Reklama

Jej nowe barwy miłości

Znajduje siłę w prostym życiu, codzienności...

Wciąż ma dziewczęcą twarz Bronki z serialu "Daleko od szosy", po którym pokochała ją cała Polska. I jak przed laty lubi płakać z radości i dawać ludziom ciepło, bo życie bez uśmiechu - jej zdaniem - nie byłoby nic warte.

Ma też w sobie jakąś wewnętrzną siłę, która sprawia, że każdy ból i niepowodzenie przyjmuje z podniesioną głową. A przecież ma prawo mieć żal do losu. Sławomira Łozińska (58) jest bowiem okrutnie doświadczona przez życie, jak mało kto.

Małżeństwo z Januszem Olejniczakiem (59), w które tak bardzo wierzyła, okazało się bolesną pomyłką. Ale najbardziej trudnym doświadczeniem, którego sensu nigdy - mimo głębokiej wiary - nie będzie w stanie pojąć, była śmierć jej dziecka. Macierzyństwo było jej spełnieniem. Synów Tomasza i Pawła wychowywała zgodnie z zasadą: jak najwięcej miłości, dużo czasu poświęconego dzieciom. Mnóstwo rzeczy starali się robić razem, bo nic nie działa lepiej niż dobry przykład.

Reklama

Synowie byli ciekawymi świata, odważnymi chłopcami. Poza tym świetnie się uczyli, kochali muzykę. Tomasz poszedł na medycynę. Jego wielką pasją był sport. Kiedyś podczas treningu doznał kontuzji. - Miał nogę w gipsie. Nie dostał zastrzyków przeciwzakrzepowych. Skrzep się urwał. Rozmawiałam z nim o tym gipsie o pierwszej w nocy. O ósmej rano już nie żył - rozpacza pani Sławomira.

Od tamtych dni mija właśnie dziewięć lat. Ale to tragedia dla matki zbyt wielka, by się z niej otrząsnąć. - Kiedy traci się dziecko, wszystko co potem jest po prostu nieważne - mówi smutno aktorka.

Paradoksalnie po śmierci syna zbliżyła się do swego byłego męża. Ich małżeństwo rozpadło się pod koniec lat 90. Jak sama mówi - rozminęli się w życiu. On, skupiony na świetnie rozwijającej się karierze pianisty, nie był stworzony do związku partnerskiego. - Rodziną staliśmy się dopiero po rozwodzie. Teraz jest moim najlepszym przyjacielem. Łączy nas pokaleczona bliskość - nieśmiało wyznaje pani Sławomira.

Co ją cieszy? Drobne sukcesy. Bo na porażki znalazła sposób: ucieka w samotność lub w pracę. By zagłuszyć ból, nauczyła się języków obcych: hebrajskiego, rosyjskiego, wyszlifowała angielski. Odkryła też w sobie talent menedżera, dziś pełni funkcję dyrektora naczelnego stołecznego teatru Ateneum. Wcześniej była też wiceprezesem ZASP-u, potem członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. I nadal dużo gra - jest na etacie w Teatrze Narodowym, występuje w serialu "Barwy szczęścia".

Wielbiciele jej talentu cieszą się, że wciąż pięknie wygląda, bo czas okazuje się dla artystki nad wyraz łaskawy. Jednak największą radością lubianej aktorki jest młodszy syn Paweł. Odziedziczył po ojcu talent muzyczny, pięknie gra na skrzypcach. A Sławomira Łozińska? Czy bywa szczęśliwa? Znajomi z teatru twierdzą, że ze wszystkich sił stara się być dzielna, cieszyć życiem, swym wspaniałym synem. Ale coś w niej bezpowrotnie zgasło...

Iza Wojdak

Świat i Ludzie 19/2011

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy