Dojrzałem do roli ojca
Marcin Kwaśny -przed kamerą jest bezwstydny, w wywiadach ciągle mówi o swojej żonie.
Jest jednym z najbardziej zapracowanych młodych aktorów. Aktualnie oglądamy go w serialu "Szpilki na Giewoncie", a lada dzień zobaczymy w "Wiadomościach z drugiej ręki". Na dużym ekranie pojawił się w filmie "Rezerwat".
Ma pan na koncie coraz więcej ról i coraz więcej... scen miłosnych. Jak się panu je gra?
Marcin Kwaśny: Wstyd zostawiam od razu za drzwiami. Jestem aktorem bezwstydnym.
A jak reaguje na to pana żona, Diana?
- Ufa mi w stu procentach. Istotą każdego związku jest zaufanie. Jeżeli tego brakuje, to związek się chwieje. Trzeba dać sobie swobodę i przestrzeń życiową. Ja potrafię oddzielać pracę od życia prywatnego.
Zastanawiająco często opowiada pan o niej w wywiadach...
- Bo jakbym nie mówił, to by z wałkiem na mnie czekała! A tak na serio, to moja żona jest skromną osobą, mającą dystans do show-biznesu. Nie musi się pokazywać. Woli pozostać w cieniu. Ja rozumiem to i szanuję.
Przeciwieństwa się przyciągają. Pan przecież nie może pozostać w cieniu!
- Bardzo możliwe. Dla higieny psychicznej warto mieć poukładane życie prywatne, żeby móc się skupić na sprawach zawodowych. Inaczej to skupienie przychodzi z trudem. Dlatego mówię o żonie, bo jest o kim mówić. Diana ma osobowość, świetnie się dogadujemy i oby to trwało jak najdłużej.
Czym pana zaintrygowała, gdy się poznaliście?
- Poczuciem humoru. Ja też podobno mam poczucie humoru, przynajmniej według niej. I tak się podśmiewamy: ja z niej, ona ze mnie. Dzięki temu nabieramy do siebie i życia zdrowszego podejścia. Ciężko mnie ukłuć, bo nie pompuję balonika.
Chciałby pan kiedyś być tatą?
- Nie kiedyś. Już to czuję!
Po czym się poznaje, że to już ten moment?
- Nie jest tak, że studzę mleko w butelce i ślinię smoczek. Po prostu czuję, że dojrzałem, by mieć potomka.
Rozmawiała: Iwona Aleksandrowska
Rewia 35/2011