Reklama

Naiwność

Było to bardzo dawno temu, w czasach kiedy telefony komórkowe oglądało się tylko w filmach science fiction, a Dworzec Świebodzki we Wrocławiu służył podróżnym a nie handlarzom ciuchami, starociami i obrzydliwą kiełbasą z grilla.

Właśnie na Świebodzkim wysiadła z rannego pociągu relacji Głogów – Wrocław i skierowała się w Podwale. Była smukła, wysoka i wyglądała na 25 lat. Gdy przechodziła przez pasy nie było kierowcy, który nie zwróciłby uwagi na jej długie, opalone nogi. Gdy Podwalem dotarła do Sądowej skręciła w prawo, a potem w lewo, w Świebodzką i zatrzymała się na końcu długiej kolejki przed drzwiami dla odwiedzających areszt śledczy. Stało tam w ogonku około 20 osób objuczonych różnymi paczuszkami i reklamówkami. Alicja stanęła bezpośrednio za niską, pulchną, młodą kobietą, która również trzymała przed sobą niewielkie pudło opakowane w szary papier. Sylwia jak zawsze była dobrze ubrana i miała nienaganny makijaż. Alicja natomiast, choć miała na sobie sportową bluzkę i szorty, to wszystko to było dobrej marki i idealnie współgrało z bardzo drogimi i nieosiągalnymi na rynku adidasami. Obie znalazły się w tym miejscu aby odwiedzić swoich narzeczonych, którzy przebywali w areszcie.

Reklama

Ponieważ czas oczekiwania dłużył się, kobiety zaczęły rozmawiać. Najpierw o pogodzie, potem o facetach za murem, a jeszcze później o wszystkim. Po kilku godzinach koczowania pod aresztem wiedziały o sobie wszystko i bardzo się polubiły. Okazało się, że Alicja pochodzi z Głogowa i tam mieszka jej mama, która opiekuje się pięciorgiem dzieci jej braci, którzy są gdzieś w Polsce, a ona pomaga jej jak może. Ma też trzymiesięcznego synka z Robertem, którego zamknęli za kolejny rozbój. Małego zostawiła u mamy, żeby tu przyjechać i odwiedzić chłopaka. Sylwia natomiast odwiedzała swoją starą miłość, Heńka, który po pijaku przejechał kobietę na zebrze. Mieszkała niedaleko ronda ze swoją babcią i kilkuletnią córką, była po rozwodzie. Gdy wyszły po odwiedzinach Sylwia zaprosiła Alicję do siebie do domu na kawę.  Po następnych godzinach spędzonych na miłej pogawędce ustaliły, że Ala przyjedzie do Wrocławia z synkiem i zamieszka u Sylwii żeby mogła częściej odwiedzać Roberta. Jak postanowiły, tak też zrobiły.

Alicja nie pracowała i nie miała stałego dochodu, ale zawsze miała pieniądze. Kupowała drogie ciuchy, dokładała się do „życia”, znosiła do mieszkania Sylwii drogie sprzęty AGD. Twierdziła, że kasę dostaje od braci lub od osób, którym załatwiła przydział na mieszkania komunalne dzięki swoim znajomością w urzędzie lokalowym. Przy okazji jakiejś imprezy u Sylwii Alicja poznała jej znajomych i rodzinę. Na spotkaniu była kuzynka Katarzyna ze swoim kochankiem Romanem i sąsiadka Beata z chłopakiem Filipem. Rozmowa zeszła na temat mieszkań i koneksji, jakie miała Ala w lokalówce. Kasia bardzo napaliła się na możliwość zdobycia większego mieszkania. Od kilku lat mieszkała z dwójką dzieci w zagrzybionej komunalnej norze, której nie pomagał żaden lifting.  Również Filip był zainteresowany tym ile trzeba „dać w łapę” żeby się zakręcić koło takiego lokum. Chciał zamieszkać z Beatą i jej synem, ale u matki Beaty było to niemożliwe, a wynajem słono kosztował. Alicja opowiadała, że wszystko się da załatwić za odpowiednie pieniądze i że do podziału jest kilku urzędników i ona. Po powrocie do domu Katarzyna wierciła dziurę w brzuchu Romanowi żeby zapłacić tą łapówkę i wejść w posiadanie większego mieszkania. Romek zgasił jej zapał:

- Słuchaj Kaśka, ta Alka jest jakaś dziwna i dla mnie nie jest wiarygodna. To musi być gruby przekręt  jak bierze w nim udział tylu ludzi w urzędzie. A jak uczestniczy w nim tylu ludzi to wcześniej czy później musi się sprawa rypnąć. Dam łapówę, a wszystko się wyda i kto mi później odda kasę?

Jakiś czas potem Alicja oznajmiła, że jej ukochanego przeniesiono z Wrocławia do Nysy i poprosiła, żeby Roman i Katarzyna ją tam zawieźli samochodem . Roman się zgodził. Pojechali wieczorem, wynajęli pokój 3 osobowy w przywięziennym hotelu, żeby Alicja mogła być pod bramą z samego rana.

Wieczorem w hotelu pili wódkę i rozmawiali. Roman szczegółowo pytał o znajomości Alicji, ale niczego bliższego się nie dowiedział. Okazało się natomiast, że Ala i Romek mają wspólnego kolegę, u którego Alicja kiedyś pracowała. Rano kobieta odwiedziła chłopaka za murami a potem pojechali do Wrocławia.

Alicja nadal mieszkała z maleńkim synkiem u Sylwii. Czasami wychodziła, mówiąc, że idzie się spotkać z bratem lub kimś innym albo też, że jedzie do lokalówki żeby coś tam załatwić. Nikt nigdy nie widział żadnego z jej braci, a pytana o nich odpowiadała, że byli przejazdem, że nie mają czasu, że tylko podali jej trochę pieniędzy. Zawsze szybko wracała i zawsze po takich wyjściach miała świeży przypływ gotówki. Pewnego razu Sylwię odwiedziła Kasia. Alicja ubrała małego i powiedziała, że jedzie do administracji, bo ma się spotkać z jakąś urzędniczką w sprawie kolejnego mieszkania. Piętnaście minut po jej wyjściu Katarzyna również się pożegnała i poszła na przystanek. Jakież było jej zdziwienie gdy na ulicy spotkała Alicję.

- O! A co ty tu jeszcze robisz? Uciekł ci tramwaj?

- Nie, właśnie przyjechał od razu jak wyszłam i tak szybko wszystko załatwiłam, że już jestem z powrotem.

- No to cześć ja muszę lecieć, mój tramwaj nadjeżdża, papa.

Katarzyna wsiadła do wagonu i zaczęła się zastanawiać gdzie Ala mogła dojechać i wrócić w ciągu zaledwie piętnastu minut, no góra dwudziestu. Szybko jednak przestała się ty przejmować, bo w końcu co ją to obchodziło. Może Ala chciała po prostu pobyć sama, a powiedziała, że jedzie do urzędu. Jakie to miało znaczenie?

Przez pewien czas Katarzyna nie jeździła do kuzynki więc nie widywała również Alicji. Pewnego dnia późnym popołudniem do drzwi jej mieszkania rozległo się pukanie. Akurat z Romanem pili poobiednią kawkę. Była zdziwiona gdy zobaczyła Filipa. Nigdy u niej nie był, nie znali się dobrze. To tylko chłopak koleżanki jej kuzynki. Gdy Filip usiadł i dostał kawę zapytał czy nie widzieli Alicji, bo wszyscy jej szukają od kilku dni. Potem opowiedział jak bardzo zależało mu na załatwieniu mieszkania i jak Ala zaoferowała się z pomocą za odpowiednią kasę. Dostarczał jej pieniądze w kilku ratach, a ona zawsze prosiła żeby nie mówił nic Sylwii i pieniądze przekazywał poza jej mieszkaniem. Wszystko zaczęło układać się w całość. Ona nie wychodziła spotykać się z bratem, ale z Filipem, a rzekoma gotówka od brata to łapówka od Filipa, który tym sposobem pozbył się oszczędności. Roman stwierdził, że od początku coś mu w niej nie pasowało, a szczególnie historia o jego znajomym, u którego pracowała. Tak więc Pani Alicja zniknęła. Filip nie dał za wygraną i poszedł do urzędu, który rzekomo odwiedzała Alka. Chciał zdemaskować jej wspólników i odzyskać pieniądze. Otóż okazało się, że ona nie miała żadnych znajomości ani w lokalówce, ani w żadnej administracji czy innym urzędzie. Mało tego w urzędach zajmujących się lokalami komunalnymi wisiało jej zdjęcie jako przestroga przed oszustką. Szkoda tylko, że Filip udał się tam tak późno.

Gdy po kilku tygodniach ujęto Alę wyszły na jaw jej inne kłamstwa. Tak więc te dzieci braci, które wychowywała jej matka to w rzeczywistości jej dzieci, każde z innym i rok po roku. Matka miała jej dość i kazała jej się wynosić z tym najmłodszym, akurat nawinęła się Sylwia. Aż żal było patrzeć na zatrzymaną w areszcie Alicję. W niczym nie przypominała pięknej, długonogiej, zadbanej blondynki w drogich, sportowych ciuchach. Wyglądała na 40 lat, była zgarbiona, oczy jej zgasły a cera zszarzała. 

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy