Ale się działo, to była prawdziwa wojna!
Radzi sobie na scenie i na... budowie. Wspaniała aktorka, szczęśliwa mama i mądra partnerka dla swojego mężczyzny. Piękna i spełniona kobieta.
Mówi, że to była prawdziwa wojna. Tak Grażyna Wolszczak (53) nazywa urządzanie nowego mieszkania. Pomagał jej w tym wieloletni partner życiowy, znany scenarzysta Cezary Harasimowicz (56). Musiała w tym czasie znaleźć czas na pracę w teatrze i na planie serialu "Na Wspólnej". Ma doskonały kontakt z synem i uwielbia jego narzeczoną. Marzy o... zostaniu babcią.
Pół roku temu kupiła pani mieszkanie. Jak idą przygotowania do przeprowadzki?
Grażyna Wolszczak: - W sylwestra była parapetówka. Już tam mieszkamy.
I jest pani zadowolona z nowego miejsca?
- I wykończona tym wszystkim, co się działo. Remont i urządzanie mieszkania to są duże emocje. Cały czas coś się dzieje. To jest wojna po prostu.
No, ale ją pani z pewnością wygrała? W jakim stylu jest mieszkanie?
- Ni stąd, ni zowąd w stylu nowoczesnym. Lubię bardzo stare meble, ale jak kiedyś przyjechał stary kredens, to musiał wyjechać z powrotem. Nie pasował.
Czyli jest nowocześnie? Jasne meble, metal?
- Tak. Beton, jasna podłoga, ale też trochę glamour, czyli kolorowo, bo jest różowa kanapa.
Hm, ciekawe jaki facet usiądzie na różowej kanapie?
- Tak naprawdę to kolor fuksji. A poza tym, to właśnie Cezary podjął tę decyzję.
Miała pani umowę z partnerem, że nie będzie go wciągać w prace remontowe.
- To prawda, ale na jego nieszczęście byłam ostatnie miesiące bardzo zapracowana i, niestety, musiał się aktywnie włączyć.
A syn pomagał ?
- Filip (22) już się usamodzielnił. Mieszka w swoim mieszkaniu, studiuje, ma dziewczynę.
Czy szykuje się ślub?
- Myślę, że związek jest poważny, ale nie sądzę, że to jest ten egzemplarz, który by już szybko chciał zakładać rodzinę.
Ale zgodę na tę dziewczynę już ma?
- A co ja mam do tego? Jestem zachwycona wybranką Filipa, ale nawet gdybym nie była, to starałabym się mu tego nie okazywać.
A babcią by pani nie chciała być? Nie przeraża pani taka przyszłość?
- Tęsknym okiem spoglądam na małe dzieci. Bardzo chętnie zostałabym już babcią. Ale wiem, że na wszystko przychodzi właściwy czas.
A jak pani coś takiego mówi, to jak syn na to reaguje?
- Niechętnie. No, ale ja broń Boże go nie namawiam. Jest pewna naturalna kolej rzeczy i trzeba ją zachować. Nie myślę, aby tu ingerować.
A nie myśli pani o tym, aby wziąć ślub ze swoim wieloletnim partnerem?
- Dla mnie jest oczywiste, że prędzej czy później ten ślub weźmiemy, ale ponieważ nie ma powodu, żeby to się stało teraz, to nie myślimy o tym w tej chwili.
A na czym polega tajemnica pani udanego związku z Cezarym Harasimowiczem?
- Muszą się spotkać ludzie, którzy już wiedzą, czego w życiu chcą, ale są też otwarci na potrzeby partnera. Bycie z kimś to ciężka praca.
Jest jakaś wada pani mężczyzny, nad którą musi pani najbardziej pracować?
- On ma jakąś wadę? No, może za bardzo się czasem przejmuje. Drobiazgi urastają do prawdziwych problemów. Ale szybko sobie z tym radzi.
A z jaką pani wadą on musi sobie radzić?
- Jestem bałaganiarą. Ale pracuję nad sobą. Tylko gdy Cezary wyjeżdża, to spada mi motywacja.
Ma pani sposób na udany związek. Ale i na młody, atrakcyjny wygląd.
- Dziękuję. To pozytywny stosunek do siebie i świata. Jak się lubi swoje życie, to się nie jest zgorzkniałym i jest się zdrowszym. A jak się jest zdrowszym, to się jest...
...ładniejszym. Ale co z kaloriami?
- Ja jestem genetycznym chudzielcem, aczkolwiek... z wiekiem ta bezkarność się kończy i teraz muszę już troszeczkę uważać.
Michał Wichowski
Świat i Ludzie 7/2011