Reklama

Zostaw tę zdradę dla siebie kochanie

Czasami ktoś zdradza, gdyż jest niemoralny, zły. Innym razem natomiast, bo dopada go rozpacz, a ten czyn to krzyk o ratunek. Myślę, że on należy do tej drugiej kategorii. Wolę w to wierzyć. Po raz ostatni opowiem tę historię. I po raz pierwszy zarazem. Historię końca miłości, która miała być pisana latami.

Czasami ktoś zdradza, gdyż jest niemoralny, zły. Innym razem natomiast, bo dopada go rozpacz, a ten czyn to krzyk o ratunek. Myślę, że on należy do tej drugiej kategorii. Wolę w to wierzyć. Po raz ostatni opowiem tę historię. I po raz pierwszy zarazem. Historię końca miłości, która miała być pisana latami.

Czy można rozgrzeszać zło? Nadawać mu ludzki wymiar i mówić: błądzisz a więc jesteś człowiekiem?  Albo przyjąć: zdradziłeś, zasługujesz zatem na moją nienawiść? W głowie tkwi jednak myśl, że to przecież ten sam mężczyzna był kiedyś tym najwspanialszym z ludzi, który kochał, chronił przed złym światem, który znosił więcej niż wielu zgodziłoby się tolerować.  Zanim powiem więc światu: on mnie zawiódł a ja jestem ofiarą, oświadczę ze skruchą nie w porę: to ja popchnęłam go do zdrady, zaprosiłam go do niej. Słaby i skrzywdzony człowiek zagubił się i wybrał taką drogę. Najgorszą z możliwych, ale to ja narysowałam mu drogowskaz.

Reklama

Zadzwonił i powiedział: ja wtedy, no wtedy, kiedy tak strasznie się pokłóciliśmy, ja całowałem się z inną kobietą. Ja … Nie wiem, co chciał powiedzieć dalej. Wszystko byłoby i tak nieważne. Ktoś powie: pocałunek to nie zdrada. Odpowiem: staje się nią, kiedy informacja dotrze do drugiej strony. A ta druga strona nie chce wiedzieć. Nie chciałam usłyszeć tego przyznania się do winy. Jego próby ratowania resztek uczciwości. Bo ta wiedza nie daje odwrotu. Niszczy zaufanie. Skrzywdził ten, który miał chronić. Kto teraz osłoni przed rozpaczą, którą on  dał? I trzeba żyć w tym rozgoryczeniu, bólu, zwątpieniu we wszystko i wszystkich. Mimo tego, że czasami pragnienie końca jest silniejsze niż dotychczasowy zdrowy rozsądek.  

Po miesiącu przyszła refleksja: hej, czy to nie ja mu napisałam dzień przed tym cholernym pocałunkiem: „już na Ciebie nie czekam” ? Czy to nie ja krzyczałam tyle razy testując jego miłość? „Jeśli kocha, to będzie kochał bezwarunkowo.” - tak myślałam. „ Nie muszę się starać, bo przecież nie da się całe życie udawać dla kogoś. Niech kocha najgorsze moje oblicze, aby nigdy nie powiedział: kiedyś byłaś inna, oszukałaś mnie swoją osobą.” I byłam dla niego taką Cruellą de Mon. Jego łzy bólu brałam za przejaw prawdziwego oddania i zaangażowania. Jego prośby o wiarę w nas za modlitwę do jego wyroczni, którą chciałam być. Znosił to pokornie 16 miesięcy. Kolejny się dla nas nie zaczął. Byłam tylko ja i tylko on.

Zniszczyłam Ciebie Kochanie. Zniszczyłam nas. 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy