Pomyliłam miejsce rozmowy o pracę
Czas pisać o Norwegii. Póki miałam szkołę i "normalne życie zawodowe" wiedziałam jak zarabiać pieniądze. Od czasu wyjazdu do Norwegii a potem na Cypr musiałam jako dorosła osoba nauczyć się chodzić na rozmowy o pracę. Zabiegać o etat. Bronić swoich "zawodowych racji". Nie byłam chyba w tym najlepsza. :-D
Różne rzeczy się działy. Różne sprawy potrafiłam poplątać.
Ale o tym później.
Póki co "MOJA NAJLEPSZA POMYŁKA". Opowiadając ją, doprowadzam do łez śmiechu. Zostawmy Norwegię na moment z boku - czas na gorący Cypr.
Wyobraźcie sobie, że POSZŁAM NA ROZMOWĘ O PRACĘ ALE POMYLIŁAM HOTELE. Czy zdarzyło Wam się kiedyś pomylić miejsca rozmów kwalifikacyjnych?
Zatem już piszę jak to się robi - na wypadek gdyby ktoś z Was miał ochotę tak zrobić.
Całe wybrzeże mojego miasta zajmowały hotele. Lepsze, gorsze ale turystyka na południu Cypru - w Limassol - kwitła.
Miałam dosyć wcześniejszej pracy jako barmanka, te ciągłe nocki - postanowiłam spróbować aplikować do hotelu. Jakiegokolwiek, bo w promieniu kilku kilometrów same 5-gwiazdkowe. Dostałam cynk od znajomej, że w jej hotelu szukają ludzi do restauracji. Zdziwiłam się, bo to jedyny hotel w mieście, gdzie rotacja pracowników to rzadkość. Pojechałam, złożyłam podanie nie licząc, że oddzwonią - bo rzadko stamtąd oddzwaniają. Złożyłam papiery i zapomniałam.
W drodze powrotnej weszłam do innego hotelu, wymarzonego, by w nim pracować. Nazywał się Mediterranean. Złożyłam podanie. Od razu wzięli mnie na półgodzinny obchód po plaży – miałam pracować jako barmanka na plaży w hotelu. Mój przyszły szef powiedział, że:
*da mi tą pracę, bo podoba mu się to, co widzi
*że mam energię idealną do pracy z ludźmi na plaży.
Dla formalności muszę tylko pogadać z jego szefem - zadzwoni do mnie najpóźniej do środy wieczora. Tego dnia był poniedziałek. Cała w skowronkach pognałam do domu.
Wtorek cisza.
Środa telefon milczy nadal.
W środę późnym wieczorem dzwoni telefon, nieznany numer. Nie zdążyłam dobiec do telefonu. Nalewałam wówczas piwo - nadal tkwiłam w pracy w barze irlandzkim. Mówię do szefowej, że muszę zadzwonić. Oddzwaniam, mówię, że ktoś do mnie dzwonił z tego numeru. Słyszę:
- Tak, tak, dzwoniłem. Dzwonię do Pani z hotelu Le Meridien, czy może Pani przyjść jutro o 11.30 na rozmowę?
- Oczywiście że mogę!!!
W tym momencie nie za bardzo skupiałam się na tym, z którego hotelu dzwonią. Czekałam, aż zadzwonią z Mediterranean, pech chciał, że w środę wieczorem (czyli tak jak obiecał zadzwonić Pantelis - szef barmanów) zadzwonili z drugiego hotelu, o którym już zdążyłam zapomnieć. Spróbujcie szybko powiedzieć: "lameridien i mediterien". Powiedziane szybko brzmi prawie tak samo.
- Proszę przyjść do recepcji i powiedzieć, że jest Pani umówiona z Christosem Christososem, z restauracji (to bardzo popularne na Cyprze nazywać się tak samo jak brzmi Twoje nazwisko np.: Janis Janisis)
"A jednak zadzwonili tak jak obiecali !!!"
Mimo, że o Cypryjczykach mówi się, że nie są słowni, że mydlą Ci oczy to jednak mój przyszły szef, Pan Pantelis (kto wymyśla te imiona?! jak panda z lisem) dotrzymał słowa.
Rano podekscytowana biegnę do hotelu.
W recepcji powiedzieli, że mam czekać, aż ktoś po mnie przyjdzie. Przychodzi boy hotelowy i zabiera mnie do biura. Mężczyzna w biurze robi wielkie oczy: nie wie kim jestem, po co przyszłam, o czym mówię. Jedyne co się zgadza to to, że nazywa się Christos Christosos. Pyta, z kim rozmawiałam w poniedziałek? Mówię mu z kim, dzwoni do Pantelisa. Akurat ma wolne, ale potwierdza, że ze mną rozmawiał. Dogadują się, że jutro do mnie zadzwoni jak wróci po wolnym do pracy.
Pan z biura stwierdził, że skoro już przyszłam, a Pantelis potwierdził, że ze mną rozmawiał, to on przedstawi mi szczegóły mojej przyszłej, ewentualnej pracy. Nadal nie za bardzo ogarniał, co się dzieje w jego biurze.
Wychodzę z hotelu, kilkanaście minut później dzwoni do mnie telefon. Ten sam numer, który dzwonił wczoraj wieczorem, by zaprosić mnie na rozmowę o pracę. Odbieram pewna, że dzwonią, bo zapomnieli dopytać o jakiś szczegół, coś w biurze nie zostało dograne.
- Corri (dziewczyno - po greckiej stronie Cypru na wszystkie dziewczyny mówi się Corri - chyba po to, by mieli łatwiej, bo mają problem z zapamiętywaniem imion), dlaczego nie byłaś na rozmowie?
Ja w szoku. Czy to jakiś test na odnajdowanie się w "głupiej" sytuacji?
- Jak nie byłam, jak byłam???!!!
- Jak to byłaś skoro Cię nie było. To ze mną byłaś umówiona na spotkanie.
- Powiedziałam na recepcji z kim chcę rozmawiać i zaprowadzili mnie do pewnego pana do biura. Na biurku miał tabliczkę z imieniem i nazwiskiem. To był Christos Christosos - nie wiedziałam, co się dzieje.
- Jak wyglądał ten Pan?
- Siwy, lat 50...
- Gruby? - przerwał mi.
- Tak - potwierdziłam.
- To chyba już wiem z kim rozmawiałaś. Oddzwonię do Ciebie za 30 min.
Odłożyłam słuchawkę i stałam zdębiała.
"Jak to nie byłam? Byłam przecież. Mówiłam na recepcji, że chcę rozmawiać z tym i tym człowiekiem".
30 minut później dostaję telefon:
- To będzie największa zagadka mojego życia, gdzieś ty była i z kim rozmawiała, bo spytałem wszystkie możliwe osoby, które mogłaś spotkać podczas wizyty w hotelu i żadna Cię nie kojarzy. Powiedz jeszcze raz dokładnie, co się działo jak przyszłaś do hotelu? Chcę nawet wiedzieć jakiego koloru mamy hotelową restaurację?
- Niebieską - powiedziałam pewna siebie, że przecież mam rację i nie kłamię.
- Corri!!! - my nie mamy niebieskiej restauracji.... hmm .... w jakim hotelu powiedz mi ty byłaś?
I tu okazało się, że trafiłam na rozmowę do złego hotelu.
Z jednego mnie zaprosili a do drugiego poszłam.
Pytam teraz: czy można mieć większego pecha - dwa hotele, o podobnie brzmiących nazwach ( fonetycznie czytając: Meridien i Mediterien) - pierwszy raz rozmawiając przez telefon nie usłyszałam dokładnie, z którego dzwonią. Spodziewałam się telefonu z Mediterien, a tymczasem z hotelu od znajomej, gdzie szansa na zatrudnienie była niewielka dostałam zaproszenie na rozmowę. Dodajmy do tego fakt, że w obu hotelach na podobnych stanowiskach pracowali panowie o tym samym imieniu i nazwisku - gdyby tak nie było na recepcji w złym hotelu usłyszałabym, że nie mogę się spotkać z kimś takim, bo takowy tutaj nie pracuje.
Gdy doszliśmy już do tego, że nie mają niebieskiej restauracji, że pomyliłam hotele, usłyszałam zapytanie przez telefon:
- To, że pomyliłaś hotele to już wiemy. A przyjdziesz jutro na rozmowę. Na 11?
- Przyjdę - już nie chciałam nic mówić. Zalewał mnie wstyd.
W piątek rano poszłam do właściwego hotelu na rozmowę. Mój przyszły szef przez pół spotkania śmiał się, jak można być tak roztrzepaną, żeby pomylić miejsca rozmów o pracę. Najwyraźniej dla mnie to nie problem.
Mimo wpadki zaproponował mi pracę. Miałam cały weekend, by podjąć decyzję. Pożegnałam się i wyszłam z hotelu.
Po kilku godzinach dzwoni Pantelis, który po jednodniowym wolnym chciał pogadać o wczorajszej wpadce:
- Jesteś mistrzyni. No nie wierzę! Pracuję 15 lat w hotelarstwie, ale jeszcze nigdy nie było takiej sytuacji, żeby ktoś nieproszony "wprosił się" na rozmowę o pracę do głównego szefa. A najlepsze jest to, że on chcę Cię zatrudnić.
O tym, którą pracę przyjęłam będzie później.
Więcej na www.producentkapasji.blog.pl