającą firmą wydawniczą, a przecież zaczynali w piaskownicy. Przez dzieciństwo i dorosłe życie przywyczaiłam się do tego, że głową Kościoła Katolickiego na całym świecie jest polski kardynał Karol Wojtyła. Przyszło mi być świadkiem jego wyboru na papieża, uczestniczką jego mszy podczas pielgrzymek do Polski, a potem opłakiwać jego śmierć, kiedy wydawało się, że świat nam runął. Podnieśliśmy się, a życie toczy się dalej.

Nie przypuszczałabym nigdy jako dziecko, że przyjdzie mi doświadczyć życia w Unii Europejskiej, że będę mogła podróżować po całej Europie, nie dostrzegając nawet granic państw. Nie przyszłoby mi do glowy, że mój kraj zostanie członkiem Sojuszu Atlantyckiego. Po lekturze książek na temat Zagłady i II wojny światowej, byłam przekonana, ze żyjemy w bezpiecznym świecie i nic takiego już nigdy się nie wydarzy. Nie wyobraziłabym sobie, że w samym środku Europy znowu dojdzie do wojny i rzezi niewinnych ludz w Bośni. Przyszło nam też doświadczyć dnia 11 września w Nowym Jorku, kiedy wpatrywaliśmy się w płonące wieżowce i zastanawialiśmy się, czy nadszedł koniec świata, świata, w jakim przywykliśmy żyć.
Kiedy rok temu obchodziliśmy 20. rocznicę wolnych wyborów w Polsce, a tym samym urodziny naszej młodej demokracji , miałam ochotę napisać podsumuwujący tekst. Zastanawiałam się wóczas, czy ta młoda demokracja zdała egzamin dojrzałości, swoistą maturę, przed którą została postawiona. Kiedy widziałam polityczne przepychanki i kłótnie oddalające od meritum najważniejszych spraw, nie byłam wówczas tego pewna. Ale kiedy przyglądałam się z daleka, obserwowałam z angielskiej ziemi to, co się działo w Polsce w obliczu katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, doszłam do wniosku, że według mnie, skromnej dziennikarki, polska demokracja zdała ten egzamin. Przyszło nam doświaczyć wielkiej tragedii, a jednak młode polskie wolne państwo działało w obliczu tego kryzysu. Co więcej, moim zdnaiem do takiego kryzysu państwa, wbrew obawom wielu osób, nie doszło. Zadziałały procedury konstytucyjne i nasz kraj był bezpieczny. Zobaczymy, jak to wszystko potoczy się dalej. Ja przyznaje, że z radością będę dalej obserwować i uczestniczyć w tym, co przyniesie los. Człowiek nigdy nie wie, co go czeka...

Mogę tęsknić za urokiem życia na początku XX wieku, ale z całym bogactwem wrażeń żyję teraz na początku XXI. Przyszło mi doświadczyć nie tylko przełomu wieków, ale i przełomu tysiącleci. Jakże więc nie cieszyć się z tak wyjątkowej okazji? Kiedy zaś najdzie mnie nostalgia, słucham sobie piosenki "Těšínská" Jaromira Nohavicy z mojego ulubionego albumu DIVNÉ STOLETÍ.
 
Kdybych se narodil před sto lety
v tomhle městě
u Larischů na zahradě trhal bych květy
své nevěstě

Moje nevěsta by byla dcera ševcova
z domu Kamińskich odněkud ze Lvova
kochał bym ją i pieśćił
chyba lat dwieśćie

Bydleli bychom na Sachsenbergu
v domě u žida Kohna
nejhezčí ze všech těšínských šperků
byla by ona

Mluvila by polsky a trochu česky
pár slov německy a smála by se hezky
jednou za sto let zázrak se koná
zázrak se koná

Kdybych se narodil před sto lety
byl bych vazačem knih
u Prohazků dělal bych od pěti do pěti
a sedm zlatek za to bral bych Měl bych krásnou ženu a tři děti
zdraví bych měl a bylo by mi kolem třiceti
celý dlouhý život před sebou
celé krásné dvacáté století

Kdybych se narodil před sto lety
v jinačí době
u Larischů na zahradě trhal bych květy
má lásko tobě

Tramvaj by jezdila přes řeku nahoru
slunce by zvedalo hraniční závoru
a z oken voněl by
sváteční oběd

Večer by zněla od Mojzese
melodie dávnověká
bylo by léto tisíc devět set deset
za domem by tekla řeka

Vidím to jako dnes šťastného sebe
ženu a děti a těšínské nebe
ještě že člověk nikdy neví
co ho čeká

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy