Reklama

Wspólna podróż w nieznane...

Dla kochanego mężczyzny, najlepszego kumpla, kompana, cudownego kochanka i ...przyjaciela. Tego, który potrafi wybaczać, ale zarazem przepraszać. Który umie dawać, ale też na swój ujmujący sposób brać. Który potrafi oczarować, rozbawić, ale też czasem narozrabiać. Ale przede wszystkim dla wspaniałego, dobrego człowieka, z którym 20 lat temu wyruszyłam w podróż w nieznane kupując bilet w formie przysięgi małżeńskiej, wówczas bezmyślnie wyklepanego pustego frazesu, bez pokrycia, a dziś w formie własnego, świadomego i przemyślanego wyboru. Dlatego dziś posłużę się własnym tekstem, na który z pewnością - mam pokrycie. Miłość, to umiejętność bycia razem bez używania słów, to tęsknota już po godzinie od wyjścia, to namiętne, szeroko otwarte oczy zwrócone w stronę nagości pomimo upływającego czasu, to dotyk, powodujący przyjemne ukłucie, to dar odgadywania myśli, to potok wypowiedzianych słów, również tych mniej przyjemnych, które nigdy nie ranią, to gra fair play w otwarte karty, w której zawodnicy stoją po tej samej stronie, co gwarantuje obojgu wygraną i nagrodę w formie niekończącej się przygody malowanej wszystkimi kolorami. I nawet smutna szarość i czerń nie wywołują burzy, bowiem wiadomo, że prędzej czy później znów zaświeci słońce! Dziś chcę nadal razem z Tobą uczestniczyć w tej grze, by móc dzielić radość z nagrody z kimś, kogo naprawdę kocham!!!

Dla kochanego mężczyzny, najlepszego kumpla, kompana, cudownego kochanka i ...przyjaciela. 
Tego, który potrafi wybaczać, ale zarazem przepraszać. Który umie dawać, ale też na swój ujmujący sposób brać. Który potrafi oczarować, rozbawić, ale też czasem narozrabiać. Ale przede wszystkim  dla wspaniałego, dobrego człowieka, z którym 20 lat temu wyruszyłam w podróż w nieznane kupując bilet w formie przysięgi małżeńskiej, wówczas bezmyślnie wyklepanego pustego frazesu, bez pokrycia, a dziś w formie własnego, świadomego i przemyślanego wyboru. 
Dlatego dziś posłużę się własnym tekstem, na który z pewnością - mam pokrycie.
Miłość,
to umiejętność bycia razem bez używania słów,
to tęsknota już po godzinie od wyjścia,
to namiętne, szeroko otwarte oczy zwrócone w stronę nagości pomimo upływającego czasu,
to dotyk, powodujący przyjemne ukłucie,
to dar odgadywania myśli,
to potok wypowiedzianych słów, również tych mniej przyjemnych, które nigdy nie ranią,
to gra fair play w otwarte karty, w której zawodnicy stoją po tej samej stronie, co gwarantuje obojgu wygraną i nagrodę w formie niekończącej się przygody malowanej wszystkimi kolorami. I nawet smutna szarość i czerń nie wywołują burzy, bowiem wiadomo, że prędzej czy później znów zaświeci słońce!
Dziś chcę nadal razem z Tobą uczestniczyć w tej grze, by móc dzielić radość z nagrody z kimś, kogo naprawdę kocham!!!

 Ona i On, obcy sobie ludzie, spotykają się na drodze zwanej życiem i próbują wyruszyć we wspólną podróż do własnego odrębnego świata. Im dłużej trwa taka podróż, tym lepiej poznają siebie, możliwości, tym więcej dokonują odkryć, dokonują wyborów, a także powiększają bagaż doświadczeń, przemyśleń i zdobywają wiedzy.

 

 

Nasza podróż, odnajdywanie siebie, budowanie wspólnego świata była różna: od wyboistej, krętej i rozbieżnej po nieskomplikowaną i równą. Nie zastanawialiśmy się, nie rozważaliśmy żadnych za i przeciw, po prostu wykupiliśmy jeden bilet i 5 października 1991 roku wyruszyliśmy na wspólną, najdłuższą wyprawę w nieznane. Obdarowując mnie bezcennym i najcudowniejszym prezentem, jaki może otrzymać kobieta, dając mi jedyne dziecko, staliśmy się najbliższymi sobie ludźmi. Wtedy jednak jeszcze tego nie wiedzieliśmy...

Reklama

 

 

Na początku „to nowe” było ciekawe i interesujące. Z biegiem czasu nasze odmienne wizje wspólnej przyszłości wydawały się nie do pokonania. Każde z nas chciało iść inną drogą, szukać czegoś odmiennego, kolekcjonować własne skarby. Żadnych ustępstw, dyskusji, kompromisów. Zmiana przedziałów, różne trasy, krótkie postoje na przeciwstawnych stacjach i gromadzenie oddzielnych bagaży, które z czasem stawały się coraz większym balastem utrudniały nam jeszcze bardziej wspólną podróż. Dość kręte drogi, z prowizorycznymi – tylko na pokaz załatanymi dziurami rozmijały się, potem na chwilę łączyły, dając nadzieję, że ten odcinek autostrady pozwoli na trochę złapać oddech i równowagę. Na moment się udawało, ale w gruncie rzeczy oddalaliśmy się i gubili coraz częściej. Podświadomie wiedziałam, że to niewłaściwa droga, ale ówczesna niezaradność, tchórzostwo i ogólna słabość charakteru sterowały moją osobowością. Coraz rzadziej spotykaliśmy się na stacji „dobre słowo”, coraz mniej bowiem mieliśmy sobie do powiedzenia.

 

 

Na szczęście KOLEJE LOSÓW NIE MAJĄ BILETU POWROTNEGO, nie można było zawrócić, a jedynie zmienić trasę. Targani mieszanymi uczuciami dokonaliśmy wyboru odrzucając ślepą uliczkę i wsiadając do właściwego pojazdu. Rozpoczęliśmy podróż przez nasz mały wewnętrzny świat a zamiast biletu przyznaliśmy sobie duży limit kredytu zaufania i daliśmy potrzebny czas, by nauczyć się siebie nawzajem i zrozumieć, że chcemy iść razem, dzielić się radością, smutkiem i troską, że chcemy się ze sobą zestarzeć w poczuciu spełnienia. Ze sztuki kompromisów moglibyśmy napisać pracę doktorską. Wszyscy wiedzą, że nie jest to łatwy kierunek do „studiowania”, ale daliśmy radę, przetrwaliśmy bardzo ciężkie sesje, których większość małżeństw niestety nie zalicza. Lata przyswajania teorii, praktyki, mnóstwo - często nieudanych doświadczeń, oblanych egzaminów, poprawek, ale wynik końcowy rekompensuje trud, pot i wylane łzy. Tak, potrzebowaliśmy więcej czasu aby się dobrze poznać, docenić nasze wzajemne zalety i polubić wady, by wreszcie się pokochać! Na szczęście nigdy nie zapomnieliśmy o naszym wspólnym największym majątku – o naszym synu. To przecież ON jest głównym bohaterem w tej podróży. Jest częścią nas obojga, głównym ogniwem, kimś kto nas połączył. Przychodząc nieświadomie na ten świat, dając niebotycznych rozmiarów radość, wstąpił do naszego grona szczęściarzy. Nawet jeśli się czasem gubi wiemy, że jest tuż obok a jego wielkie serce i nasza miłość będą dla niego dobrymi drogowskazami wzdłuż słonecznej autostrady.

 

 

Dziś, po 20 latach możemy sobie pogratulować tego, że nasza podróż ciągle trwa przy dźwiękach muzyki, którą obydwoje lubimy, tego, że śmiejemy się nie tylko na kabaretach, odkrywamy nowe zakamarki życia dzieląc się optymizmem, a wspinając się na szczyty, które można zdobyć tylko razem, gromadzimy nasze tajemnice. Lubimy ludzi, śmiech, towarzystwo, dobrą zabawę, uwielbiamy nasze wyjątkowe weekendy, przenosząc się w wyimaginowany świat fantazji, ale też szanujemy i rozumiemy nasze odmienności. Cenimy prawdziwą krytykę unikając fałszywych komplementów, nie istnieją dla nas trudne lub niewygodne tematy, sztuczny podział obowiązków. Udało nam się uniknąć wstąpienia do licznego grona papierowych małżeństw, które zabrnęły w ślepy zaułek, trwając w nich wbrew wszelkiemu sensowi, wyrzekając się indywidualnych potrzeb i samych siebie, bądź wręcz odwrotnie stawiając na chore ambicje i przekonanie o własnej wyjątkowości. Ciągle biegnąc, goniąc za czymś co nazywa się „więcej”, lub stojąc w miejscu nie robiąc nic, gubi się lub nie dostrzega małych skrawków, z których składa się szczęście.

 

 

Nie jesteśmy doskonali, wręcz dalecy od ideałów, a nasze życie nie składa się z samych cudownych chwil. Miewamy momenty zwątpienia, słabości i gorsze dni. Spotykamy również niepowodzenia, smutek i łzy. Po każdej jednak porażce nawet drobny powód do radości może urastać do rangi szaleństwa. Nabraliśmy takiego dystansu do życia i siebie samych, że przewartościowaliśmy systemy i dostrzegamy nawet najmniejsze radości. Mając wsparcie, znacznie prościej jest szybko wytrzeć nos, wyrzucić smutki za drzwi i wrócić ze słońcem. A na deser fundujemy sobie jako dodatek do tej prawdziwej harmonii słodziutką wisienkę: element zaskoczenia. To właśnie ta niewiadoma w naszej grze, to, że wciąż potrafimy się zaskakiwać i zdumiewać powoduje, że w nasz związek nie wkrada się nuda, że nie powszednieje. Nasz bagaż zawiera wszystko to, czego można chcieć od życia, ale nie można tego kupić za żadne pieniądze – wsparcie, miłość i szacunek otoczone wianuszkiem bliskich osób. Dotarliśmy do stacji „godne życie przeciętnej rodziny”, co pozwala na spokojnie przetrwanie do „wypłaty”, od czasu do czasu generujemy drobną premię na wakacje, bądź inne małe szaleństwa, ale przede wszystkim jesteśmy dyspozytorami w naszym pociągu, pędzącym w wyznaczonym przez nas tempie. Nie mogąc zatrzymać żadnego dnia, staramy się go nie stracić. Niektórzy chętnie wysadzili by nas na stacji „próżność”, ja jednak stawiam na wybór, priorytety i pułap wymagań. Nie chcemy zatracić się w całym tym szaleństwie, w walce o lepszą przyszłość podczas gdy życie ucieka przed oczami. Miara szczęścia nie istnieje, jest jedynie subiektywnym punktem widzenia. Ta jest moja.

 

 

Nauczyliśmy się cieszyć drobnymi rzeczami, umiemy brać życie garstka po garstce, nie psiocząc na cały świat, że nie dostarczono nam kilku ton szczęścia w wagonie towarowym. Popełniamy błędy, wyciągamy wnioski, ale już odpowiedzialnie, świadomie i z rozwagą realizujemy własny scenariusz, kierując się swoją hierarchią wartości i naszymi potrzebami. Zbyt wysoko podniesiona poprzeczka niesie za sobą znacznie więcej rozczarowań. Dlatego piszemy go na bieżąco, często spontanicznie, by dać szansę losowi na naniesienie korekt i weryfikację. Na pewno nie może o pretendować do Oscara, ale właśnie o to chodzi, że jest nasz! I tak na prawdę nie jest ważne, dokąd zmierzamy a to, że razem chcemy tam dotrzeć jak najprostszą drogą. Zbieramy emocje, fascynujące przeżycia i wierzymy, że i tak najpiękniejsze są te wspomnienia, które mamy jeszcze przed sobą!

 

 

Możemy być z siebie dumni, że umieliśmy wybaczyć przykrości, którymi się karmiliśmy. Możemy być dumni, że wykorzystaliśmy szansę by nigdy się nie przekonać o tym, jak krucha i cienka jest linia między miłością a nienawiścią. Może być z nas dumny nasz syn, że ma kochającą rodzinę, wzmocnioną dużą dawką własnych praktyk i doświadczeń, w której otrzyma wsparcie i zrozumienie, mknąc tą autostradą, wyścieloną miłością i szacunkiem, doceniając siebie i każdy dar od losu. Mogą być też dumni nasi rodzice, że nie zmarnowaliśmy ich bezwarunkowej miłości, że spłacamy dług za trud wychowania i troskę w postaci naszej radość i spełnienia. To dla rodziców największa nagroda, niezależnie od wieku dziecka.

 

 

Dzisiaj, dziękując Bogu i wszystkim, którzy przyczynili się do tego naszego sukcesu, życzę nam, aby ta wspólna podróż trwała jak najdłużej, a każdy jej etap sprawiał nam mnóstwo radości, dostarczał emocji i daleki był od bylejakości i szarzyzny. Chciałabym, by to nieznane, które w końcu znajdzie się w zasięgu naszej ręki nigdy nie zostało odkryte, po to, byśmy nadal potrafili się zaskoczyć, nadać zdarzeniu wyjątkowości nawet wówczas, gdy będziemy zbliżać się do znaku KONIEC. Życzę nam abyśmy na swej drodze spotykali szczerych, otwartych i optymistycznych ludzi, by przybywało nam przyjaciół i nie odchodzili ci, którzy są z nami dzisiaj. Chcę doczekać takiej chwili, kiedy będziemy spacerować z naszymi wnukami po uporządkowanym świecie, w którym coraz więcej ludzi dostanie szansę na radość i uśmiech na twarzy.

 

 

Życzę, by nasz bagaż podróżny wypełniał się nadal tym, co w życiu najważniejsze: Szczęściem.

 

 

 

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama