Reklama

Próba kobiecości

Tatuaż. Kwiatek – Jej palce poznawały moją chlubę. Przesuwała je po każdym płatku, powoli i dokładnie jakby chciała zapamiętać cały kontur.

Tatuaż. Kwiatek – Jej palce poznawały moją chlubę. Przesuwała je po każdym płatku, powoli i dokładnie jakby chciała zapamiętać cały kontur.

Siedzimy w zadymionej knajpce otoczone zwisającymi ze ścian starawymi instrumentami. Jak zwykle naprzeciw siebie. Między nami również nie nowy stół, chyba dębowy. Ona ćmi dowód swej słabości. Ja dopijam piwo. Warka. To najtańsze jakie tu leją. Zbieram puste kufle. Poprzednią kolejkę ona stawiała. Teraz moja kolej. Po drodze do baru mijam chłopaka z pizzą. Czuję charakterystyczny zapach duszonych pieczarek I lekko przypalonej szynki. Po piwie zawsze robię się głodna, więc szczerze mówiąc przechodzący obok młody mężczyzna nie zwrócił mojej uwagi, za to jego pizza… Duża, chyba 33 cm średnicy, szyneczka, pieczarki i mozarella. I jeszcze sos czosnkowy. Na chwilę tracę głowę, ale Piętnaście złotych z ust barmana pozwala mi na szybki come back do rzeczywistości. Wracam. Ostrożnie, byle by się nie potknąć. Miśka ma uśmiech na twarzy. Widzę, że chce sprzedać mi jakiegoś newsa.

Reklama

- Widziałaś tego mana z pizzą?

- No, coś tam widziałam. Ale fajne jedzonko miał, nie? – Zaczynałam się zastanawiać czy nie zamówić sobie podobnej.

- Gościu po drodze do stolika, tego tam w kącie, zwolnił i pod pieczarki wsadził pierścionek!

- Jaja sobie robisz! Poważnie? – ktoś mógłby nam zarzucić zbytnią ekscytację, ale w końcu nie często jest się świadkiem takich scen.

- Teraz patrz!

Faktycznie. Przy stoliku nieopodal nas siedziała para gołąbków. Gołębica występowała dziś w zwiewnej sukience koloru maliny oraz czarnych szpileczkach. Dość długą grzywkę od reszty blond włosów oddzieliła cienką atłasową opaską, dobraną idealnie do również pokrytych tkaniną butów. Czy była ładna? Z profilu tak. Mimo lekkiej nadwagi. Natomiast Pan Gołąb, całkiem niebrzydki chłopak, starannie przygotowany do swej roli, dumnie prezentował się w czarnym, zapewne jeszcze maturalnym, garniturku i jaśminowej koszuli. Widziałyśmy jak kroi pizzę i z niesamowitą precyzją układa trójkąty na talerzach. Najpierw jej, potem swoim. W końcu zaczynają jeść. A właściwie ona zaczyna. On z widelcem w ręku tylko obserwuje jej twarz. My z nim. Minuty lecą a tu brak jakiejkolwiek reakcji. - Pewnie go połknęła – stwierdzamy jednomyślnie i wracamy do naszej zaniedbanej Warki. Kątem oka widzę tylko niepokój malujący się na twarzy chłopka. Nagle do naszych uszu dociera potworny jęk. To malinowa dziewczyna złamała sobie ząb. Z tego co później wywnioskowałyśmy jeden z przednich. Biedny studencina nie miał już po co klękać. Zapłakana Gołębica rzuciła w niego wyplutym pierścionkiem i tyle ją widziałyśmy.

On chyba też.

- Biedactwo - podsumowała Miśka.

- Miejmy tylko nadzieję, że nie byli głodni.

Wybuchnęłyśmy śmiechem.

Po chwili siedzimy tak jakby to zdarzenie w ogóle nie miało miejsca, a czas jak szalony nie biegł na przód. Widzę, że chce mi coś powiedzieć… Sądząc po napięciu jakie unosi się nad stołem nie będzie to kolejna studencka anegdotka.

- Spotykam się z kimś…

No to fajnie, tylko dlaczego mówi to takim tonem? Przecież to nie jest info o śmierci jej kota, tylko ogłoszenie radosnej nowiny. Co jest?

- To dlaczego się nie cieszysz? Jak ma na imię? Fajny jakiś?

-No i tu pojawia się problem… - Wiedziałam. Żonaty!

-Nie chce się rozwieść? – zapalczywie drążyłam temat.

-…

- NO MÓW!

- Wiola.

-Co? Jaka kurwa Wiola? I co ona ma do tego?

- ONA ma na imię Wiola.

– Ok. - chyba dotarło. To znaczy, że moja najlepsza kumpela jest les… Ale przecież jestem tolerancyjna. Te wszystkie marsze, kolorowe balony i obstawa policji. To wszystko nie może przecież TERAZ pójść na marne. -Od kiedy to trwa?

-Jakieś dwa miesiące – wydukała niepewnie Miśka.

-I przez całe osiem tygodni nie mogłaś mi o tym powiedzieć?!

- A myślisz, że to takie łatwe powiedzieć najbliższej osobie, że nie spełnia się powszechnie przyjętych standardów moralnych?! A może chciałabyś dostać esa z tekstem: „Hej Słońce! Właśnie leżę sobie z moją KOBIETĄ w sypialni rodziców i jest zajebiście. Pozdro!”

Czekałam aż się zobaczymy…

-Ok. Tylko szkoda, że widzimy się tak rzadko. Dlaczego ona? Przecież nigdy nie ciągnęło cię do lasek. A teraz proszę. Wiola. A swoją drogą co to za imię?! Ciekawe czy jest stara i ma blond włosy do kostek..?

- Kojarzysz Wojtusia, tego gościa, co miał ze mną jazdy?

No coś tam wspominała, że ma pedałka za instruktora.

– No więc, spotkałam go ostatnio w Rauszu i tak jakoś wyszło, że zaciągnął mnie do Fantazji, tego GAY CLUBU, co go niedawno otwarli. Był ze swoim lubym i jeszcze z jedną laską.

-Wiolą? – Też zdarzyło mi się bywać w takich CLUBACH, ale to nie od razu powód, żeby miziać się z pierwszą lepszą…

- Nie. Sandrą. Wiola stała za barem. A, że Wojtuś poszedł korzystać z życia, panna próbowała szczęścia na parkiecie, no to ja stwierdziłam, że też się zabawię… Miałam wolną stówkę, więc wdrapałam się na jeden z tych kolosalnych stołków i z braku lepszych rozrywek zaczęłam losować sobie drinki z karty. A Wiola lała. I gadałyśmy. Kurcze, żaden facet nigdy tak na mnie nie patrzył jak ona. Nie wiem co takiego było w jej wzroku, i ile promili miałam we krwi, ale nagle poczułam tak cholerną chcicę… A ona właśnie skończyła dyżur. Na pewno chcesz tego słuchać?

- Tak. Poczekaj, wymienię kufle. – Nie wiedziałam co myśleć, ale historia zaczęła mnie wciągać.

- Wzięła mnie za rękę i zaciągnęła na sam środek parkietu. Wiesz jak nie cierpię tańczyć, ale wtedy nie o to chodziło. Świat wirował, a jej język…. Nie wiem, czy byłam wtedy do końca świadoma, że ona jest kobietą i że TAK NIE WOLNO. Tam jakoś nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy byli sobie równi, niemal każdy zabawiał się z przedstawicielem własnej płci.

-OK. Finału się domyślam. Fajna przygoda po pijaku. Ale żeby ciągle być RAZEM!? Jak Ty to sobie wyobrażasz? Przecież to nie jest świat dla homo! To jest Polska! Tu nie mieszka się ze sobą przed ślubem, a kioskarki dziurawią gumki! Ok., może trochę wyolbrzymiam, ale nikt mi nie wmówi, że tu gejów wita się z otwartymi rękami!

- Piękna, po co od razu ta panika? Jestem z laską. Fakt. Fajnie nam się gada. Fakt. Jest zajebista w łóżku. Nie przeczę. Ale przecież nikt tu się nie zamierza od razu chajtać!

- Od razu czy w ogóle?

- Jejku czepiasz się słówek. Słuchaj, mam dwadzieścia dwa lata. Zaraz będę musiała szukać tego jedynego, powiedzieć TAK , by potem zajmować się jego rozwrzeszczanymi bachorami, podczas gdy on ciężko pracujący na nasze utrzymanie będzie spędzał wieczory w towarzystwie małolat, które za pięć dych zrobią mu loda i co tylko. Oczywiście pod stolikiem, w ukryciu, bo porządny mąż i dobry ojciec nigdy nie dopuściłby się działań szkodzących jego najbliższym, patrz wizerunkowi zajebistego człowieka. Więc chyba nic dziwnego , że chcę spróbować czegoś, na co pewnie później zabrakło by mi odwagi.

- Więc to przygoda. Taki romansik z laseczką. A jak ona wygląda? Fajna jakaś?

- Wysoka, czarne oczy i czerwone włosy, to chyba wiśnia jest, i tatuaż na lewej piersi , motylek…

No to Miśka się rozmarzyła, zaraz zacznie opowiadać o jej słodkiej… A swoją drogą powiedzieć jej o mojej stokrotce na tyłku? Może nie teraz. Zwłaszcza, że nieco zmęczony barman błaga spojrzeniem byśmy już sobie poszły. Jej czerwone oczy też mówią same za siebie, swoich na szczęście nie widzę.

- Dobra piękna spadamy, bo chyba już zamykają. – ogłosiłam hasło odwrotu.

– Nom, choć z tego co zauważyłam zamknęli już jakieś pół godziny temu.

No to pięknie! Nie ma to jak dwie nachlane laski złapią głupawkę i jeszcze nie potrafią przestać beznadziejnie rżeć ze śmiechu. Ten barman zaraz nas stąd wykopie.

Dobra, nie jest źle. W końcu udało nam się opuścić MUZYKA, bo tak nazywał się ów lokal pełen starych instrumentów, i trafić na przystanek, z którego powinien odjeżdżać jeden z autobusów widmo, nazywanych szumnie przez MPK komunikacją nocną.

Noc była całkiem przyjemna, no co miał pewnie wpływ brak spoconych tłumów na ulicach, rajdowców w karetkach i samochodów, których spaliny w połączeniu z trzydziestostopniowym upałem sprawiały, że człowiek najchętniej położyłby się na jednym z podmiejskich cmentarzy i zmartwychwstał, gdy lato dobiegnie końca. I tak stałyśmy na przystanku czekając, aż komunikacja nocna dotrze i do nas. Po pół godzinnych tańcach pod plastikowym baldachimem (ktoś w pobliżu robił imprezkę, stąd muzyka) w końcu UDAŁO nam się wsiąść do autobusu linii nr 250, w którym leżało, siedziało lub wisiało jeszcze z dwieście pięćdziesiąt podobnych nam osób, a każda z nich obrała ten sam kierunek: DOM.

 

Jesteśmy. Home sweet home! Ciasny i nie własny, ale zawsze dom. Jakiś. Czyjś. Wynajęte cztery kąty – dosłownie cztery, ale to miejsce do którego póki co wracam. Dobrze, że mam dokąd wrócić…

- Ładnie tu masz. Sama urządzałaś? - Miśce wyraźnie odpowiadał klimat tego mieszkania. Pomarańczowe ściany, zielona rozkładana kanapa i tegoż koloru żółto-kwieciste zasłony. Przed kanapą niewielki sosnowy stolik, który - by ją rozłożyć - co wieczór przenosiłam pod okno. Poza tym jasna szafa, parę półek i stara drewniana toaletka. Jedyny mebel w tym mieszkaniu, o którym mogę powiedzieć MÓJ. To samo mówiła mama, gdy udało jej się go wtargać na trzecie piętro krakowskich akademików. Co mówiła babcia? Nie wiem. Ona nie studiowała. A mieszkając całe życie w chorzowskiej kamienicy miała więcej niż jeden własny mebel.

- Zmęczona? – Pytam, choć widzę, że nie spieszy jej się w objęcia Morfeusza.

- Nie bardzo. A ty? Mamy jeszcze jakieś winko? – Wiedziałam, że o to zapyta. Ale jak szaleć to szaleć! Żyjmy chwilą, nie myślmy o kacu!

- Coś się jeszcze znajdzie… Jest! Ale białe i słodkie…

- Może być! Przecież nie będziemy go dyskryminować ze względu na kolor i smak, nie? – odezwała się obrończyni uciśnionych - Daj korkociąg.

Daj. Łatwo się mówi. Może dla niektórych korkociąg na stanie jest czymś normalnym, oczywistym jak papier toaletowy w WC, ale chciałabym zaznaczyć, że istnieją jeszcze mieszkania studenckie nie będące świątyniami Bachusa. A przynajmniej jedno. Moje. A tak na serio, to prawda jest taka, że ilekroć mam ochotę na wino, to kupuję takie bez korka, odkręcane. Problem pojawia się dopiero wtedy, gdy ktoś postanawia obdarować mnie niespełna litrową butelczyną, a oczywiście nie wie o tym jednym istotnym braku w wyposażeniu nie mojego mieszkania. Na szczęście całkiem niedawno do M3 naprzeciwko wprowadził się pewien sympatyczny mężczyzna, który ilekroć się do niego zwracam z prośbą o pożyczkę tego wspaniałego sprzętu, uśmiecha się i wręcza mi go w sposób w jaki wręcza się kobiecie czerwoną różę. Mężczyzna ten mieszka sam. Na jego palcu kilka razy widziałam srebrną obrączkę. Czy jest żonaty? Trudno powiedzieć. Ale gdyby miał dzieci, syna, spokojnie mogłabym się z nim umówić. - Przykro mi, ale będziesz musiała poradzić sobie nożem albo śrubokrętem… Bo korkociągu się jeszcze nie dorobiłam.

- No cóż… Bez komentarza. Wobec tego proszę o śrubokręcik.

- Proście a będzie wam dane. - Dobrze, że dziewczyna ma wprawę, bo inaczej musiałabym budzić Pana Sąsiada. A nie wiem czy byłby z tego zadowolony…

- OPEN - tryumfowała Miśka.

- Mówimy STOP DYSKRYMINACJI! Lej to wino kobieto!

Powiedziała, że chce spróbować, bo później zabraknie jej odwagi. Być z kobietą. Dotykać ciała, które mogło by być twoim. Z ust zlizywać błyszczyk, przesuwając dłonią po gładkich udach, by w końcu usłyszeć jęk, dźwięk kobiecej rozkoszy. Dobra, przyznaję przeszło mi to kiedyś przez myśl, ale od fantazji do rzeczywistości jeszcze daleka droga i nigdy nie zamierzałam na nią wkraczać. A ona to zrobiła. Bez słowa. Z pierwszą lepszą. Przecież to ja jestem jej naj! Może gdyby powiedziała co jej się marzy… A teraz wychodzi, że a) nie ufa mi, b) wstydzi się swoich pragnień, c) jestem gorsza od jakieś pieprzonej lesby z jebanym motylkiem na cycku… Zaraz się przekonamy!

- Nigdy nie mówiłaś, że chciałabyś spróbować z kobietą…

- Naprawdę? Widocznie nigdy nie poruszałyśmy tego tematu. Ale załóżmy, że bym Ci o tym opowiedziała… Twoja reakcja?

- Kupiłabym po flaszce i pościeliła łóżko. – Moja bezpośredniość czasem mnie samą potrafi zaskoczyć, ale raz kozie śmierć! W końcu mnie też czekają poszukiwania tego jedynego – Zrobiłam tatuaż…

Z kieliszkiem w ręku zaczęłam rozpinać spodnie. Len był luźny, więc odpięcie guzika wystarczyło by opadły. Zrobiłam krok w jej kierunku. Spodnie zostały na ziemi. Moje pośladki okrywała już jedynie czarna koronka – wspomnienie po miłości, która okazała się być niczym więcej jak tylko zauroczeniem. Nota bene fatalnym zważając na fakt, iż mój luby okazał się być czterdziestoletnim tatusiem dwójki, niewiele ode mnie młodszych, dziewcząt. Jednym łykiem pochłonęłam zawartość kieliszka – przeszkadzał mi. Wzięłam jej dłoń i odchylając koronkę, pokazałam tatuaż. – Kwiatek – Jej palce poznawały moją chlubę. Przesuwała je po każdym płatku, powoli i dokładnie jakby chciała zapamiętać cały kontur.

Nie wiedziałam co zamierza, ale za nic nie chciałam by to się skończyło. Nie teraz. I wcale nie chodziło o to, co z każdym jej dotykiem we mnie narastało, o to co z całą pewnością czułam po raz pierwszy… Gra toczyła się o moje EGO. To moja chora ambicja sprawiła, że w jasno oświetlonym przez księżyc pokoju rozpięłam ten cholerny guzik. Pewna swego ciała, nie mogłam pozwolić by jakaś barmanka stała się symbolem kobiecego seksu dziewczyny, z którą spędziłam przynajmniej trzy czwarte swego krótkiego życia. Podobno ważne by mieć w życiu cele i dążyć do ich spełnienia. Więc ja miałam. Uwieść Miśkę, dziewczynę, która była dla mnie jak siostra.

Gdybym tylko wiedziała co ona w tej chwili czuje, co myśli… A ja nawet bałam się spojrzeć w jej oczy, bałam się ujrzeć w nich cokolwiek co nie było by pożądaniem czy namiętnością. Zdziwienie, kpina, śmiech – ich nie było w moim planie. Były jednak w mojej głowie i to nie dawało mi spokoju. Sytuacja podobna do tej, gdy widzi się dwóję z egzaminu, którego się jeszcze nie pisało. Nie wiem jak nazwać to uczucie… Trema? Może. W końcu miał być to MÓJ PIERWSZY RAZ. Pierwszy seks z kobietą. Ale czy do niego dojdzie?

Odwlekając moment ostatecznej konfrontacji postanowiłam stworzyć nastrój. Romantyczny. Delikatnie wzięłam jej niemalże dziecięcą dłoń, z powrotem zakryłam stokrotkę koronką i odeszłam. Puściłam Gunsów. Padło na Don’t cry. Dolałam wina. Najpierw sobie. Ona nie patrzyła, więc szybko pochłonęłam zawartość kieliszka, by chwilę później, już oficjalnie, rozlać resztę słodkiego płynu. Podając kieliszek nie mogłam już uciec od jej wzroku, zwłaszcza, że czułam jak ona czeka na to spojrzenie, czeka by wydać wyrok.

No i stało się. Jednak w jej oczach nie dostrzegłam kpiny czy zażenowania, raczej coś co przypominało ciekawość. Najprostszą, wręcz dziecięcą ciekawość. Nagle Miśka odłożyła już pusty kieliszek i nie spuszczając ze mnie wzroku zaczęła rozpinać guziczki swej jagodowej bluzki. Jej ruchy były łagodne i , co mnie zaskoczyło, NIEPEWNE. Scena jakby żywcem wyjęta z jakiegoś niezbyt wyszukanego erotyku – z pewnymi wyjątkami. Zamiast zwykle nietrzeźwych kobiety i mężczyzny w pokoju znajdowały się dwie przedstawicielki tej samej płci, a we wzroku bohaterki nie było prowokacji, wyzwania które swymi gestami rzuca kobieta mężczyźnie. Miśka nie czuła się jak gwiazda porno. Wyglądała troszkę jak dziewczynka, która świadoma swej niewinności próbuje uwieść starszego mężczyznę. Nieco zawstydzona, odpięła ostatni guzik. Jej niemałe piersi więził już jedynie różowo-czarny stanik. Na jego środku widniała mała kokardka, której wstążki chciałoby się pociągnąć, by uwolnić to co krępują miseczki. Nie raz widziałam ją w samej bieliźnie, ale nigdy tak bardzo nie pragnęłam dotknąć jej przyrumienionego ciała, ust, włosów…

Pewnym ruchem rozpięła biustonosz. Odłożyła go na kanapę, zaraz obok bluzki. Teraz stała przede mną półnaga - w długiej zwiewnej zielonej spódnicy wyglądała jak syrena z disnejowskiego filmu- wciąż dziewczęco i niewinnie. Czułam, że teraz mój ruch. Nie myśląc nad nim zbyt długo, a właściwie w ogóle nie myśląc zaczęłam głaskać jej kształtne, kobiece piersi. Chwilę później miałam ją pod sobą. Liżąc jej sutki czułam zapach lekko spoconego ciała. Wciąż pachniało kokosem. Miśka mruczała cicho, od czasu do czasu mocniej ściskając moje koronkowe pośladki.

Pojęcie seksu i stosunku płciowego zawsze były dla mnie tożsame. Mężczyzna, samiec „wchodzi” w kobietę, co obojgu ma sprawić przyjemność, radość i satysfakcję. A kobieta przecież nie może postąpić w ten sam sposób ze swoją partnerką. Brak jej WYPOSAŻENIA i predyspozycji. Tak więc na czym polega seks między lesbijkami?

Rozkosz malująca się na twarzy mojej przyjaciółki, wpływała dodatnio również na moje libido. Z każdą sekundą pragnęłam jej bardziej. Teraz to ja leżałam na flanelowej pościeli. Półnaga. Patrząc przed siebie widziałam jedynie fragment jej pomarańczowych włosów. Twarz miała schowaną w miejscu, gdzie jeszcze przed sekundą znajdowała się czarna koronka. Moje ciało pulsowało. Oddech stał się nierówny. Zamierzałam jej powiedzieć, żeby przestała, że ja też chciałabym jej… Ale nie mogłam powiedzieć nic. Czułam, że nadchodzi… Nie, nie mogła teraz przestać. Teraz kiedy ON był tak blisko, kiedy… fale ciepła i zimna przechodziły jak sztorm przez moje ciało. Mój mózg spał, a ja czułam tylko pracę mego ruchliwego serca.

Nie byłam dziewicą. Wydawało mi się, że wiem co to orgazm i jak go osiągnąć. Z partnerem lub bez. Myliłam się. I wiem, że to nie kwestia techniki. Bo Miśka nie była pierwszą, która zawitała w tamte strony. Co spowodowało, że właśnie tego wieczoru odkryłam czym jest rozkosz? Wypity alkohol czy może Guns’n’roses w tle?

Dobrze wiem, że to nie oto chodziło. Ale mam tak od razu przyznać, że po raz pierwszy było mi naprawdę dobrze właśnie z KOBIETĄ?! A przecież jestem, a przynajmniej zawsze byłam HETERO!

Pocałowałam ją. W usta. Pierwszy raz tej nocy. A już tyle się wydarzyło. Na wargach miała błyszczyk. Truskawkowy. Pierwszy raz miałam okazję skosztować truskawki z ust innych niż moje własne. Smakowała. Nie chciałam przestać. Ona w tym czasie zdejmowała ze mnie resztki bielizny. I tak bawiąc się swymi ustami leżałyśmy jak nas Pan Bóg stworzył, nie myśląc o tym co było między nami do tej pory. Jakby nasza przyjaźń nigdy nie istniała. Chciałam Miśce dać to, czym ona obdarowała mnie parę minut temu, ale nie bardzo wiedziałam jak. W końcu zdjęłam rękę z jej miękkich włosów i niepewnie sięgnęłam nieco niżej, żałując że nie jestem facetem, że brak mi tego i owego. Nie wiedziałam czy dam radę. Czy mój dotyk sprawi, że dziewczyna odpłynie, że ilekroć będzie się kochać z facetem będzie tęsknić za mną? Starałam się. Tym razem jej jęki stały się głośne, wręcz nieprzyzwoite. Podniecały mnie. Ona widząc to zaczęła bawić się moimi piersiami. Robiła to na oślep, drżąc pod wpływem ruchów mojej ręki. I znowu przyszedł ON. Tym razem skupił się na Miśce. Żegnając go, powiedziała tylko:

- Skłamałam. Wioli nie było.

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy