Reklama

Nie chcę robić z siebie małpy

Rzadko pokazuje się publicznie. Żyje samotnie, najchętniej uprawia ogródek.

Niedawno wrócił znad morza. Pojechał do córki... pożegnać lato. Franciszek Pieczka (82) powtarza ten rytuał co roku.

- Lubię patrzeć na bezkresne morze... Kiedy jeszcze żyła moja żona, jeździliśmy tam razem... Teraz jestem samotnikiem, ale dobrze mi z tym - opowiada. Pan Franciszek jest wdowcem już od 6 lat, ale wciąż trudno jest mu się z tym stanem oswoić. - Henia zmarła w kwietniu, a w grudniu mieliśmy świętować 50-lecie naszego ślubu - wspomina ze łzami w oczach.

Od tego czasu popularny aktor najchętniej zostaje w swoim podwarszawskim domu, gdzie w ogródku uprawia bazylię, cząber, tymianek i oregano. - Trochę mi żal, że życie biegnie tak szybko. Mam jeszcze wiele planów, choć włos siwy, ale dusza wciąż młoda - mówi.

Reklama

Dlatego, gdy pięć lat temu otrzymał propozycję powrotu na mały ekran i zagrania w serialu "Ranczo", był bardzo szczęśliwy. Jednak po chwili zwątpił. Przypomniał sobie, że przecież ma poważną wadę słuchu, a to może być sporym utrudnieniem w pracy z nim dla całej ekipy. Popularny aktor dzisiaj przyznaje, że problemu ze słuchem nikt nawet nie zauważył.

- To zupełnie niepotrzebnie traktuje się jako coś wstydliwego. Niekiedy osoby z taką wadą postrzegane są przez ich rozmówców, jako te, którym... ubyło inteligencji. A przecież do niesłyszących nie docierają tylko słowa - zauważa.

Aktor cieszy się jednak, że postanowił spróbować, uległ w końcu namowom reżysera. Ale postawił jeden warunek. Zależało mu, by zgodził się na to Leon Niemczyk (†83), któremu pan Franciszek miał partnerować. - Leon ucieszył się, bo przecież niejedno razem przeżyliśmy. Wspólne sceny są jednymi z moich najmilszych wspomnień - opowiada lubiany artysta.

Przyjaciele mówią: to spokojny, prawy i uczciwy człowiek. Czarujący, o wspaniałym głosie, wielki aktor. Mógłby to świetnie wykorzystywać, ale on wyznaje zasadę, że jak ktoś będzie chciał, to i tak go znajdzie. Dlatego unika mediów i jest przeciwnikiem tezy, że aby być dobrym aktorem, trzeba bywać. - Po co robić z siebie małpę - pyta pan Franciszek.

Dobrze wie, co to popularność. Zaznał jej, szczególnie po serialu "Czterej pancerni i pies", gdzie zagrał Gustlika. Te czasy najchętniej wspomina, opowiadając dziś o nich trójce swoich wnuków. Pan Franciszek chciał zostać... inżynierem. Rozpoczął już nawet studia na Politechnice Gliwickiej, ale po miesiącu przeniósł się do szkoły aktorskiej.

- Zostawiłem kolegom indeks na pamiątkę, spakowałem walizkę i pojechałem do Warszawy - wspomina. Od początku był przekonany, że to słuszna decyzja. Dzisiaj wybrałby tak samo. Od początku był przekonany, że to słuszna decyzja. Dzisiaj wybrałby tak samo.

KL

Świat i Ludzie 47/2010

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy