Reklama

Porozmawiajmy o kobiecości

Szalona moja Brukselko...

Piszę, choć pisałam do Ciebie w zeszłym tygodniu. Ale co tam! Gdzie jest powiedziane, że nie można pisać do swojej ukochanej przyjaciółki codziennie, jeśli ma się ochotę? A już zwłaszcza dylemat?

Bo wiesz... mam taki jeden. I wcale nie chodzi o faceta. Chodzi o kobietę. A właściwie to o kobiety. Nie, nie jestem lesbijką, bi też nie, o ile zdążyłam się zorientować;)

A więc rozchodzi się o konkurs. Wyhaczyłam taki jeden, w necie. Trzeba po prostu napisać dowolną formę literacką związaną z kobiecością. No i powiedz sama, co ja właściwie mogłabym stworzyć? Wiersz? W tym nie jestem najlepsza. Początkowo sądziłam, iż mogłoby to być opowiadanie - ogniste jak chilli albo słodkie jak karmelek. Ale wiesz... takich tekstów napłyną zapewne dziesiątki, a mój się w nich utopi jak mucha w krowim łajnie. (Wiem, niesmaczne porównanie... Przepraszam, jeśli właśnie jadłaś. I smacznego, by the way:) A nie o to przecież chodzi. Pomyślałam więc, że mogłabym napisać felieton - lekki tekst skreślony żartobliwym piórem o naszych zmaganiach z niedoskonałościami takimi jak mężczyźni, PMS, z życiem ogólnie. Ale przecież to wszystko już kiedyś było. Co nowego mogłabym dodać od siebie?

Reklama

Sęk w tym, że wszytko już było. Musiałabym stać się mistrzynią fantasy i napisać o kobiecie nie z Venus a Urana - taką z trzecim okiem między cyckami i zębami w waginie, by nadesłać coś oryginalnego, niepowtarzalnego. A tak porąbanej wyobraźni to ja nie mam. Boże, wstrzymaj świat... ja wysiadam:)

W zasadzie to temat rzeka. Bo sama już nie wiem, o jaką kobiecość chodzi... O naszą zdolność uwodzenia, czy może huśtawkę nastrojów spowodowaną comiesięczną burzą hormonalną? A może po prostu o cycki i jędrną pupę? Albo zwiotczały tyłek?

Ten konkurs tak mnie jakoś nastroił, że od rana gapię się w lustro i zastanawiam się, kogo w nim widzę. Spoglądają na mnie niebieskie oczy okolone rzęsami, którym co prawda brak do firanek, ale są całkiem, całkiem; lekko zadarty nos i niewyróżniające się niczym usta, nieznoszące błyszczyków. Blade policzki.

Najbardziej jednak lubię te oczy... Kiedyś mi się zdawało, że jest w nich skrawek letniego nieba, gdy się raduję i odrobina morza, gdy płaczę. Lubiłam te oczy. Zresztą ja przez całe dotychczasowe życie lubiłam siebie, nawet w najgorszym okresie jakim jest dorastanie. Pewnego dnia odkryłam jednak, że lubię siebie jeszcze bardziej. Nie młodnieję z wiekiem, ale z upływem czasu coraz bardziej się sobie podobam. Nie pomyśl, proszę, że jestem Narcyzem. Mówią, że mężczyźni są jak wino - im starsi, tym lepsi, ale tak właśnie czuję się ja, kobieta - istota bez penisa między nogami. Pomyślisz sobie może, że zaczynają mi się kanarki mnożyć pod kopułą... I dobrze! Tobie wybaczę:)

Lubiłam siebie, będac dzieckiem i jako nastolatka. Ale teraz, stojąc u progu trójki z przodu, ja siebie pokochałam. Patrząc w zwierciadło na tych dwóch moich błękitnych niebach widzę... motyle. Szalone, kolorowe, niesione wiatrem marzeń, radością życia, słodką naiwnością na lepsze jutro. Te czerwone to małe diablątka sypialniane (chyba nie muszę Ci tłumaczyć, co mam na myśli?:). Niebieskie odpowiadają za fantazję - bez nich nie jestem w stanie marzyć, śnij, ani pisać. Pomarańczowe są dowodem na mój stały apetyt na życie. Zielone to nadzieja, motor napędowy. Czarnych mam najmniej, choć są oczywiście. Ujrzysz je w moim spojrzeniu w dni pełne smutku, zwątpienia oraz złości; zaś białe zarezerwowane są na te nieliczne chwile, w których odrywam się od życia, dryfuję gdzieś i nie myślę o niczym. To najczystszy i najtrudniej osiągalny moment - błogostan.

Często stworzonka te mieszają się ze sobą jak kolorowa biżuteria w szkatułce albo czekoladki w bombonierce. Z tego morał więc, że kobieta oprócz tego, iż jest: kochana, złośliwa, radosna, żałosna, urocza, pełna nadziei, ... (wstaw, co chcesz), jest przede wszystkim SKOMPLIKOWANA (jak nauka chińskiego). Nie mniej chyba niż facet. Ale w tej właśnie zawiłości kryje się cała kobiecość, jego piękno. Niech mi ktoś powie, że życie z nami jest trudne. I ma świętą rację! A kto obiecywał, że będzie lekko? Zresztą... na co komu życie bez problemów, życie idealne? Ideały to nuda. Motyle nie mogą być nudne. Bo wtedy nie byłyby piękne. A jeśli już o tym mowa... Powiedz Ty mi, skąd w listopadzie przed moim oknem wziął się jeden z nich? Właśnie zatańczył lekko tylko dla mnie. No sama widzisz...:)

Całuję Cię mocno, moja Ty szalona, skomplikowana, a przez to tak piękna Brukselko:)

Twoja Motylica

P.S. Wygląda na to, że właśnie - całkiem nieświadomie - stworzyłam coś do konkursu. Ile warte - się okaże:)

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy