Reklama

Moralność dla dinozaurów

Czy oszustwo i zdrada zaczynają należeć do porządku tego świata? Powoli zaczynam gubić się w zasadach panujących w społeczeństwie. Czy związek buduje zaufanie i lojalność, czy jest wypadkową przeżyć i zmian charakterów dwojga ludzi?

Czy oszustwo i zdrada zaczynają należeć do porządku tego świata? Powoli zaczynam gubić się w zasadach panujących w społeczeństwie. Czy związek buduje zaufanie i lojalność, czy jest wypadkową przeżyć i zmian charakterów dwojga ludzi?

Moralność ..., aż musiałam przeczytać, co to znaczy, bo zaczynam mieć wrażenie, że więcej jest teraz osób niemoralnych, niż było wcześniej w moim bezpiecznym, zamkniętym w szklanym pomieszczeniu światku. Odnoszę też wrażenie, że jestem z epoki dinozaurów i mam to szczęście, że mam jeszcze znajomych, którzy też są zagrożonym gatunkiem skazanym na wymarcie przez zwiększanie się ilości kłamstw, oszustw i zdrad w otaczającym go środowisku.

Kilka lat wcześniej wydawało mi się, że jest wiele więcej uczciwych ludzi o jasnych dobrych intencjach, którzy nie chcą wyrządzić nikomu krzywdy niż dzisiaj, ale czy się nie myliłam? Przecież byłam ofiarą krętactwa i braku jakiejkolwiek lojalności. Zresztą, jak się okazało, nie jedyną. Tylko, że nie odbierałam świata z podejrzliwością i ostrożnością. To, co przeżyłam było cenną nauczką od losu, z której wnioski wyciągnęłam dopiero po otrząśnięciu się z emocjonalnego szoku. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu kilka bliskich mi osób przeżyło w podobnym czasie to, co ja. Gdy moje narzeczeństwo będące świeżym scementowaniem 8-letniego związku rozpadło się, bo nupturient nagle zapragnął mieć dziecko z inną kobietą, moja przyjaciółka po 9 latach została wyrzucona z mieszkania przez swojego chłopaka, bo stwierdził, że nie ma się gdzie podziać z nową sympatią.

Reklama

Inna bliska mi niewinna osóbka znalazła w mieszkaniu swojego wieloletniego oblubieńca bieliznę damską, nie jej rozmiaru. Ponadto słyszałyśmy, że wśród „znajomych znajomych” ktoś kogoś przyłapał na zdradzie lub odszedł, bo mu się znudziło.

Stanowiłyśmy wtedy dobrany team imprezowy. Odreagowałyśmy w ten sposób złe emocje i utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że tak dziwny przypadek nałożenia się zdrad zdarza się rzadko i ma nam uświadomić znaczenie przyjaźni. Była to czysta naiwność….. Jedynym pozytywem tych wydarzeń jest to, że utwardziły nam się charaktery. Mój na pewno - zwłaszcza, że spadły mi wtedy z nosa różowe okulary, przez które nie widziałam ludzkich wad.

I nagle świat stał się inny. Zauważyłam, że można „złapać chłopaka” na ciążę, że zanim zdecyduje się na małżeństwo trzeba rozeznać się w sytuacji finansowej partnera, albo od niego odejść, bo pojawił się ktoś majętniejszy. Facet znudzony ciężarną żoną nawiązuje romans, bo przecież też mu się coś od życia należy. A gdzie lojalność wobec drugiej osoby? Jakiekolwiek morale? Czy to w porządku robić w konia osobę, która świata poza Tobą nie widzi? Okazuje się, że to całkiem normalne i powszechne, a obecnie ktoś,  kto się rozwiódł bo żona lub mąż mniej zarabiał/ła to niemal bohater. Co się dzieje ?

W mediach nagłaśniają problem wzrastającej liczby rozwodów. Dużo się mówi o tym, że małżeństwa zawierane są zbyt pochopnie przez ludzi – zwłaszcza młodych. Młodzi ponoć zbyt się śpieszą, że związki trzydziestolatków rozpadają się z powodu zbyt intensywnego życia zawodowego, czyli robienia kariery. Moje zdanie jest inne - po prostu upadają morale społeczeństwa.  Jak nie mają rozpadać się związki skoro ludzie psują ludzi. Ktoś, kto przeżył zdradę nie jest w stanie zaangażować się w kolejne związki, tak samo mocno jak w ten poprzedni. Zaczyna być bardziej egoistyczny, więcej otrzymuje niż daje, a jeśli zaczyna odpłacać dobro dobrem to po bardzo długim czasie i z wielką ostrożnością. Nie jest w stanie założyć z powrotem różowe okulary. Cedzi słowa partnera i analizuje wszystkie wpadki. Gorzej jak przyjmie postawę typu „jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie” – tylko, że wtedy nie obrywa osoba, która „wystrychnęła go na dudka”, ale kolejna niewinna. I tak psuje nam się homo sapiens.

Wiadomo, że zdrady to nie wynalazek XXI wieku, były zawsze, ale mam wrażenie, że pokolenie mojego rocznika lat 70-tych jednak jest mniej zepsute niż młodsze. Nie twierdzę, że wszyscy są źli, ale jak obserwuję pracującą ze mną młodzież, to czuję się niereformowalna. Dla nich nie ma lojalności wobec współpracowników, liczy się tylko kariera, partner owszem, ale jak nie dorówna im kroku to zostanie sam, bo nie potrzebują kuli u nogi. Rywalizacja i brak skrupułów staje się dobrą wizytówką. No, i wygląd to sprawa priorytetowa.

Pamiętam, że będąc nastolatką trzeba było mieć hobby, określić przynależność muzyczną, tzn. popowiec, rockowiec, metalowiec. W znanej stacji telewizyjnej nadawano koncerty, na które wyczekiwaliśmy przed telewizorem, a teraz konkursy typu: kto ma lepsze części ciała albo rodzice wybiorą mi nowego chłopaka, bo ten pluje na ulicę. I czemu się dziwię, że moralność przestaje istnieć i zanikają normy obyczajowe?

W nasze życie wkracza nieuczciwa rywalizacja, szczęśliwy jest ten, który nie musi uczestniczyć w wyścigu szczurów i nie wraca sfrustrowany do domu. A zasady zostawiane są za drzwiami, bo tylko przeszkadzają. Trzeba pozbyć się sumienia i myśleć tylko o sobie. A jak pozbędziemy się sumienia to nie obchodzą nas uczucia innych, więc nie jesteśmy w stanie wytrwać w związku, być razem na dobre i złe.

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy